Serie A. Salamon zadebiutuje?

Na ten mecz czekała cała Italia. Napoli miało udowodnić, że jest gotowe do walki o scudetto. Pokazać, że może skutecznie przeciwstawić się bogatszemu Juventusowi. Stadio San Paolo wydawało się do tego idealnym miejscem, gdyż od czasu powrotu obu drużyn do Serie A w 2007 roku, Starej Damie nie udało się jeszcze wygrać w Neapolu, a ostatni raz wrócili z tarczą z południa Włoch dwanaście lat temu.

- To nie jest mecz decydujący o tytule. Zostanie jeszcze jedenaście kolejnych – stwierdził na przedmeczowej konferencji trener gospodarzy Walter Mazzarri. Podobną tezę wygłaszali wszyscy włoscy eksperci, nie chcąc chyba niszczyć emocji kibiców związanych z walką o tytuł. Prawda jest jednak taka, że wygrana Juve zamknęłaby już ten sezon. Byłoby po herbacie.



Emocji na stadionie Świętego Pawła nie zabrakło. Chociaż po całej medialnej otoczce spodziewaliśmy się jednak czegoś więcej. Pierwsza połowa toczona pod dyktando Bianconerich, druga z minimalną przewagą Napoli.

-  Oczywiście chcieliśmy przywieźć do Turynu trzy punkty, ale remis jest sprawiedliwym rezultatem – nie ma wątpliwości zdobywca bramki dla gości Giorgio Chiellini i jest to uczciwe postawienie sprawy. Piłkarsko lepiej wyglądał Juventus, Napoli bardziej chciało, więc skończyło się podziałem punktów. Piłkę meczową dla gospodarzy miał na nodze wprowadzony z ławki rezerwowych Blerim Dzemaili, ale dobijając strzał Marka Hamsika fatalnie spudłował w prostej sytuacji.

Aha, Napoli powinno grać całą drugą połowę w dziesiątkę. Podkreślającemu na każdym kroku swoją bogobojność Edinsonowi Cavaniemu na chwilę odcięło prąd i brutalnie uderzył łokciem wspomnianego Chielliniego. Arbiter ukarał napastnika (to dobre słowo) jedynie żółtą kartką. Na niedzielnej mszy Urugwajczyk powinien dać solidną jałmużnę na tacę, bo tylko pobłażliwości sędziego zawdzięcza brak szybszego udania się pod prysznic. Podobno nawet Maciej Skorża krzyczał ze swojego apartamentu w Arabii Saudyjskiej, że to jest czerwona kartka.



Wszystko zakończyło się jednak ładnym obrazkiem, na którym po ostatnim gwizdku Cavani i Chiellini przybili sobie po piątce, wymienili się koszulkami, więc i my puszczamy tę sytuację w niepamięć.

Na szczycie tabeli Serie A został więc zachowany status quo chociaż … nie do końca. We Włoszech przy takiej samej ilości punktów decydujące są bezpośrednie mecze. Juventus pokonał u siebie wczorajszych rywali 2:0, więc teoretycznie przewaga lidera wzrosła z sześciu do siedmiu punktów.

***

Wszyscy żyją dzisiejszym El Clasico, ale Włosi przygotowali nam po emocjach w La Liga atrakcyjny deser w postaci wieczornego meczu Milan-Lazio. Tak jak sprawa mistrzostwa rozstrzygnie się RACZEJ między dwoma zespołami, tak chętnych do zajęcia trzeciego miejsca (premiowanego udziałem w eliminacjach Champions League) jest aż pięć-sześć zespołów. Będące obecnie na najniższym stopniu podium Lazio dzieli od siódmej w tabeli rewelacyjnej Catanii zaledwie pięć punktów. Między nimi dwie ekipy z Mediolanu oraz Fiorentina, a ostatniego słowa nie powiedziała jeszcze Roma, odradzająca się po zwolnieniu Zdenka Zemana. Ścisk jak na Stadionie Dziesięciolecia w czasach świetności Jarmarku Europa.

Dzisiejsze spotkanie na San Siro zapowiada się więc arcyciekawie. Milan nie może sobie pozwolić na brak awansu do przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów, bo jak wiemy oznacza to stratę kilkudziesięciu milionów euro, czym nie byłby zachwycony właściciel klubu, Silvio Berlusconi. Oczami wyobraźni widzimy również minę Mario Balotellego, który zamiast walczyć z topowymi europejskimi ekipami musiałby się kopać z ogórkami w Lidze Europy.

Zaś Lazio ostatni raz w fazie grupowej Champions League grało w sezonie 07/08 i na pewno ma apetyt, żeby ponownie zagościć w tych elitarnych rozgrywkach. Utrudnieniem jest brak ostatnio ciągle kontuzjowanego Miroslava Klose, którego stara się godnie zastępować Sergio Floccari. Bądźmy jednak poważni, to tak jakby, przy zachowaniu wszelkich proporcji, Michał Kucharczyk miał być nowym Danijelem Ljuboją.

Dla nas ten mecz może być interesujący z jeszcze jednego powodu. W obronie Rossonerich nie może zagrać zdyskwalifikowany za kartki Philippe Mexes, a telewizja Sky Sport doniosła, że trener Massimiliano Allegri testował w tygodniu ustawienie defensywy z Bartoszem Salamonem wśród czwórki obrońców. Polak jeszcze w ACM nie zagrał ani minuty, więc debiut w tak arcyważnej potyczce byłby dla niego nie lada wyzwaniem. Według „La Gazzetta Dello Sport” partnerem Cristiana Zapaty ma być jednak Mario Yepes. Nawet jeśli były stoper Brescii obejrzy po raz kolejny poczynania swoich kolegów z ławki rezerwowych, to możemy być pewni, że raczej wcześniej niż później zaliczy premierowy występ w czerwono-czarnej koszulce.

***

U pozostałych kandydatów do gry w reprezentacji Polski sytuacja niezmienna. Kamil Glik zagra jak zwykle w pierwszym składzie Torino. Na Stadio Olimpico w Turynie przyjedzie ostatnie w tabeli Palermo. Tym razem obok Polaka na środku obrony zagra Guillermo Rodriguez. Etatowy partner naszego kadrowicza Angelo Ogbonna odpoczywa w tej kolejce po sprowokowaniu dwóch rzutów karnych i okraszeniu ich czerwoną kartką w niesamowitym horrorze z Cagliari.

Gorzej wygląda natomiast położenie Rafała Wolskiego w Fiorentinie. Były zawodnik Legii, podobnie jak Salamon ciągle czeka na debiut w Serie A. Konkurencja w składzie Violi jest spora, więc tematu gry od pierwszej minuty na ten moment nie ma. Wydaje się, że trener Vincenzo Montella może dać szansę byłemu zawodnikowi Legii w momencie szybszego rozstrzygnięcia meczu (czyt. wysokiego prowadzenia lub zbierania strasznego oklepu). Do Florencji przyjeżdża w tej serii spotkań Chievo, które ostatnio przegrywa w zasadzie ze wszystkimi, więc może właśnie w niedzielę będziemy emocjonować się debiutem kolejnego rodaka w jednej z najsilniejszych lig świata?

MARCIN PĘKUL

Pin It