W Poznaniu nie dowierzają – oto Polonia Warszawa, która miała lecieć w dół, całkiem dobrze sobie radzi. Ba, w piątek zespół Piotra Stokowca ograł Lecha i wskoczył na drugie miejsce w tabeli.
Na kilka godzin przed meczem rozmawialiśmy ze znajomym, któremu zebrało się na wspominanie dawnych spotkań Kolejorza. Gdy kilka lat temu Lech spadał do drugiej ligi, po porażce w decydującym starciu, cały stadion milczał. Ludzie wracali do domów kompletnie przybici. Kto by się spodziewał, że namiastka tamtej atmosfery powtórzy się już tego wieczoru.
Najstarsi dziennikarze w loży prasowej stadionu przy Bułgarskiej przyznali, że nie znają się na piłce. Przecież tego co stało się w piątek, nie można wytłumaczyć racjonalnie. Polonia zakpiła sobie z całej ligi. Bez pieniędzy, bez jakiegokolwiek celu na sezon, bez podstawowych piłkarzy, którzy odeszli last minute. To im nie przeszkadzało, aby ograć zespół Mariusza Rumaka, którego ambicje sięgają przecież mistrzostwa Polski.
Legia dostaje w czapę od Korony, Lech od Polonii, Podbeskidzie ogrywa wysoko Jagiellonię.
Rozumiecie to? My nie.
Jeśli za coś można kochać polską piłkę, to własnie za taką Polonię Warszawa. Za nieprzewidywalność. Chłopaki grają bez presji i to im pomaga. Jak widać, pieniądze szczęścia nie dają. Być może Paweł Wszołek zagra jeszcze lepszą rundę niż jesienią i pójdzie do lepszego klubu niż Hannover. Chociaż póki co dobrze, że nigdzie nie szedł, bo teraz kisiłby w rezerwach H96, gdzieś w amatorskiej lidze niemieckiej.
Wczoraj Wszołek przeszedł obok meczu, był chyba najsłabszym ogniwem Polonii. Zagrał beznadziejnie, a jest przecież jednym z tych, którzy zostali w klubie z podstawowego składu. Polonia mimo to wygrywa. Brak słów.
W Poznaniu żartują sobie, że Stokowiec robi coś z niczego, a Rumak nic z czegoś. Jak to nastroje potrafią się szybko zmieniać. Jeszcze kilka dni temu Lecha okrzyknięto godnym przeciwnikiem dla Legii w walce o mistrzostwo, dziś poznaniacy są pośmiewiskiem. Co będzie za tydzień? Rozpoczynamy przyjmowanie zakładów.
I na koniec jeszcze słówko o Stokowcu. Tego faceta nie da się nie lubić. Wyluzowany przed meczem, wyluzowany po meczu. Na całą tę mizerną sytuację wokół klubu, w którym pracuje, patrzy z dystansem. Może to jest właśnie najwłaściwsze podejście?