Włodarczyk: Cisse chodził nago w garniturze

wlodarczykblog Ostatnio pisałem sporo o polskiej kadrze, ale dziś skupię się na moim pobycie we Francji. Dużo sobie nie pograłem, ale co zobaczyłem, to moje. Poopowiadam trochę o przedziwnym gościu, który powodował, że płakaliśmy ze śmiechu…

s.

O moim pobycie za granicą piszę też dlatego, że podoba mi się decyzja Arka Milika. Dobrze, że nie wybrał powrotu do Polski. Ja popełniłem ten błąd. W 2001 roku dostałem propozycję transferu do Auxerre i z niej skorzystałem. Niepotrzebnie po roku wróciłem, ale co miałem zrobić? Trener Guy Roux nie dokonywał żadnych zmian, zdarzały się mecze, kiedy po 90 minutach wszyscy rezerwowi siedzieli ciągle na ławce. Pierwsza jedenastka od pierwszej do ostatniej minuty, non stop. Zmiany przeprowadzał wyłącznie wtedy, kiedy wynik się nie układał. Napastnik wchodził na ostatnie minuty i miał uratować wynik. A że tych meczów, w których Roux korzystał z moich usług nie było za dużo, postanowiłem wrócić. Dostałem ciekawą propozycję od Widzewa. Klub był prężnie budowany, ja sam strzeliłem 14 bramek, po czym wróciłem do Legii.

Fajnie mnie przyjęli chłopacy z Auxerre. Początkowo dostałem zaproszenie na testy, miałem pojechać tylko na cztery dni. Planowałem wrócić do Polski, ale okazało się, że zostanę we Francji trochę dłużej. Wszystko przez prawo Bosmana, które właśnie weszło w życie w naszym kraju, wcześniej przecież nie obowiązywało. Dzięki temu posmakowałem francuskiej piłki. Wraz z klubem zdobyliśmy trzecie miejsce w lidze, zaraz za Olympique Lyon i RC Lens oraz awansowaliśmy do Ligi Mistrzów. Konkurencja była ogromna, wszak wówczas objawił się geniusz Djibrila Cisse. W tym pamiętnym sezonie zdobył 22 bramki. I weź tu wygryź go ze składu…

Kibice się ze mnie śmiali? Oni mnie uwielbiali! - Piotr Włodarczyk Blog

Jednym z rezerwowych wówczas bramkarzy był Jeremy Sopelski, Francuz polskiego pochodzenia. Nie mówił jednak po polsku. Zresztą mało się z nim kontaktowałem, bo grał w drugiej drużynie. Kumplowałem się z głównie z Finem Teemu Tainio, który lubił mieszać szampana z wódką, wesołkiem był Olivier Kapo, ale zdecydowanie za najciekawszy typ  uważam Cisse, obok którego zresztą siedziałem w szatni. W klubie był niesamowicie lubiany, w końcu wszyscy wiedzieli, że w przyszłości będzie można na nim zarobić godne pieniądze. Miał w zespole niepodważalną pozycję, chuchano i dmuchano na niego, ale – kiedy była taka potrzeba – trzeba było na niego krzyknąć. Wirtuozem żadnym nie był, jednak nadrabiał szybkością i instynktem strzeleckim.

Wyróżniał się nie tylko na boisku. Niedawno słyszałem o tym, że wydał swoją markę perfum. Na nagie ciało potrafił założyć sam garnitur, oczywiście bez bielizny. Miał swój oryginalny styl. Jaki kraj, taka moda. Bardzo lubił wydawać pieniądze na ciuchy, dużo czasu spędzał w sklepach. Trochę przesadzał, bo w dniu swoich urodzin pojawił się w sukience, do tego pijany.  Ale przynajmniej umiał się bawić! Czasem jednak przesadzał – słyszeliście o tym, jak pobił kobietę? Brak słów…

Przez kibiców Auxerre był uwielbiany, nie miał z nimi jakichkolwiek problemów. Z czasem jego wizerunek się zmieniał, w końcu nie byle kto nazywa fanów rzymskiego Lazio pier*olonymi bezmózgami. Cały Djibril Cisse. Między innymi z tego powodu miał problemy z rasizmem. Jedno szczęście, że u siebie, we Francji, był traktowany z należytym szacunkiem. Podobnie byłoby i w Polsce – słyszeliście, że miał przejść do warszawskiej Legii? To było jeszcze za czasów Jana Urbana, kiedy kompletował on kadrę na eliminacje do europejskich pucharów. Widocznie uznał, że Wladimir Dwaliszwili bardziej pasuje do jego koncepcji. Cisse, mimo wszystkich kontuzji, które przeżył, z pewnością poradziłby sobie w Polsce. Dałby Legii nową jakość.

Trenował nas Guy Roux, o którym wcześniej już wspomniałem. Wielki autorytet, który pracował w klubie 44 lata. Dzięki niemu w poniedziałki zawsze mieliśmy wolne, więc można było trochę pozwiedzać, z czego korzystałem. Na resztę dni mieliśmy rozpiskę, która nigdy nie ulegała zmianie. Poniedziałek, jak już mówiłem, zwiedzanie. We wtorek rano też wycieczka, aczkolwiek do lasu. Co tydzień to samo. Po południu małe gierki. W środę graliśmy jedenastu na jedenastu, zaś w czwartek siatkonoga. Na zwieńczenie tygodnia, czyli w piątek, ćwiczyliśmy stałe fragmenty gry. Po cichu liczyłem na zmianę grafiku, jakieś zaskoczenie, ale się zawiodłem. Przez wszystkie tygodnie zawsze robiliśmy to samo. Zawsze!

Bójka z Arboledą? Jaka tam bójka… - Piotr Włodarczyk Blog

Jego ulubieńcem był – uwaga, zaskoczenie – Cisse. Podobnie musiało być ze środkowymi obrońcami, którzy znakomicie odgrywali swoją rolę. 22-letni wówczas Jean-Alain Boumsong i dwa lata młodszy Philippe Mexes byli jedną z najlepszych par stoperów w lidze, dopiero co wchodzili do seniorskiego futbolu. Pełen podziw.

Ze mną Cisse utrzymywał dobry kontakt, chociaż wiadomo – z początku nasze rozmowy opierały się głównie na „bonjour”. Gdy nauczyłem się języka francuskiego, zacząłem przekazywać kolegom z zespołu wiedzę na temat Polski. W Auxerre występowało w przeciągu lat wielu Polaków, stąd też niektórzy już wcześniej słyszeli o naszym kraju. Kojarzyli głównie przekleństwa, w końcu nasze brzmią tak dźwięcznie. Zwłaszcza jedno… Kuchni polskiej niestety nie znali, wolą swoją, ale można im wybaczyć – francuskie jedzenie jest naprawdę dobre. Chociaż gdyby podsunąć im nasze pierogi… Shaqowi smakowały!

Parę słów należy się też kadrze… Mamy niesamowity kompleks reprezentacji Niemiec, o czym zresztą pisałem w zeszłym tygodniu ( TUTAJ ). Moja prognoza się potwierdziła – tym razem zremisowaliśmy z nimi bezbramkowo. Oglądałem całą pierwszą połowę, drugą już mniej. Jak wrażenia? Bez wrażeń. Ciekawy byłem występu Thiago Cionka. O dziwo jakichś tam błędów nie robił, ale niczego specjalnego też nie zaprezentował. Rozegrał spotkanie i… tyle. Tak bym to nazwał.

Oprócz Cionka jedną z ciekawszych postaci był Arkadiusz Milik, szkoda tylko, że wszedł w końcówce meczu. Dowiedziałem się, że będzie grał w Ajaksie Amsterdam. Bardzo mądra decyzja ze strony tego młodego chłopaka, w Holandii powinien szybciej zapewnić sobie miejsce w pierwszym składzie, aniżeli w Niemczech. Mam nadzieję, że przebije się w Amsterdamie. To już najwyższy czas. W końcu trzeba zacząć strzelać, ale, mimo wszystko, granie jest najważniejsze. Jednego możecie być pewni – jeśli nie poradzi sobie w Ajaksie, to pojawi się kolejna propozycja z zagranicy.

PIOTR WŁODARCZYK

Partnerem bloga jest serwis LEGIA.NET

Partnerem bloga jest fanpage Legio Warszawa kocham Cię

Pin It