Gdy kelner zapomina, że to klient jest najważniejszy

klich_zwolle1

Piotrek czekał ponad rok. Bilety kupił sekundy po tym, jak dopuszczono je do sprzedaży. Mimo niekorzystnego grafiku, ugadał się z Miśkiem, by ten dokończył za niego zmianę w pracy. Przed wyjściem z domu cofnął się. Musiał jeszcze wziąć piwo dla kolegi, który w jego miejsce zostanie do końca dnia. Mając wejściówkę skrytą głęboko w portfelu wsiada do tramwaju nr 103, pamiętającego aż za dobrze pierwszą kadencję prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. W pojeździe, zgodnie z planem, spotyka dwóch kumpli. Przed meczem, mimo ledwie kilku stopni Celsjusza – tradycyjne piwko w plenerze.

Śmiech, żarty, dobry nastrój. Mijają jakieś dwie godziny. Tyle, ile trwa mecz plus dogrywka. Wesołe towarzystwo zamieniło się w zgorzkniałą bandę. Uśmiechy zastąpiły grymasy niezadowolenia. Wręcz żenady. Reprezentacja Polski po raz kolejny, nie wiadomo już który, kaleczy piękną dyscyplin sportu jaką jest futbol. Zimne powietrze i zawiedzione nadzieje to mieszanka depresyjno-wybuchowa. Ktoś z oddali zaczyna intonować pieśń. Lawina głosów, coraz bardziej napędzana każdym złym zagraniem biało-czerwonych, dociera w końcu na wschodnie obrzeża Stadionu Miejskiego we Wrocławiu. Piotr i jego znajomi dołączają do chóru. Chóru sfrustrowanych, zdenerwowanych kibiców. Kobiet i mężczyzn zdzierających gardła przy słowach: Co wy robicie, Polacy co wy robicie!?

Porażka. 0:2. Najniższy wymiar kary, rażąco niewspółmierny do postawy ekipy Nawałki. Kibice milcząco rozchodzą się do pociągów, autobusów, samochodów. Miejscowi szybciej mogą zacząć proces zapominania o meczu. Piotrek i koledzy całą noc zacierają obrazy przegranej sprawdzonym trunkiem. Wódką.

Kibic budzi się, sprawdza wiadomości. Nagle dowiaduje się, że za wczorajszy „wybryk” pewien znany piłkarz chce mu wlepić zakaz stadionowy. Najlepiej dożywotni.

klich

Mężczyzna zbiera poplątane wczorajszą „czystą” myśli. Myśli, z których urodziła się następująca konkluzja: gdybym ja coś takiego powiedział w robocie, wyjebaliby mnie na zbity pysk.

***

Piotrek jest kelnerem. Za taką krytykę niezadowolonego klienta niechybnie stałby się bezrobotny. Już raczej bez perspektyw w gastronomii. Z nieznanego mi powodu mianem „kelnerów” oznacza się w futbolu najsłabsze drużyny. Chłopców do bicia, mięso armatnie, przekąski dla wielkich. Zatem nasza reprezentacja jest pełnokrwistym kelnerem. Kadra obsługuje dwóch klientów. Nierównomiernie. Polskim kibicom serwuje się przegrzane bądź niedogotowane dania. Nie do przełknięcia, nawet przy wytrzymałym żołądku. Boiskowi przeciwnicy natomiast dostają na tacy kolejne – najczęściej łatwe – zwycięstwa. Po pierwszym gwizdku sędziego biało-czerwoni stają się fast foodem dla poważnych graczy. Pardon, klientów.

Chociaż lepszym punktem odniesienia byliby chyba kamerdynerzy. Kilka lat temu bowiem z gracją otworzyliśmy drzwi do mundialu Słowenii oraz Słowacji, teraz grzecznie wpuściliśmy Ukrainę. A, że nasi sąsiedzi weszli przez wrota z całym impetem, pokonując przy tym Francuzów, to już osobna historia.

Klich uważa natomiast, że PRAWDZIWY kibic powinienem z zadowoleniem oklaskiwać każdy mecz kadry. Absolutnie – każdy. W końcu piłkarze mogli robić sto innych rzeczy, ale postanowili łaskawie tego dnia wybiec dla gawiedzi. A te chamy gwiżdżą. Pomocnik Zwolle nie rozumie jednej rzeczy – przez tych krzykaczy ma co włożyć do garnka. Bo to fani kupują bilety, karnety, koszulki i inne gadżety. Nieraz wydają na to lwią część wypłat. Oszczędności, w miejsce konta jakiegoś biura podróży, lądują w sakiewce klubu. Później jakiś procent z tego na wypłacie np. Klicha. Okrzyki „co wy robicie” to i tak najłagodniejszy wyraz niezadowolenia.

Krytyka może być przesadzona. Jak wszystko. Gdyby Hiszpanie zmieszali z błotem swoją drużynę, bo ta w finale mistrzostw Europy wygrała „tylko” 4:0 – to byłaby przesada. Gdyby buczeniem żegnać Cristiano Ronaldo, który raz zagrał słabo – to byłaby przesada. Różnica jest zasadnicza. CR7 zaprezentuje się źle raz na 30 meczów. Polska zagra dobrze raz na 30 meczów. Albo i rzadziej. Gdy 29 razy z rzędu dostajesz złe danie, masz prawo narzekać. I na kelnera i na szefa kuchni.

Może Klich patrzy na wszystko z perspektywy Zwolle? Niezbyt dużego, w skali europejskiej, miasta, zamieszkującego 121 tysięcy ludzi? Oczami PEC Zwolle? Drużyny, której największym osiągnięciem jest awans do Eredivisie. Być może tam jest lokalna społeczność gratulująca piłkarzom za to, że po prostu są. Publiczność nie wymagająca, nie krytykująca. Głaszcząca. Tak jest zapewne na peryferiach, przynajmniej tych futbolowych. Odnoszę dziwne wrażenie, że gdyby jakiś zawodników PSV lub Ajaksu, poważnych holenderskich zespołów, publicznie wniósł o 40 tysięcy zakazów stadionowych, dostałby 10 razy większą karę finansową od władz klubu. I zapewne jakieś 40 oklepów na mieście.

Nasz filozof z każdą dniem, każdą godzina, coraz bardziej się pogrąża. Najpierw migał się, że chodziło mu o trybunę vipów, jednak to nie oni nakręcali przecież doping. Dodatkowo, tych krzyczących fanów Klich określił legendarnym już mianem „Januszów”. Kłania się brak elementarnej wiedzy. Otóż prawdziwy kibic jest jak dobry przyjaciel. Gdy zasługujesz – chwali. Gdy nawalasz – opieprza. Nie przybiera pozy lizusa, wazeliniarza. W razie wpadek, permanentnych złych czynów, nie boją się mówić słów prawdy. Wiedzą, że krytyka często przynosi dobry efekt. Bo zagłaskać to można kogoś na śmierć. A to właśnie robią Janusze. Gratulują, kiedy ich piłkarz potknie się o własne nogi.

Co najśmieszniejsze, głupi wpis Klicha może mieć konsekwencje daleko wykraczające poza społeczną krytykę. Z zakazami naszego samowolnego wojewody nie zgadza się Zbigniew Boniek, a – co gorsza dla „Clichy’ego”– również Adam Nawałka, twierdząc, że „Jeśli ktoś nie radzi sobie z presją 40 tysięcy kibiców, to może czas zmienić zawód.” Gracz Zwolle nie poradził sobie z nimi na trybunach. Czy więc da radę na murawie? To niezły pomocnik, lecz selekcjonerowi nie brak problemów. Dodatkowych nie potrzebuje. 23-latek powinien więc liczyć na to, że z czasem sprawa rozejdzie się po kościach. Inaczej znów przyjdzie mu oglądać mecz kadry co najwyżej z ekskluzywnej loży.

Na koniec cios prosto w jaja. Od persony, o której w życiu byście nie pomyśleli, że jest w stanie to zrobić. Takie uderzenia bolą najmocniej. Nawet Antoni Piechniczek, mentalnie żyjący w PRLu, ma szersze spojrzenie na sprawę niż Klich.

Pewnie, że to może dziwić, ale kibica trzeba zrozumieć. Przyszedł na mecz, bo słyszał, że będzie nowe otwarcie, liczył na wygraną. Rozczarowanie wywołuje frustrację. To nie jest tylko polska specjalność. Jeśli we wtorek Francja nie odrobi strat z pierwszego spotkania z Ukrainą, to sądzi pan, że francuscy kibice pochwalą swoich piłkarzy za walkę, czy ich wygwiżdżą?

źródło: sport.pl

Skoro nawet „Piechnik”, żywy relikt, zatrzymany na 1982 roku, trzeźwo myśli, to jaki czas pasowałby Klichowi, Panu Mateuszowi Klichowi? Zapewne bierutowska komuna, gdy podczas wieców opłacano urzędujących na trybunach klakierów.

Co najmniej kilku polskich graczy chętnie opłaciłoby parę tysięcy takich klakierów. I wtedy byłby spokój. Nikt nie miałby o nic pretensji.

Po prostu raj. Bez żadnych zakazów.

TOMASZ GADAJ

fot. voetbalprimeur.nl

Pin It