TOP25 młodych trenerów (1)

Sir Alex Ferguson i Jupp Heynckes wiodą słodkie życie emeryta. Marcelo Lippi oraz Giovanni Trapattoni na uboczu. Wielcy mistrzowie, zgodnie z prawem natury, odchodzą, ustępując miejsca młodszym. Nie grozi nam jednak pustka. W kolejce po laury niecierpliwie stoją młodsi szkoleniowcy, łaknący triumfów. Którzy są najlepsi? Zapraszamy na pierwszą część naszego rankingu!

***

25. Dan Petrescu

Kat, dyktator, zamordysta. Według kapitana reprezentacji polski – najgorszy trener z jakim pracował. Któż to? Majewski? Smuda? Libor Pala? Nie. Dan Petrescu.

Gdy w 2006 roku przechodził do Wisły Kraków, przyzwyczajony do angielskich standardów Rumun zapewne nie spodziewał się , jakie lebiegi przyjdzie mu trenować w naszym kraju. Paniusie wiecznie pytające o liczbę okrążeń. Niezmotywowane pierdoły. Mentalne dzieci, biegające na skargę do prezesa z powodu zbyt ciężkich, ich zdaniem, treningów. W takich warunkach dwukrotny uczestnik mistrzostw świata długo nie przetrwał. Zalany falami lamentów Cupiał wziął stronę piłkarzy i zwolnił byłego gracza Chelsea, tym samym popełniając największy błąd odkąd zainwestował w Białą Gwiazdę.

Upokorzony Petrescu trzy lata później rozpisywał na tablicy strategię przed meczami Ligi Mistrzów. Wisła natomiast dalej kompromitowała się w Europie, po ciężkich bojach odpadając z Levadią Tallin. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że trener dokonał tego z Unireą Urziceni. Klubikiem reprezentującym 10-tysięczne miasto. Wyobrażacie sobie, ze jakiś szkoleniowiec obejmuje Puszczę Niepołomice (też dziesięć tysięcy mieszkańców) i w ciągu trzech sezonów doprowadza ją do najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywek?

Praca na południu Rumunii dała 45-latkowi trampolinę do lukratywniejszych ofert. Kubań Krasnodar sporo zapłacił, by to właśnie Petrescu wprowadził ich do rosyjskiej ekstraklasy. Były zawodnik Chelsea, gdy wykonał zadanie, wybrał jeszcze lepszą ofertę z Dynama Moskwa. Nie chciał wiecznie bić się o środek tabeli z Kubaniem. Niczym dobry najemnik, nie przywiązywał się jak dotąd nigdzie na dłużej. Po rundzie jesiennej Bialo-Niebiescy zajmują czwartą lokatę, z ledwie czteropunktową stratą do liderującego Zenitu.

Wniosek dla Wiślaków nasuwa się sam: może warto było, zamiast beczeć, wylewać siódme poty na treningach?

24. Neil Lennon

Dwa ligowe triumfy, dublet krajowego pucharu. Zaledwie 42 lata. I tylko ostatnie miejsce w naszym rankingu? Ano dlatego, że Neill Lennon laury zbiera jedynie na krajowym podwórku. A tym podwórkiem jest kadłubkowa liga szkocka, pozbawiona zdegradowanych przy zielonym stole Rangersów. Bez głównego antagonisty ta bajka jest byt przewidywalna. Pokonanie rywali pokroju Motherwell czy Hearts to bowiem wyzwanie równe przebyciu papierowej gazety bazuką. Niemniej Ulsterczyk zapisał w najnowszej historii The Bhoys ładną kartę. Nie tylko jako piłkarz. Rok temu, dzień po rocznicy 125-lecia klubu, ekipa z Celtic Park pokonała u siebie FC Barcelonę, co dało jej awans do fazy pucharowej Ligi Mistrzów. W tych właśnie przebłyskach, chwilach poważnego futbolu danego Celtikowi kilka miesięcy w roku podczas Ligi Mistrzów bądź Ligi Europejskiej, dojrzeć można kunszt 42-latka. U siebie kolega Artura Boruca potrafi grać szybko, dynamicznie – jak na Scottish Premier League oczywiście – by na starykontynentalnej arenie uwypuklać inne atuty: umiejętność zwężanie pola gry, defensywę, zawziętość.

Lennon był od lat niejako przygotowywant do roli menedżera Celtiku. Takiego swojego, z krwi i kości, ściśle związanego z klubem. Defensywny pomocnik pierw spędził siedem tłustych lat jako gracz The Hoops, by potem szlifować talent prowadząc rezerwy. Szansa na osiodłanie drużyny z Glasgow nastąpił w 2010 roku, gdy dokończył sezon, w miejsce Tony’ego Mowbraya, jako menedżer tymczasowy. Tymczasowy szybko zmienił się w stałego. Trwa to już trzy lata i, jeśli nagle nie wyrośnie na szkockiej ziemi nowa potęgą, trwać będzie zapewne jeszcze bardzo długo. Po prostu – Lennon nie ma z kim przegrać w kraju Williama Wallace’a.

Właściwie problem Irlandczyka z Północy ma tylko jeden – jest Protestantem, co czasami nie dochodzi do głów co bardziej radykalnych fanów The Bhoys.

23. Mirko Slomka

Iluż chłopców marzy o tym, by zostać profesjonalnym piłkarzem. Ulubieńcem tłumów, gwiazdą i idolem milionów ludzi, milionerem, który fortuny dorobił się robiąc to co kocha. Podobne, piękne marzenia miał również nastoletni Mirko Slomka. Młody Niemiec musiał je jednak brutalnie zweryfikować, gdy w wieku 22 lat doznał kontuzji, która zmusiła go do zakończenia – i tak mało obiecującej – kariery piłkarskiej. Slomka jednak swojej pasji nie porzucił – złapał się fachu trenerskiego, w którym wiedzie mu się już nieporównywalnie lepiej.

W wieku 30 lat, w 1998 roku Slomka wziął pod swoje skrzydła pierwszy zespół – juniorów Hannoweru 96, który prowadził przez rok, szlifując w tym czasie takie talenty jak Gerald Asamoah, Per Mertesacker, czy Sebastian Kehl. Następny rok początkujący szkoleniowiec spędził trenując młodzieżową drużynę Tennisu Borussii Berlin, a za dobrą pracę wykonaną został nagrodzony awansem na trenera pierwszej drużyny. Stamtąd wyciągnął go Rafl Rangnick, nominując Niemca na swojego asystenta w czasie pracy jako szkoleniowiec Hannoveru 96. Był to pierwszy powrót Slomki do klubu z Saksonii.

Po kilku latach pracy u boku Rangnicka w H96, Mirko przeniósł się do Schalke 04, aby pracować jako asystent… Ralfa Rngnicka. Slomka spędził u boku tego trenera łącznie sześć lat, po których klub z Westfalii postanowił dać mu szansę samodzielnego poprowadzenia drużyny.  Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę – Schalke zakończyło sezon 2005/2006 na 4. miejscu a w następnym uplasowało się na drugiej pozycji w tabeli zaraz za fenomenalnym wówczas Stuttgartem. Kolejna kampania niestety nie była już tak udana w wykonaniu klubu z Veltins-Arena – Slomka został w 2008  roku zwolniony z powodu fatalnych wyników.

Mimo to, został on zapamiętany jako zdolny, młody, obiecujący trener i po roku rozbratu z trenerką, Mirko Slomka po raz drugi powrócił do Hannoveru i przejął funkcję trenera pierwszego zespołu, którą piastuje do dziś. W swoim pierwszym sezonie (2010/2011) na AWD-Arena Slomka osiągnął z zespołem historyczne, 4. miejsce w tabeli Bundesligi, co pozwoliło H96 na udział w rozgrywkach w Ligi Europy zakończony dopiero w ćwierćfinale porażką z późniejszym triumfatorem turnieju – Atletico Madryt. W kolejnym sezonie zespół Slomki znów zameldował się w fazie grupowej LE, tym razem jednak kończąc swój udział na 1/16 finału, gdzie H96 nie podołał miliarderom z Machaczkały.

Slomka, mimo, że jeszcze nie przekroczył pięćdziesiątki ma na koncie już 277 meczów na najwyższym poziomie rozgrywek w roli pierwszego szkoleniowca. Ma duże doświadczenie zarówno jeśli chodzi o Bundesligę, jak i w rozgrywkach międzynarodowych. Jego drużyny preferują ofensywny, otwarty futbol, który tak kochają kibice, za gwarancję emocji w spotkaniach takich drużyn. Mirko Slomka jest również dobrym pijarowcem i inteligentnym człowiekiem, który jednak równocześnie odznacza się nieprzeciętną charyzmą w kontaktach z zawodnikami. Bez dwóch zdań – nieraz jeszcze usłyszymy nazwisko Slomka, w kontekście najważniejszych futbolowych wydarzeń na świecie.

22. Thomas Tuchel

Dziwnie się składa, że wybitni trenerzy często byli w przeszłości defensorami. Równie często bywa tak, że szkoleniowcy dokonujący wielkich rzeczy dawniej kopali się w czoło. Biorąc pod uwagę te kryteria, Thomas Tuchel ma ogromny potencjał. Co udowadnia już zresztą w Mainz.

Granie na co najwyżej średnim poziomie Niemiec zakończył mając ledwie 25 lat, z powodu kontuzji chrząstki. Nie mogąc już spełnić marzenia o zostaniu następcą Franza Beckenbauera piłkarza, postanowił dogonić „Cesarza” przynajmniej w trenerce. W 2000 roku objął kadrę U-19 VFB Stuttgart, by pięć sezonów później koordynować działanie wszystkich grup młodzieżowych w FC Augsburg. Chwilę potem zawitał do FSV Mainz, gdzie znów uczył 19-latków. Niemal dekada pracy z młodymi zawodnikami zrobiła swoje. Tuchel nie boi się stawiać na nieopierzonych graczy. Pod jego skrzydłami rozwinął się między innymi Lewis Holtby.

Na przeskoku z opiekowania się młodzieżowcami do bycia trenerów seniorów sparzyło się wielu szkoleniowców. Ale nie Tuchel. 40-latek wygrzebał FSV Mainz  z dolnych rejonów Bundesligi, doprowadzając Die Nullfunfer do piątej lokaty w sezonie 2010/2011. Jak to zrobił? Wysokim pressingiem, stawiając ciężar gry na środek pola oraz taktyczną elastycznością. Z 4-2-3-1 na 4-3-2-1 w kilka sekund? Nie ma problemu. Niemiecka dyscyplina i młodzieńcza fantazja – składowe sukcesu Thomasa Tuchela.

Niemniej wydaje się, że czas 40-latka w Mainz dobiega końca. Z tej drużyny wyciśnięto już chyba maksimum, a każdy dodatkowy sezon w Nadrenii spowolni koniunkturę na wychowanka TSV Krumbach. A ta istnieje, gdyż ów trener był już wymieniany w kontekście pracy w Bayernie Monachium oraz Schalke Gelsenkirchen.

21. Vincenzo Montella

Vincenzo Montella to były napastnik Romy i to właśnie ostatni przystanek kariery piłkarskiej okazał się tym pierwszym w zawodzie trenera. 39-latek wcielił się w rolę strażaka i spróbował zgasić pożar po Claudio Ranierim w lutym 2010 roku. W pewnym stopniu mu się to udało, bo z trzynastu spotkań przegrał zaledwie trzy (jego poprzednik przegrał trzy mecze w ciągu miesiąca). Formuła dobrego kumpla, który jeszcze niedawno dzielił szatnię z kilkoma piłkarzami obecnego składu, nie przypadła jednak do gustu szefom Romy. Wymarzyli sobie przeniesienie modelu Barcelony na włoski grunt i bez żalu podziękowali Montelli. Włoch nie mając wyboru, musiał zrobić krok w tył i przyjąć ofertę przeciętnej Catanii. Na Sycylii wykonał po prostu „dobrą robotę” zajmując miejsce w środku stawki, dał się poznać jako dobry taktyk sprawiający problemy najlepszym ekipom. Przełomowe dla Montelli było lato 2012 roku, kiedy ambitni właściciele Fiorentiny zdecydowali się powierzyć mu odbudowę drużyny, która przez lwią część minionego sezonu musiała martwić się o utrzymanie w Serie A. Chyba nawet sam Włoch nie przypuszczał, że 38 kolejek później, po ostatnim gwizdku sędziego, uroni kilka łez z powodu przegrania o dwa punkty rywalizacji o miejsce premiowane występami w Lidze Mistrzów. Dziś jego drużyna jest w wąskim gronie, które rozstrzygnie między sobą czołowe lokaty, a po boisku w jej barwach biegają takie gwiazdy jak Giuseppe Rossi, Mario Gomez, Borja Valero, Joaquin czy Juan Cuadrado.

Przed Montellą rysuje się wielka przyszłość jako młodego trenera, który nadaje na tych samych falach z wieloma piłkarzami i wyciąga z nich maksimum. Jego podopieczni grają miłą dla oka, techniczną, ofensywną piłkę, często pozwalając przeciwnikom na zbyt wiele. Prawie 40-letni Włoch wydaje się nie mieć ulubionego systemu gry, zawsze starając się dopasować taktykę do dostępnych zawodników. W Romie postawił na 4-2-3-1, Catania to głównie 4-3-3 często przechodzące w 3-5-2, a Fiorentina znów odwrotnie: 3-5-2, które stopniowo wyewoluowało w 4-3-3, ale Montella lubuje się w ciągłym żonglowaniu ustawieniami i personaliami, między innymi dlatego Rafał Wolski miał w poprzednim sezonie dwie niespodziewane szansy w pierwszej jedenastce. Tego przedstawiciela włoskiej myśli szkoleniowej cechuje chłodny, analityczny umysł. Bardzo rzadko okazuje swoje emocje na ławce trenerskiej.

20. Marc Wilmots

Kandydatura niejako na zachętę. Wróżenie z fusów, pomieszane z nadzieją na świeży oddech w futbolu reprezentacyjnym. Oddech być może znad Flandrii i Walonii, dający podstawy by wierzyć, że przyszłoroczny mundial w Brazylii nie będzie rywalizacją tylko i wyłącznie tradycyjnych potęg. Bo trenerskie CV Marca Wilmotsa jest póki co skromniutkie. Dwa epizody w Schalke i St. Truident oraz rola asystentura u boku Dica Advocaata, następnie Georgesa Leeskensa nie powalałaby nawet w kontekście wyścigu po kadrę reprezentacji Polski. Po raz kolejny okazało się jednak, że selekcjoner a trener klubowy to dwie różne bajki.

Na miarodajną ocenę przyjdzie czas dopiero w lipcu przyszłego roku. Gdy już będziemy bogaci w wiedzę na temat gry i rezultatu belgijskiej ekipy podczas brazylijskiego mundialu. Wtedy okaże się, czy kopalnię talentów może poprowadzić nawet teściowa Wilmotsa, czy jednak to nie takie samograj jak na papierze. Będący trenerem-kumplem 44-latek póki co świetnie daje sobie radę, choć pierwsze niepokojące symptomy już nadeszły – Czerwone Diałby przegrały towarzyskie mecze z Kolumbią i Japonią. No i na Fellainim i spółce ciąży presja czarnych koni turniejów. Reputacja, która prawie zawsze kończy się źle dla ekipy obdarowanej tym mianem.

19. Slaven Bilić

Ten przypadek pokazał,jak ważne czasem w karierze trenerskiej jest posiadanie doświadczenia z boiska. Bilić to jeden z ojców wielkiego sukcesu Chorwatów, czyli brązowego medalu Mistrzostw Świata 1998. Osiem lat później chorwacka federacja szukała następcy sowicie opłacanego Zlatko Krajncara. Rekonesans był trudny, bo nikt nie chciał pracować za marne 5 tysięcy euro miesięcznie. Nikt oprócz Bilicia. Były obrońca West Ham z miejsca zdobył sobie szacunek kibiców i piłkarzy, którzy świetnie pamiętali go z boiska. Ze swoją drużyną pojechał na dwie wielkie imprezy. Przed EURO 2008, w eliminacjach, wyrzucił Anglików. W turniejach finałowych nie miał szczęścia. Na austriacko-szwajcarskich boiskach Hrvastka przegrała  z Turcją, a w 2012 trafiła do jednej grupy z późniejszymi mistrzami i wicemistrzami Europy. 45-latek przez sezon prowadził Lokomotiw Moskwa, teraz realizuje się w Besiktasie Stambuł.

Bilić to bardzo nietuzinkowa osobowość. Ukończył studia prawnicze  w Zagrzebiu, a jego pasją są filozofia i psychologia. Oprócz tego jeszcze słucha muzyki metalowej. Uwielbia zdobić ciało kolczykami.Każde wakacje spędza na motorze, przemierzając Lazurowe Wybrzeże. Mówi się, że trenerzy będący w przeszłości obrońcami, przede wszystkim stawiają na defensywę. Motto Bilicia brzmi: ofensywny futbol zawsze będzie nagrodzony przez tłumy.

18. Murat Yakin

Helwecki Bayern Monachium – to dość precyzyjne i zasłużone określenie dla FC Basel. Szkoleniowcem drużyny z Bazylei jest 49-krotny reprezentant Szwajcarii i mający na koncie ponad 100 występów w barwach RotBlau obrońca Murat Yakin. Choć Yakin jest na mocy ius sanguinis obywatelem Turcji, to urodził się i wychowywał w Szwajcarii. Jego młodszy brat – Hakan, ofensywny pomocnik – podobnie jak Murat został piłkarzem i zrobił chyba nawet większą karierę niż pierworodny państwa Yakinów.
Jeśli chodzi o karierę szkoleniową obecnego opiekuna FC Basel, to 39-latek nie ma bogatego portfolio. Prowadził szwajcarską Lucernę, FC Thun, rezerwy Grasshoppers Zurych, był nawet asystentem menedżera Koników Polnych, a w październiku 2012 objął FC Basel, zastępując na stanowisko trenerskim Heiko Vogela. Wtedy rozpoczęła się przygoda Yakina z futbolem nieco większego formatu niż na szwajcarskiej miedzy. Helweci na drodze do triumfu w Lidze Europejskiej zostali zatrzymani dopiero w półfinale i to przez późniejszych mistrzów – Chelsea Londyn. Wcześniej wyeliminowali m.in. Dnipro Dniepropietrowsk, Zenit Sankt Petersburg czy – po heroicznym boju i dramatycznych rzutach karnych – Tottenham Hotspur. W tym sezonie co prawda nie udało im się wyjść z grupy w Lidze Mistrzów, jednak dwukrotnie pokonali faworyzowaną Chelsea Londyn Jose Mourinho. Sam Yakin uważa Portugalczyka za swojego idola i wzoruje się na jego pracy. FC Basel to drużyna poukładana pod każdym względem, a Yakin nie ma prawa narzekać na warunki, w których przychodzi mu pracować. Ma do dyspozycji słuszny budżet na wzmocnienia, zmodernizowany stadion i infrastrukturę a także silną, wyrównaną kadrę. Valentin Stocker, Yann Sommer, koszmar obrońców Chelsea Londyn Mohamed Salah czy Marcelo Diaz to gracze, którzy budują sobie solidną markę i być może niedługo pójdą śladami Xherdana Shaqiriego i Granita Xhaki. Nie można zapominać o niezawodnym Marco Strellerze, którzy na strzelaniu bramek dla FCB zjadł zęby. Znakomita forma, zgranie, ofensywna, widowiskowa gra, którą przyjemnie się ogląda, to w dużej mierze zasługa „nowej miotły” w Bazylei.
17. Ole Gunnar Solskjaer
Kto by się spodziewał, że ten człowiek kiedyś będzie wymieniany w gronie ewentualnych trenerów Manchesteru United. Cichy, skromny, robiący – nieco na uboczu – swoje. Wieczny, ale perfekcyjny rezerwowy. Legendarny Zabójca o Twarzy Dziecka. Ole Gunnar Solskjaer. Jako szkoleniowiec raczkował u boku Sir Alexa Fergusona, gdy w sezonie 2007/2008 był trenerem napastników. Norweg w tej roli sprawdził się chyba kapkę lepiej niż Tomasz Frankowski u Franciszka Smudy, gdyż United w tamtym czasie zdobyło podwójną koronę. Wychowanek Clausenengen następnie opiekował się drugim zespołem ‚Czerwonych Diabłów”, który doprowadził do wygrania ligi rezerw. Nadeszła oferta przejęcia ojczystej kadry, lecz Solskjaer nie czuł się jeszcze na sił, by podjąć takie wyzwanie. 40-latek jednak postanowił zadziałać na poważnie w seniorskiej piłce, obejmując Molde. Z trapionego kłopotami przeciętniaka, mimo kiepskich początków, były napastnik przekształcił w ligowego hegemona, zdobywając dwa z trzech ostatnich mistrzostw Tippeligaen. Na dokładkę – tegoroczny puchar kraju. In minus można zapisać porażkę w dwumeczu z Legią Warszawa, dzięki czemu Molde nie zagrało nawet w Lidze Europejskiej. A jak pokazuje ten sezon, Legionistów na Starym Kontynencie mógł ograć każdy, kto posiadał 11 ludzi regularnie, choćby dla rekreacji, kopiących futbolówkę.Solskajer odważnie stawia na młodzież, nieraz sprowadzając do Molde byłych podopiecznych z rezerw United, którzy nie łapali lub cały czas nie łapią się do pierwszej drużyny. Niemniej czas w Norwegii dobiega chyba już powoli końca. Czas na prawdziwe wyzwanie w trenerskim życiu Ole. Mówiło się o Aston Villi, mówiło się o Blackburn, coś tam wspominano nawet o Manchesterze United. Kto zresztą wie – może w razie dalszych kiepskich wyników Moyesa, na Old Trafford znów niebawem zobaczymy Zabójcę o Twarzy Dziecka?
16. Michael Laudrup
Gdyby piłkarskie umiejętności przekładały się na zdolności szkoleniowe, to dziś o posadę jednocześnie drżeliby Carlo Ancelotti, Jose Mourinho i Pep Guardiola. Bo może ich miejsce zechciałby przejąć Michael Laudrup. Chociaż media spekulowały już o możliwym angażu Duńczyka na Santiago Bernabeu, nie wiadomo jednak na ile były to dziennikarskie wymysły, a na ile prawdziwe informacje. Swoją drogą to dziwne, że 49-latek nie dostał jeszcze szansy w klubie z najwyższej półki, angaż otrzymując jak dotąd w zespołach co najwyżej solidnych. Może brakuje mu buty, cwaniactwa, bezczelności? taki Marco Van Basten, również gracz wybitny, od lat nabiera coraz to nowe drużyny na firmowy uśmiech nr 6 i sławę legendy futbolu. Bez sukcesów. A skromny rycerz (tytuł ten dzierży od 2000 roku), osiąga z przeciętniakami często wyniki ponad stan.
Laudrup trenerskiego bakcyla złapał u boku serdecznego przyjaciela Włodzimierza Lubańskiego, Morten Olsena. U niego kończył przygodę jako piłkarz, a zaczynał jako trener, początkowo w roli asystenta selekcjonera duńskiej kadry. Tandem pracował ledwie dwa lata. Po odpadnięciu Danii w 1/8 koreańsko-japońskiego mundialu, Laudrup zapragnął działać na własną rękę. Nomen omen, kolega „Lubana” po dziś dzień trwa jako opiekun „Duńskiego Dynamitu”. Wracając do bohatera notki – były rozgrywający samodzielnie zaczął pracować w Borndby, z którym dwa razy sięgnął po Puchar kraju, jednokrotnie wygrywając ligę. W 2007 roku nastąpiło lądowanie w ukochanej przez 49-latka Hiszpanii. getafe pod wodzą starszego z braci Laudrupów doszło do ćwierćfinału Pucharu UEFA, starszej siostry Ligi Europejskiej, odpadając dopiero po dramatycznym, zawierającym w sobie dogrywkę dwumeczu z Bayernem Monachium. Sukces na chwilę usunął się w cień, gdy nadeszła oferta ze Spartaka Moskwa. Rosja jednakże Rycerzowi nie służyła. Zimno, niecierpliwi prezesi, mało pojętni zawodnicy. Chociaż Skandynaw, ten Duńczyk jest zdecydowanie ciepłoluby. Trudno o gorętsze miejsce niż Majorka. Gorące nie tylko ze względu na temperaturę powietrza. Tamtejsze RCD trzy lata temu znajdowało się na skraju przepaści. Finansowej i sportowej ruiny. W spartańskich warunkach Laudrup uratował drużynę z Balearów przed spadkiem. Może robiłby to do dziś, gdyby nie honor. Lorenzo Serra Ferrer, ówczesny, wyjątkowo nielubiany prezes klubu, zwolnił dotychczasowego asystenta trenera, Erika Larsena. Według Laudrupa – niesłusznie, wiec w geście solidarności podał się do dymisji.
Od zeszłego roku Michael Laudrup kontynuuje w Swansea pracę Brendana Rodgersa. Duńczyk znalazł spokojną przystań. Nie za ciepłą, ale z pod licznymi względami Iberyjską. Wielu Hiszpanów oraz kataloński styl gry, dzięki któremu Walijczycy zyskali miano „Swanselony”. 49-latek znalazł idealne otoczenie. Obdarza on bowiem swoich podopiecznych dużą swobodą, na wzór Barcelony a’la Johan Cruyff. Od Morten Olsena zakochał się w ustawieniu 4-2-3-1, niezwykle elastycznym i stwarzającym wiele możliwości w ofensywie systemie. Na tyle udanie zaadaptował go Swansea, że Łabędzie zdobyły Puchar Ligi, dzięki czemu oglądamy ich teraz w Lidze Europejskiej.
Pytanie – jak długo jeszcze Laudrup będzie trzymał się na europejskim drugim planie? W końcu jakiś wielki klub zgłosi po niego. I okaże się, czy Duńczyk będzie równie efektowny na trenerskim Olimpie, jak jeszcze kilkanaście lat temu na murawie.
Już za tydzień, w czwartek, kolejny odcinek TOP25. Poznacie nasze typy na miejsca od piętnastego do piątego. Zapraszamy!
TOMASZ GADAJ, MICHAŁ SIWEK, HENRYK PISZCZEK, KAMIL ROGÓLSKI, MARIUSZ JAROŃ
Pin It