Oto najbardziej irytujący piłkarz Ekstraklasy

Każdy z nas ma w Ekstraklasie swojego „ulubieńca”. Wiecie, kogoś, kogo zagrania powodują u nas odruchy wymiotne, kogo podania są mniej dokładne od GPS-u w Endomondo, a czas reakcji wolniejszy od działania Instagramu na Androidzie. A jeśli dodamy do tego skrajny idiotyzm tego zawodnika oraz fakt, że część mediów stara się nam wmówić, że jest on zdolnym piłkarzem, to wyznacznik poziomu absurdu wyrywa się, by wyjść ze skali. O kim mowa? Oczywiście o Patryku Mikicie, młodej gwieździe Widzewa Łódź.

HDP-RGOL-640x120

O tym, że Widzew ma w tym sezonie problemy, wiemy już wszyscy. O tym, że co rundę stara się ratować miejsce w Ekstraklasie i wymienia większość piłkarzy – również. Zimą łupem działaczy łódzkiego klubu padły m.in. takie asy jak Marek Wasiluk, Mateusz Cetnarski czy wspomniany wcześniej Mikita, którzy w domyśle tych pierwszych – mieli pomóc Widzewowi w utrzymaniu. Jak można było się domyślić, wymieniona trójka – podobnie jak cała drużyna, szału nie robi, ale w ostatnim meczu z Cracovią, po raz kolejny w oczy rzuciła nam się pewna rzecz: wypożyczony z Legii napastnik nie nadaje się do gry w Ekstraklasie.

TUTAJ czytaj o niesamowitym wyczynie Marcina Robaka!

Zacznijmy jednak nie od piłki, a od Facebooka. To właśnie na nim Mikita zdążył się już kilka razy skompromitować, a zdanie o nim wyrobili sobie już chyba wszyscy, z prezesem Leśnodorskim na czele, który na Twitterze pisał o nim „Sam musi sobie pomóc, bo inaczej będzie to kolejny zmarnowany talent”. Oto kilka perełek z udziałem 20-latka, który jak widać wyznaje złotą zasadę: „Nie podoba się? To zrób lepiej!”

A tu jeszcze dość komiczna próba wytłumaczenia się z żenujących postów:

Z bólem serca wróćmy jednak do piłki. O Mikicie – mimo jego niewielkich sukcesów – pisało się już dużo i zwłaszcza po pierwszym meczu w Legii, przeważnie w samych superlatywach. W Warszawie na szczęście nie sugerowano się jego udanym debiutem i szybko poznano się na jego zachowaniu (tym pozaboiskowym również), jesienią nie dając mu wielu minut na grę, a zimą wypożyczając go do walczącego o utrzymanie Widzewa z konkretnym celem – złapania doświadczenia na boiskach Ekstraklasy. Łodzianie mieli – i cały czas mają – problem ze zdobywaniem goli, więc przyjście Mikity pozornie było im na rękę.

TUTAJ sprawdź, kto zostanie mistrzem Polski!

20-latek w nowym klubie prezentuje się jednak katastrofalnie. Zero wartości dodanej, zero jakiegokolwiek zagrożenia pod bramką przeciwnika. Bilans po sześciu kolejkach wiosną – 325 minut i dwie żółte kartki. Do tego pewnie jakieś 178 niecelnych podań i o połowę mniej strzałów w każde miejsce na stadionie, tylko nie w bramkę. W sobotnim spotkaniu z Cracovią cały zespół Widzewa harował, wszyscy, co do joty – mimo niewielkich atutów czysto piłkarskich, gryźli trawę i starali się wydrzeć Cracovii trzy punkty. A Mikita? Wszedł na boisko w 61. minucie i jedyne czym się wyróżnił to masą strat. I jednym strzałem, który był mniej więcej tak samo groźny, jak bawiący się grzechotką noworodek. Może więc Patryk, urodzony legionista, celowo usiłuje pogrążyć nielubiany w Warszawie Widzew?

Mimo tego, że w ekstraklasie piłkarskich nieudaczników jest dużo więcej, żaden z nich nie jest tak irytujący jak Mikita. 20-latek prezentuje to, co najbardziej nas w młodych piłkarzach odrzuca – połączenie głupoty pozaboiskowej z tą boiskową. Wrzucanie na Facebooka filmów z imprez, dyskusje na nim na poziomie kłótni kloszardów plus wyłączone myślenie na murawie – to musi dać mieszankę wybuchową. Jeśli więc – parafrazując prezydenta – za pięć lat spytacie mnie: kim jest Patryk Mikita?, idąc za Bogusławem Leśnodorskim, odpowiem wam - nikim…

WIKTOR DYNDA

Fot. Radosław Jóźwiak, Widzewiak.pl

Pin It