Quenelle – najdroższy gest Nicolasa Anelki

Możesz ćpać. Możesz chlać na potęgę. Możesz bić żonę. Bez konsekwencji. Ale żeby stracić kontrakt, wystarczy jedna antysemicka wypowiedź. Jak Charlie Sheen w „Dwóch i pół”. Czasem nie trzeba nawet nic mówić. Wystarczy gest. Gest, jak się okazuje, warty nawet parę milionów funtów. Rocznie.

Nicolas Anelka co prawda narkomanem raczej nie jest, delirki też nie ma zaliczonej, a i nic o damskim boksie w kartotece nie odnotowano. 28. grudnia jednak wystarczyło kilka sekund, by wywołać lawinę, mogącą przynieść straty rzędu wartości niezłego piłkarza z Championship.

Po zdobyciu premierowej bramki dla West Bromwich Albion uśmiechnięty Francuz przystawił lewą dłoń, z obciągniętym palcami, ku prawemu, wyprostowanemu ramieniu. Obraz dla przeciętnego człowieka zupełnie neutralny, ewentualnie odebrany jako nieco udziwnione celebrowanie gola. Cieszynka ta jednak spowodowała duży szum. Nie tylko w Anglii. Jej echo dotarło aż nad Lazurowe Wybrzeże.

A wszystko przez jedno słowo. La quenelle.

Czym jest quenelle? Dosłownie to słowo znaczy… pieróg. Lub podłużna ryba śródziemnomorska. Tyle ze słownikowych definicji. Z grubsza ujmując, quenelle to znak. Miks odwróconego Sieg Heil i Bras d’Honneur, latynoskiego odpowiednika Gestu Kozakiewicza. Za jego twórcę uznaje się francuskiego satyryka Dieudonné’a M’bala M’bala. Komik przedstawił światu swoje dzieło w 2009 roku, gdy przebierał się za polityka i z ramienia partii antysyjonistycznej nieudanie ubiegał się o mandat europarlamentarzysty. 48-latek nigdy nie twierdził, że gest ma charakter antysemicki. Ma pokazywać sprzeciw wobec syjonizmowi oraz przeciwko rządzącemu estabilishmentowi. Nie wszyscy jednak pojęli subtelną różnicę między syjonizmem a semityzmem. W sieci zaczęły pojawiać się zdjęcia ludzi wykonujących quenelle w mało stosownych miejscach, jak Oświęcim czy muzuem Anny Frank. Chcąc nie chcąc, mowa ciała Dieudonné’a stała się niejako jednym z symboli neonazizmu. Przynajmniej we Francji. A jak wiadomo, w dzisiejszych czasach opinia przeciwnika Żydów, choćbyś nim w rzeczywistości nie był, nie jest zbyt pomocna.

Zachowanie po golu z Newcastle spowodowało, że quenelle stało się nie tylko elementem kanapowej polityki we Francji i bohaterem kilku niesmacznych zdjęć. Anelka, dzięki swojej sławie, rozprzestrzenił ów gest – jeśli nie na całą Europę – to przynajmniej na jej zachodnią część, ze szczególnym uwzględnieniem dwóch państw między kanałem La Manche.

Piłkarz rękami i nogami broni się przed łatką antysemity. Snajper twierdzi, że celebrowanie gola miało być jedynie hołdem dla Dieudonne’a, jego przyjaciela, ściganego we Francji za kontrowersyjne poglądy.

Sześć sekund. Przystawienie ręki do ramienia i kilkunastometrowy trucht. Zaledwie tyle wystarczy do wywołania burzy. Zachowanie 35-latka komentowali nie tylko ludzie związani z Premier League, ale nawet ci zasiadający na najwyższych szczeblach władzy kraju Francois Hollande’a. Valerie Fourneyron, minister sportu, nazwała gest rodaka „hańbiącym”, „prowokującym” i „antysemickim”. Ze sporą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że to zdanie podziela sam prezydent, nieraz zachęcający do torpedowania wystąpień Dieudonné’a. Satyryk już teraz ma założone kajdany milczenia w Marsylii, Bordeaux i Tours.

Anelka bynajmniej nie był pierwszy. Wcześniej na pokazywaniu quenelle przyłapani zostali między innymi Samir Nasri, Mamadou Sakho, Mathieu Deplange, czy koszykarz Tony Parker. Każdy z nich w mniej lub bardziej zawiły sposób tłumaczył się tym, że nie znał negatywnego wydźwięku tego gestu lub, że po prostu w taki sposób wspierał szykanowanego przez władze Dieudonne’a.

Francuski napastnik odnalazł nawet zdjęcie Baracka Obamy, Beyonce i Jaya-Z rzekomo naśladujących zachowanie nadsekwańskiego komika.

Szczyt absurdu osiągnięto, gdy FA (Football Associtiation) powołało dla sprawy…eksperta. Anonimowy dla tłumu specjalista ma ocenić, jak dalece rasistowskie było działanie Francuza. W jaki sposób? Nie wiadomo. Może zmierzy, jak wysoko Anelka uniósł prawą dłoń? Wystarczająco antysemicko czy jednak nie? Kończyna opadała pod normalnym czy rasistowskim kątem? Wyraz twarzy też zapewne będzie brany pod uwagę.

Cyrk.

Trzeźwe myślenie zachowało na szczęście West Browmich Albion. Klub, ustami rzecznika prasowego, zapewnił, że nie ukarze zawodnika nim nie skończy się śledztwo FA. 100-procentowe poparcie wyraził również Kieth Downing, ówczesny – tymczasowy, po Stevie Clarku – opiekun The Baggies.

Wydawało się, że sprawa z 28. grudnia ubiegłego roku zejdzie w końcu na dalszy plan. Zamiast analizować sześć sekund z życia Nicolasa Anelki, w ognisku wiadomości znalazł się angaż Pepe Mela, nowego menedżera WBA.

Aż do zeszłego weekendu.

Zoopla to internetowa firma o londyńskim rodowodzie, zajmująca się nieruchomościami. Przez jej sito przeszło blisko 27 milionów posesji. Przedsiębiorstwo nie ograniczało się jednak do finansowania ludziom czterech ścian. Od 2012 roku angielski przedsięwzięcie co 12 miesięcy miało przelewać na konto West Bromwich Albion trzy miliony funtów, w zamian za reklamę na trykotach ekipy z Birmingham. Trzy miliony. W dzisiejszym futbolu brzmią one niczym grosze, jednak dla nie najbogatszych The Baggies to suma niebagatelna. Wszakże najdroższy transfer drużyny Lukaku i spółki to raptem kwota nieco ponad dwukrotnie większa.

To źródełko już wyschło. Wysuszyło je anelkowskie quenelle. Dlaczego? Współtwórcą Zoopli jest Alex Chesterman, biznesmen żydowskiego pochodzenia. W sobotę dał on WBA ultimatum. Jeśli mecz przeciwko Evertonowi rozpocznie lub chociaż pojawi się w nim choćby na sekundę Anelka, przestanie on finansować zespół z West Midlands. Takie działanie to nie pierwszyzna w Anglii. By wymienić całkiem świeży przypadek – John Terry w 2011 roku, gdy oskarżono go rasistowskie odzywki wobec Antona Ferdinana, miał na pieńku z Umbro.

Pepe Mel nie ugiął się i kilka godzin przed spotkaniem awizował Francuza do składu swej drużyny. Nie wybiła na zegarze 19:00, a Zoopla oficjalnie poinformowała, że wraz z końcem sezonu kończy się również umowa sponsorska między oboma podmiotami.

Nicolas Anelka z Evertonem rozegrał 77 minut. 77 minut, które kosztowało West Bromwich Albion trzy miliony funtów. A wszystko przez gest nieznanego szerzej komika z Francji.

TOMASZ GADAJ

***

Newsy, wywiady, reportaże, felietony – tylko na FootBarze! - POLUB nas i bądź z nami na Facebooku!

***

Partnerem jest fanpage „Piłka nożna„

fot. The Telegraph

Pin It