Nasi blogują. Białas

Jeśli chodzi o szum medialny i marketingową otoczkę budowaną wokół klubu, to Paris Saint-Germain nie ma sobie równych we Francji już od wielu miesięcy. Cały czas brakowało jednak odpowiedniego poziomu sportowego. Chyba czas na przełamanie. Dwa spotkania z Marsylią rozegrane w minionym tygodniu (w szczególności to niedzielne) zasygnalizowały, że PSG uczy się pomału wygrywać, nawet jeśli rywal – i to nie byle jaki – przeważa.

Złość, jaka wybuchła w Zlatanie Ibrahimoviciu po pierwszym meczu z OM, była niesamowita. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, żeby kibice na Parc des Princes zaczęli na niego gwizdać. W środę pokazał, że zadzieranie z nim jest zupełnie bezpodstawne. Zdobył dwa gole i w trzech meczach, jakie rozegrał przeciwko marsylczykom, ma ich już w sumie pięć. To mówi samo za siebie. Zlatan robi różnicę i daje paryżanom pełnię praw do przedstawiania się jako pewny kandydat do zdobycia dubletu we Francji.

Niektórzy twierdzą, że działania właścicieli PSG zmierzające do absolutnej dominacji, nie wróżą nic dobrego lidze francuskiej. Ja sądzę wręcz przeciwnie. Ogromny plus jest taki, że podczas kryzysu ekonomicznego, reszta stawki ma do czego podciągać. Trochę w myśl dewizy Legii Cudzoziemskiej: „Maszeruj albo giń”.

Zachwycone obecną sytuacją są wszystkie związki piłkarskie, z FFF (Fédération Française de Football ) na czele. Każdy ma nadzieję, że PSG stanie się drużyną, która będzie odgrywać bardzo ważną rolę w Europie.

Ale najpierw trzeba zaistnieć we Francji…

Pamiętajmy, że PSG po raz ostatni zdobyło tytuł mistrzowski w 1994 roku. Najpierw trzeba to powtórzyć, a dopiero potem myśleć o podboju kontynentu. Nie na odwrót. To byłoby wbrew prawom natury.

Na wygranie Ligi Mistrzów jest za wcześnie. Co prawda z Valencią na pewno wygrają, choć rewanż wcale nie będzie łatwy, ale później dużo będzie zależało od losowania. Ta drużyna potrzebuje jeszcze trochę zgrania, a kontuzje podstawowych zawodników są zbyt częste. Wychodzę z założenia, że trzeba ze sobą grać dwa-trzy lata, żeby odnieść sukces w Europie. Z czołowych drużyn Starego Kontynentu większość spełnia ten warunek. W przypadku Paryża jeszcze trochę brakuje.

Media co chwilę powtarzają plotki o odejściu Ancelottiego do Realu. Nie wierzę, żeby pożegnano się z Włochem, jeśli uda mu się dojść – powiedzmy – do półfinału Ligi Mistrzów i zdobyć dublet. Wszystko uzależnione jest od rezultatu. Katarczycy nie zrobią drugi raz błędu, jaki popełnili z Antoinem Kombouare, pod którego wodzą Paryż przewodził w lidze, miał najlepszą obronę, a ostatecznie, po przyjściu Ancelottiego, niczego nie wygrał. To była nauczka. Myślę, że tym razem rozsądek weźmie górę, choć muszę przyznać, że denerwuje mnie trochę kunktatorstwo Włocha. Wystarczy, że PSG prowadzi jedną bramką, a on od razu zastępuje ofensywnych zawodników defensywnymi. Jest zbyt ostrożny. Było to doskonale widoczne choćby w niedzielnym meczu z Marsylią. Nie najlepiej wygląda również gra w ataku pozycyjnym, a tego wymaga przecież większość spotkań. Ale wszystko jest do poprawienia. Takie są początki budowania silnej drużyny.

Tak długo, jak strzelać będzie Zlatan, tak długo PSG będzie wygrywać. No chyba, że przyjdzie Rooney… Jestem przekonany, że najlepsi zawodnicy będą wybierać PSG. Zobaczmy, ilu dobrych graczy decyduje się na grę w Rosji. Choćby najświeższy przykład – Yann M’Vila. We Francji nigdy nie dostałby tyle, ile ma okazję zarobić w Kazaniu. Ewentualnie jeśli grałby na poziomie Thiago Motty albo Thiago Silvy. Bo chyba nie myślicie, że piłkarze idą na Wschód dlatego, że mają ochotę pomieszkać w tamtejszym klimacie?

STEFAN BIAŁAS

Pin It