PoGADAJmy o mundialu (4). Ścieżka Jacqueta

Według Carlosa Ruiza Zafona wszystkie postacie stworzone przez pisarza to jego różne odbicia. Wierzę, że podobnie jak autor kreuje słowa, tak szkoleniowiec w pewien sposób przekazuje tworzonemu zespołowi część swojej osobowości. Że po dłuższym czasie każda drużyna charakterologicznie upodabnia się do swojego opiekuna.

s.

Francja od ośmiu lat czekała na sukcesora Zinedine’a Zidane’a. Namaszczano Yohana Gourcuffa, wcześniej Samira Nasriego. Postjacquetowską generacją miał dowodzić również Karim Benzema, a najnowszym pretendentem dziennikarska tłuszcza obwołała Paula Pogbę. Obecna kadra Tricolores ma już jednak lidera. Nazywa się Francja. Kolektyw bez jednego przywódcy. Monolit z akcentami sprawiedliwie rozłożonymi na wszystkie formacje. Dzisiejsza kadra jednokrotnych mistrzów świata ma wiele ze swojego selekcjonera – gorliwie wyznającego etos pracy, wyzbytego z gwiazdorstwa Didiera Deschampsa.

Teraźniejsi „Les Bleus” mają wiele wspólnego ze złotą drużyną sprzed 15 lat. Francja, której restaurację zaczął Laurent Blanc, podniosła się po j klęsce, jaką był mundial w RPA. Tak jak niegdyś po mrocznym dla francuskiej piłki duecie meczów sprzed 21 laty, przeciwko Izraelowi oraz Bułgarii. Odbudowa zburzonej konstrukcji ma być zakończona ponownie na wielki turniej w ojczyźnie, prezentując się tam potężnie, dumnie i -przede wszystkim-  na złoto. ( TUTAJ czytaj o sile Francji na mistrzostwach świata).

Widzę te analogie, może nawet je wyolbrzymiam, lecz to efekt nostalgii za mundialem 1998 – pierwszym świadomym futbolowym turniejem. , premierowymi sportowymi kliszami upchanymi gdzieś pośród najwcześniejszych wspomnień z dzieciństwa. Później wiele razy oglądałem skróty, dokumenty o tej imprezie, nieraz całe mecze. W pewien sposób tamta Francja zdefiniowała moje postrzeganie drużyny idealnej – z równo ułożonymi akcentami w ataku i obronie, ambitnej, dumnej, wygrywającej każdy mecz w drodze po sukces. No i z nim, Zinedinem Zidanem, w moim małym świecie najlepszym piłkarzem wszech czasów. Chociaż „Tricolores” pozostają mi dzisiaj obojętni, tamten mundial jest dla mnie magiczny. Stanowił inicjację z futbolem, która prędko zmieniła się w trwającą do dziś miłość. Przez to nie mogę nie dostrzec ścieżki, jaką podąża Didier Deschamps. Ścieżki, która jednak nie zakończy się złotym medalem. Nie w tym roku.

Zresztą, popatrzcie sami – dzisiejsi 20-kilkulatkowie doskonale znają uczucia towarzyszące tamtemu mundialowi.

46-latek idzie w ślady swojego mistrza, Aime Jacqueta – jedynego dotąd szkoleniowca, który przywiózł nad Sekwanę Puchar Świata. Wydaje się, że Deschamps pisze swoją historię na podobieństwo dziejów starego mistrza. Gdy w pierwszym meczu barażowym Ukraina poważnie zraniła „Les Blues”, część środowiska wieszczyła koniec Didiego. Jacquet, dzisiaj od Dunkierki po  Cauterets uważany za Półboga, jeszcze na 12 miesięcy przed ojczyźnianym mundialem doskonale poznał oddech presji. Z trybun Stade de la Mosson w Montpellier wściekły tłum krzyczał „s’en aller!” – odejdź. Na mundialowych przedbiegach, towarzyskiej imprezie Tournoi de France, gospodarze zajęli przedostatnie miejsce, ustępując nie tylko Brazylii, z potwornie zdolnym Ronaldo, ale i Anglii. Koktajl niepewności, którego skład zawierał defetystyczny początkowo styl gry i rezygnację ze słynnych zawodników, jak choćby David Ginola, uderzył do głowy mniej cierpliwym obserwatorom. Ból głowy, wraz z początkiem mundialu 1998, zastąpił ostrożny entuzjazm, przeobrażony następnie w czystą euforię.

Jacquet po zwycięskim finale z Francją usunął się w cień, dyskontując sławę i spijając zasłużoną śmietankę wiktorii. Jego wychowankowie, nigdy nie mający dorównać wspaniałej generacji Michela Platiniego, to dzisiaj futbolowa arystokracja, osiągnięciami zawstydzającymi obecnego prezesa UEFA. Dwóch z nich opiekowało się kadrą narodową, trzeci, Zidane, nie kryje ambicji do przejęcia sterów w bliżej nieokreślonej przyszłości.

Jeśli plan Deschampsa się powiedzie, być może w lipcu, za dwa lata, usiądzie na pomoście gdzieś w pobliżu Jeziora Genewskiego i wraz z dawnym pryncypałem stuknie się kieliszkami wypełnionymi Chateau Marquis De Terme – trunku czekającego bardzo długo na otwarcie z okazji zdobycia mistrzostwa Europy. ( TUTAJ czytaj o sile Francji na mistrzostwach świata).

Jestem w stanie wyobrazić sobie Deschampsa zamykającego się wieczorami w hotelowym pokoju i prowadzącego długie telefoniczne rozmowy z Jacquetem, tak, jak Alan Shearer z Bobby’m Robsonem, kiedy pięć lat temu awaryjnie objął Newcastle. Spoglądając na kadencję Didiego, wygląda na to, że na selekcjonerskiej drodze zbiera on okruszki pozostawione na drodze przez swojego byłego trenera. Kolekcjonuje wskazówki, powiela sprawdzone metody i unika błędów. Krok po kroku, realizując jego dawne posunięcia, zbliża się do celu, jakim będzie Euro 2016 we Francji.

Fizjonomia też się zgadza. Ten sam siwy włos, twarz w wiecznym grymasie i mętne spojrzenie na murawę, nie mówiące nic o emocjach jakie oni odczuwają.

Tak jak Jacquet, obecny selekcjoner przygotowuje zespół do ostatecznej próby na własnej ziemi. Tamten zespół sprzed 15 lat definiowało nadanie opaski kapitańskiej Deschampsowi, gdy Eric Cantona, który nim gardził, dostał ośmiomiesięczną karę za słynny atak na kibica Crystal Palace. Próby kompromisu z napastnik spełzły na niczym, więc toksycznego Cantonę na boisku zastąpił duet Zidane-Djorkaeff. Wcześniej rezygnując z Jean Pierre’a Papina i David Ginoli, Jacquet zgasił wszelkie ogniska ewentualnych konfliktów. Poświęcając kilka indywidualności, trener zburzył arystokratyczny charakter drużyny, z kilkoma świętymi krowami i nosiwodami, jak „Król Eric” mówił na obecnego selekcjonera. Stworzył opartą na zdrowych zasadach grupę, która później do miana lidera wyniosła Zinedine’a Zidane’a.

Deschamps nie miał do czynienia z takim charakterkiem w szatni jak Cantona, lecz był w stanie zrezygnować z Samira Nasriego, drugiego po Riberym suzerena drugiej linii, podstawowego gracza mistrza Anglii. ( TUTAJ czytaj o angielskiej potędze, która wyda 100 milionów euro na transfery).

Swojego drogą, jaką męką musi być dla Cantony śledzenie kariery Deschampsa – człowieka, którym gardził. Piłkarza, którego wyśmiewał. I jednocześnie kogoś, kto wygrał wszystko to, czego on sam pragnął. Ligę Mistrzów, Mundial, Euro. No, ale Eric zagrał przynajmniej w kilku reklamówkach Nike’a. To też coś.

Francja tegoroczny mundial, na wzór tego sprzed 15 lat, rozpoczęła z hukiem. Moim zdaniem nie będzie jednak w tym roku parady na Łuku Triumfalnym, tak, jak nie było jej po Euro 1996. Paradoksalnie, słaba grupa może być dla „Tricolores” przekleństwem, bo prawdziwy chrzest ognia nastąpi dopiero w fazie pucharowej. Joachim Loew doświadczył już potknięcia i Niemcy teraz będą tylko silniejsi. A  Les Blues dotąd nie mieli w Brazylii prawdziwego przetarcia. Nikt dotąd nie zmusił „Les Bleus” do poznania własnych możliwości. A ta niewiedza po wyjściu z grupy może okazać się śmiertelna. W kraju Francois Hollande’a kibice mogą jednak spać spokojnie. Historia zatacza koło. Z tym, że mundial we Francji los zastąpił europejskim czempionatem nad Sekwaną.

Didier Deschamps, dublując posunięcią dawnego mentora, spełnia proroctwo. Proroctwo złotego medalu.

Już za dwa lata.

TOMASZ GADAJ

s.

Pin It