Wypożyczenie Toma Ince’a. Symbolik upadku angielskiej piłki

1E511DBC9B3F7BD1672A8A5F8A35F_h416_w442_m2_q80_cIrdgwDAK

Jeden z najzdolniejszych angielskich piłkarzy. Członek nowej fali, mającej wskrzesić albioński futbol. Rzekomy obiekt pożądania wielkich klubów, również francuskich, trafił w końcu do Premier League. Tom Ince zasilił… Crystal Palace. To jeden ze znaków, w jakim miejscu jest obecnie brytyjska piłka.

HDP-RGOL-640x120

W ogródku z Giggsy’m

Pomocnik od małego chłonął wielki świat. Flesze, ogromna presja, sława. Niekoniecznie ta dobra. Środowisko naturalne Thomasa różniło się od tych wszystkich cudownych dzieciaków wychowanych na obrzydliwych favelach czy mglistych dokach, gdzie łatwiej dostać było narkotyki niż oryginalną futbolówkę. Zamiast niedopompowanej podróbki Telstara, mały Ince kopał firmówkę Mitre. Na równo przystrzyżonej trawie ogródka podczepionego do jednorodzinnego domku. Razem z wujkiem Ryanem. Ryanem Giggsem, kolegą z pracy seniora Ince’a. Czasem wpadał też pan Klinsmann, sąsiad posługującym się narzeczem Szekspira z delikatną, choć wyraźną domieszką niemieckiego akcentu.

Może z tych ogródkowych zabaw urósł w Tomie podziw dla Walijczyka? Choć podziwia osiągnięcia ojca, Ince w każdym wywiadzie podkreśla, że jego idolem jest właśnie nieśmiertelny skrzydłowy. Widać to zresztą na boisku. Dobrze ułożona lewa stopa, nienaganny balans ciała, chirurgiczne podania. Widać, że obserwacja słynnego kolegi taty nie poszła na manowce.

Paula Ince’a na Wyspach pamięta się z dwóch powodów – niewątpliwej piłkarskiej klasy oraz dwóch zdrad. Bynajmniej nie małżeńskich. Środkowy pomocnik, kapitan reprezentacji Anglii, twardy lider drugiej linii, dopuścił się dwóch mariażów niekoniecznie aprobowanych przez fanów z Londynu oraz Manchesteru. Pamięć odejścia Anglika na Old Trafford jest ciągle żywa w sercach fanów West Ham. Złą krew przetaczano tak długo, do tego stopnia, że nienawiść – skierowaną do własnego ojca – niejako odziedziczył Thomas. W 2012 roku wygwizdano go na Wembley podczas meczu jego Blackpool przeciwko „Młotom”. Czerwone Diabły zaś, choć w mniejszym stopniu, nie mogą darować starszemu Ince’owi tego, że innym czerwonym trykotem jaki przywdziewał była koszulka Liverpoolu.

Mi zaś Ince jedynie kojarzy się z błędną decyzją. Złym posunięciem, które zniweczyło szanse na okraszenie i tak bogatej kariery jeszcze większą ilością trofeów. Gdy 48-latek nie chciał poddać się dyktatowi gardzącego u podopiecznych sodówką Fergusona, odszedł do Interu. Ominęła go złota era United, z potrójną koroną na czele. I możliwość wspólnego, z Erikiem Cantoną, rządzenia szatnią wygłodniałych sukcesu młodych wilczków – słynnej Class of 92′, z absolwentami pokroju Davida Beckhama oraz Paula Scholesa. Po Manchesterze, wychowanek „Młotów” na klubowej niwie nie osiągnął już nic. TUTAJ czytaj o ostatniej nadziei Manchesteru!

Znak czasów

Czy wybór słabego Crystal Palace będzie dla młodszego Ince’a równie nietrafioną opcją, jak dla starszego z rodu przeprowadzka do Włoch? W obu przypadkach główny czynnik doprowadzającym do takiego a nie innego biegu wydarzeń był identyczny. O kierunku ścieżki życia decydowali sami zainteresowani. Bez żadnych zewnętrznych nacisków.

Równie dobrze te słowa mogły powstać zeszłego lata. Ciągle w toku był temat emerytury Fergusona i spadku, jaki otrzymał po nim Moyes. Powrót Mourinho. Latynoski zaciąg City. W tym punkcie zatrzymujemy się. Stranieri. Marketingowa żyła złota, generująca stale rosnące dochody Premier League. Jednocześnie kotwica utrudniająca grę młodym Brytyjczykom, ciągnąca w dół wyspiarskie kadry narodowe. I rzekomy powód braku zmiany klubu Toma Ince’a anno domini 2013.

TUTAJ czytaj o upadku Etihad i fenomenalnej Chelsea!

Dyskusje nad zbyt wielką liczbą graczy zza granicy spowodowały katastrofalne wyniki angielskich młodzieżówek – kadr U-21 oraz U-20. Starsi rywalizowali w czempionacie Starego Kontynentu, cherubinki zaś ścierały się z rywalami na juniorskim mundialu. Obie ekipy nie wyszły nawet z grupy, ulegając takim „potęgom” jak Izreal, Norwegia, Irak, czy Egipt. Tymczasem, gdzieś na uboczu, media wpychały Toma Ince’a do kolejnych drużyn Premier League. Czerpiąc informację z prasy można było przypuszczać, że pół ligi angielskiej pragnie mieć u siebie tego szczupłego, gibkiego ofensywnego pomocnika. Logika w gruncie rzeczy na to wskazywała – Ince zeszłego sezonu Championship zaliczył 18 bramek i 14 asyst, więc dorobek legitymizujący do czegoś więcej niż kopania się po kostkach na Selhurst Park. Wydawało się, że powód wstrzymania przeprowadzki do elity dała partnerka Ince’a, dając mu w czerwcu zeszłego roku syna, co ponoć spowodowało odrzucenie lukratywnej oferty z Cardiff. We wrześniu, już po zamknięcia okienka, gdy ucichły duchy letniego mercato, gracz Blackpool stwierdził, że przenosiny do najwyższej klasy rozgrywkowej nie mają sensu, ponieważ jest zbyt duża konkurencja ze strony cudzoziemców.

Patrząc na kluby Premier League, szczególnie te z czołowej piątki, dostrzeżesz w nich mnóstwo zagranicznych piłkarzy. Sprawia to, że młodym angielskim piłkarzom bardzo ciężko się przebić. Wielu ludzi podejmuje pochopne decyzje z powodu chęci zaczepienia się w Premier League. By to osiągnąć, trzeba na to zapracować.

Najlepszy piłkarz Championship obawia się rywalizacji na wyższym szczeblu. Ince ma sporo przed sobą, lecz w tym roku skończył 22 lata. Doszedł więc do etapu, w którym za „młodego utalentowanego” mógłby uchodzić jedynie nad Wisłą. Pomocnik dzielił i rządził na zapleczu, ale na salonach załapał się do jednego z najgorszych stolików, usytuowanych blisko wyjścia, w sąsiedztwie kuchni, kilka metrów od wychodka, którego drzwi być może przekroczy już na początku maja. Zamiast Tottenhamu, Evertonu, czy nawet podkładanego przez dziennikarzy Monaco -uwikłane w długą, ciężką walkę o byt Crystal Palace. TUTAJ czytaj o nowej erze w Crystal Palace!

Znak czasów. Kiedyś za angielskich zawodników o łatce utalentowanego czołowe kluby Premier League zabijały się, w brudnej transferowej wojnie stosując chwyty powszechnie uznawane za co najmniej mało etyczne (by wspomnieć tylko tajne kolacje Jose Mourinho, Ashleya Cole’a i jego agenta). TUTAJ czytaj jak znów szokuje Mourinho! Nastoletni Rooney kosztował prawie 30 milionów funtów. O nieopierzonego Paula Gascoigne’a do upadłego, choć bez skutku, walczył Sir Alex Ferguson. Liverpool musiał studzić zamiary kupna młodego Michaela Owena przez Real Madryt. Szczytem szaleństwa było wydanie 35 milionów funtów na Andy’ego Carrolla, odpowiedniejszego raczej do rąbania drewna niż grania na najwyższym szczeblu. Aura nadziei po raz kolejny wtedy jednak zadziałała. Z nawiązką dla samego zainteresowanego.

Każdy domniemany zbawiciel albiońskiego futbolu lub chociaż małe światełko w jego tunelu, swojego czasu był natychmiast wyszarpywany przez mocarzy. Dziś piłkarz wyrastający ponad Championship jest za krótki na górną połówkę Premier League. Wilfried Zaha, postrach obrońców zaplecza Premiership, w Manchesterze United absorbował uwagę jedynie stadionowego ochroniarza. Dzisiaj skrzydłowy stara się odbudować formę w innym słabeuszu, Cardiff. TUTAJ czytaj o tym jak Cardiff zaprzedało duszę diabłu!

Podobnie jak Tom Ince, wypożyczony do Crystal Palace. Ale to nic dziwnego. Właśnie na graczach z niższych lig opiera się angielska młodzieżowa reprezentacja.

Kadra narodowa, która nie potrafiła wyprzedzić Iraku.

TOMASZ GADAJ

HDP-RGOL-640x120

Pin It