Adnan Januzaj, czyli światełko w tunelu Davida Moyesa

Gdy spogląda się na Adnana Januzaja, nie widzi się piłkarza pełną gębą, coraz ważniejszego członka aktualnego mistrza Anglii. Pomocnik, z przedziałkiem i cherubinową twarzą, przypomina bardziej ucznia prywatnego liceum niż atletę. Daleko mu do Wayne’a Rooneya, nie mówiąc już o George’u Elokobim. Mimo braku sylwetki gladiatora, Belg ma jednak dwie cechy predestynujące go do osiągnięcia sukcesu: boiskową inteligencję i charakter. Charakter wygenerowany dzięki rodzinie, której losy były tak napięte, że derby Manchesteru to przy nich wykład na Uniwersytecie Trzeciego Wieku.

Przed 5 października mało kto o nim słyszał. Co nieco wiedzieli kibice Manchesteru United, może jego nazwisko mignęło jakimś fanatykom Premier League lub graczom Football Managera. Wystarczyły jednak dwa dotknięcia piłki, zamienione na dublet goli w meczu z Sunderlandem, by ledwie osiemnastoletni młodzian stał się ulubieńcem Old Trafford. Promieniem nadziei w ponurej jak na razie erze Davida Moyesa. Gdy dodamy do tego wszystkiego fakt, że udanych kontaktów z piłką było o wiele więcej niż wspomniane bramki, otrzymamy wymarzony debiut.

Wymarzony debiut. Zlepek słów tak wiele razy używany na Matt Busby Way. Później tracący zupełnie na wartości. Ilu Liamów Millerów, Philów Bardsleyów, Andersonów, Machedów określano mianem utalentowanych? Kto nie szuka, ten nie znajdzie. Wpadki zdarzają się. Nawet w takim klubie jak Manchester United. A każdy, nawet największy zdaje się zmarnowany talent, traci na znaczeniu, gdy choć jeden spełni pokładane w nim nadzieje.

Natychmiast rozpoczęły się porównania. Yannick Ferrera, trener z czasów Anderlechtu, widzi w nim Johana Cruyffa. Quinton Fortune dostrzega wczesnego Cristiano Ronaldo. Sir Alex Ferguson zachwyca się jego koordynacją i boiskową mądrością. Media ochrzciły Januzaja gwiazdą również z powodu…daty urodzin. Ci nie wierzący w przypadki uważają, że 5 lutego to symbol. Wszakże tego samego dnia na świat przyszli Cristiano Ronaldo oraz Neymar. Przypadek?

Zazwyczaj młodość znaczy agresywność. Nieokrzesanie, głowa w chmurach, bezmyślność. Januzaj jest inny. Najtrafniej opisał go chyba Anders Lindegaard. „On gra tak, jakby miał za sobą dwieście meczów w Premier League”. Chłodna głowa, pragmatyczne zagrania, ani chwili słabości – czy to złości, czy zwątpienia. Patrząc na boiskowe oblicze Januzaja, nie myśli się o tym, że wygląda na osiemnaście lat, tylko jakby od osiemnastu lat grał w seniorach.

Obywatel świata
Unikam określania piłkarza „Czerwonych Diabłów” za pomocą jego narodowości. Bo kim właściwie jest? Belgiem? Albańczykiem? Kosowianinem? Tego nie wie…sam Januzaj. I nawet to nie on zdecyduje o swojej tożsami. Osiemnastolatek za osobę decyzyjną w tej kwestii uznaje bowiem swojego ojca, Abedina.

Januzaj to piłkarz XXI wieku. Czasów, gdy liczne migracje etniczne powodują, że reprezentacje wybiera się niczym kluby, a bliższy sercu, ponad narodowe uczucia, jest interes. Interes nie ojczyzny, ale portfela bądź prestiżu płynącego z zakładania trykotu określonego kraju. Gracz United nie zamierza sam podejmować decyzji. Jak twierdzi, decyzję tę zrzucił na karb ojca. Tym samym pan Abedin ma temat do naprawdę długich rozmyśleń.

Belgia, Albania, Kosowo. Również Turcja, ze względu na korzenie matki, a także – dzięki skomplikowanej sytuacji geopolitycznej na terenach byłej Jugosławii – Serbia oraz Chorwacja. Papa Januzaj jednak trzy ostatnie kraje z miejsca odrzuca. Brytyjska prasa myślała nawet o zrobieniu z wychowanka Anderlechtu farbowanego Syna Albionu, lecz problemów jest w tym wypadku co najmniej duet. Raz, aby móc ubiegać się o obywatelstwo państwa Elżbiety II, trzeba być, na mocy porozumienia między Wielką Brytanią i Irlandią z 1993 roku, co najmniej pięć lat w Anglii. Nawet gdyby udało się ominąć ten przepis, stoi jeszcze przeszkoda natury moralnej. A raczej zranionej dumy. Opinia publiczna i niektórzy reprezentanci niezbyt przychylnie wypowiedzieli się o pomyśle naturalizacji Januzaja. Dodatkowo, robienie z osiemnastolatka przybranego Anglika byłoby jawnym przyznaniem się do słabości. Nie wyszło swojego czasu z Manuelem Almunią, kiedy Albion na gwałt potrzebował bramkarza, nie wyjdzie tym bardziej z pomocnikiem, których przecież póki co na Wyspach nie brakuje.

To, że mimo dorosłego przecież wieku Januzaja decyzję podejmie ojciec, nie dziwi. To rodzic starej – mentalnie – daty. Z rodziny, której, nim wyemigrowała na północ Europy, nieobce były bombardowania i represje polityczne. Wujek Abedina, Januz, spędził piętnaście lat w więzieniu za protesty przeciwko jugosłowiańskiemu reżimowi. Razem z Shesmedinem, bratem, walczyli w Wyzwoleńczej Armii Kosowa.

Ciężko doświadczony przez życie Abedin nie miał taryfy ulgowej dla swojej latorośli. Doskonale znał twarde życiowe zasady i wiedział, że uodpornienie na nie Adnana przyniesie owoce w brutalnym świecie futbolu. Koledzy Januzaja ze szczenięcych lat wspominają, że chociaż ojciec ich przyjaciela poświęcał mnóstwo czasu synowi, to nigdy go nie chwalił. Ganił, nie klaskał. Opieprzał, nie przyklaskiwał. Gdy pociecha wybijała się na poziom niedostępny dla jego rówieśników, senior rodu jedynie prychał, że stać go na więcej. Pomocnik miał bardzo mało okazji na skosztowanie legendarnej „suszarki” Fergusona, lecz sam zapewne nieraz otrzymywał podobne reprymendy ze strony własnego taty. Bolesny mentalny trening daje teraz łagodne wejście w dorosłą piłkę. I dzięki wytrenowanym stalowym nerwom, ledwie osiemnastoletni młokos nie ma problemu z posyłaniem ryzykownych, kilkudziesięciometrowych podań, mimo wizji pretensji od czasem niemal dwa razy starszych zawodników. Wydaje się też, że dopóki Pan Abedin karcącym wzrokiem patrzy na latorośl, tej nie grozi efekt wody sodowej.

Na pożegnanie Fergusona
A patrzy od 2001 roku, gdy sześcioletni Adnan zaczął treningi w RWDM FC Brussels, klubie ulokowanym najbliżej dzielnicy zamieszkanej przez państwa Januzajów, Koekelberg. FC Brussels znane jest jednak z tego, że co bardziej utalentowani adepci tego klubu trafiają do Anderlechtu. I tylko z tego. Standardowa procedura nie ominęła również dzisiejszego piłkarza United. Do najbardziej utytułowanej belgijskiej drużyny skrzydłowy trafił po ledwie 36 miesiącach. Wydaje się, że stołecznemu gigantowi nie brak gotówki, a już na pewno drobnych na dziesięciolatka, lecz nawet taka marka jak Anderlecht nie zawsze gra fair. Według Jeana-Paula Piry, koordynatora grup młodzieżowych RWDM, FC Brussels nie otrzymała od mistrza Belgii ani jednego eurocenta za ekwiwalent Adnana. Jak widać, nawet w tak wydawałoby się cywilizowanym piłkarsko kraju, dochodzi do zagrań na poziomie Ruchu Chorzów, Grunwaldu Ruda Śląska i Artura Sobiecha.

Januzaja to zapewne zbyt mocno nie obchodziło. Żył w swoim świecie. Hermetycznej krainie podporządkowanej jednemu. Karierze. Dorastał, trenował i szybko stawał się zbyt dobry nawet jak na tak solidną europejską drużynę jak Anderlecht. Minął się tam między innymi z Romelu Lukaku, który, ledwie osiągnąwszy pełnoletność, zrejeterował do Londynu. Rosłego napastnika sprowadził Andre-Villas Boas. W podobnym czasie dwa lata młodszy Januzaj trafił do Carrington, szkółki Manchesteru United. Miną 24 miesiące, a pomocnik stanie się cudownie zapowiadającym się graczem „Czerwonych Diabłów”, z nagrodą imienia Denzila Harouna dla najlepszego gracza rezerw. Wcześniej to wyróżnienie dzierżyli między innymi John O’Shea, Darren Fletcher, czy Giuseppe Rossi. Dzięki temu Januzaj, na własne oczy, z perspektywy ławki rezerwowych, oglądał pożegnalny mecz Fergusona. Szalony, dziesięciobramkowy thriller z West Bromwich Albion. W tym spotkaniu hattricka zaliczył dobry znajomy piłkarza, wspomniany już Lukaku.

Schyłek Fergusona oznaczał powstanie Januzaja. Nowy trener, nowy rozdanie. Carte Blanche dla wszystkim, nawet tych nieopierzonych młokosów z rezerw. Trzeba przyznać, że również fortuna sprzyjała Adnanowi. Karierę skończył Scholes, a David Moyes od początku nie przejawiał wielkiej estymy dla Shinjiego Kagawy. W środku pola utworzyła się dziura. Łatą nie okazał się ani Thiago Alcantara, ani Cesc Fabregas, ani Luka Modrić. Przyparty do muru Szkot ekspresowo sprowadził Marouane’a Fellainiego, którego ofensywne harce ograniczały się do ledwie jednego sezonu za plecami napastników. Belg, być może przyszły kolega Januzaja z reprezentacji, woli raczej podawać do najbliższego kolegi, niż słać dalekie crossy . Jeśli chodzi o atrybut kreatywności, niewiele 26-latek jej wniósł do układanki Moyesa. Szczęście byłemu menedżerowi Evertonu jednak sprzyja. Miał on w zanadrzu Januzaja. Wykorzystał go, smażąc dwie pieczenie na jednym ogniu – nie zrezygnował z usług bohatera jedynego dużego transferu United, dzięki ulokowaniu Adnana na lewej pomocy. Rozgrywający na skrzydle to pomysł mało oryginalny, stosowany już przez Benitez i Wengera. Ale, jak dotąd, skuteczny.

Reszta jest historią rozpoczętą meczem z Sunderlandem. Historią napisaną małymi rączkami, ale wielkim sercem Januzaja. I bynajmniej nie będzie to jej ostatni rozdział.

TOMASZ GADAJ

Pin It