Walczyli jak nigdy, przegrali jak zawsze

Kończymy powoli eliminacje dogrywając obowiązkowo mecze ochrzczone gdzieniegdzie mianem „spotkań o wszystko”. I tak od marca przegrywamy w tej wyższej kategorii presji prawie wszystko, zarazem prawie niczego nie wygrywając. Dziś po raz drugi załatwiła nas Ukraina, która na poważnie myśli o wyjeździe do Brazylii.

To nie była powtórka z marca, dziś nie było deklasacji. Reprezentacja Polski walczyła, czego brakowało jej w wielu poprzednich spotkaniach. Biało-czerwoni próbowali, starali się, strzelali, na agresję odpowiadali agresją. Lewandowski dwoił się podwójnie, bo zarówno Mariusz jak i Robert byli bardzo aktywni. Stwarzaliśmy okazję, mądrze się broniliśmy. Nasza obrona grała przez długi okres czasu bez zarzutu, imponował Kamil Glik, który z pressingiem wychodził do rywali, który aktywny był również pod bramką gospodarzy.

Reprezentacja Polski chciała. Standardowo jednak nie wykorzystywała swoich okazji. Robert Lewandowski choć tworzył sobie sytuacje, choć inni mu je tworzyli – pudłował wszystko. Ukraina broniła się, szukała również swoich okazji – głównie po strzałach z dystansu – ale również nie mogła wyregulować celownika. O wyniku zadecydował jeden błąd. Fatalna pomyłka Grzegorza Wojtkowiaka w 64. minucie, gdy minął się z piłką dośrodkowaną przez Jewhena Konoplankę. Futbolówka trafiła pod nogi Andrija Jarmolenki, który nie miał problemów z pokonaniem bezbronnego Artura Boruca.

Jak dużo zmienił obraz gry, postrzegania reprezentacji Polski jeden aspekt – wola walki. Coś czego brakowało w wielu meczach, chociażby w pierwszym z Ukrainą, a coś czym przez długi okres czasu imponowali dziś nasi piłkarze. Tak samo jednak nieskuteczni i jak zawsze z błędami w defensywie. Bez względu kto tam gra, błędy są w pakiecie. Podjęliśmy rękawice, stanęliśmy do walki z agresywnymi Ukraińcami. Polacy walczyli jak równy z równym do momentu straty bramki, po której poziom naszej gry diametralnie opadł. W piłce nożnej najważniejsze są jednak wyniki. My potrafimy wygrywać tylko z San Marino, ewentualnie z Mołdawią – pod warunkiem, że gramy z nią u siebie. Inne reprezentacje są dla nas za mocne. Z Ukrainą nie mamy prawa się porównywać, w końcu oni mają szanse pojechać na mistrzostwa Świata, my nie mamy ich od dawna. Dziś stracili je również najwięksi polscy matematycy. Został jeszcze jeden mecz. O londyńską pietruszkę. O honor. O to, by pożegnać się z eliminacjami z podniesionym czołem. Żeby na do widzenia legendarnie nie przerżnąć.

dp

Pin It