Piotr Laboga: Koniec epoki? Nic z tych rzeczy

ramos_and_casillas_netherlands_vs_spain_fifa_world_cup_2014 Mecz otwarcia, mecz o wszystko, a na koniec – mecz o honor to schemat, którego żadnemu kibicowi piłki nad Wisłą przedstawiać nie trzeba. Sporym zaskoczeniem, eufemistycznie rzecz ujmując, jest zastąpienie naszej reprezentacji w tej roli przez aktualnych mistrzów świata, którzy dzisiejszym spotkaniem z Australią żegnają się z brazylijskim mundialem. Z szukaniem przyczyn klęski La Furia Roja zwróciliśmy się do Piotra Labogi, eksperta hiszpańskiej piłki w telewizji NC+.

s.

Hiszpania za burtą mistrzostw świata oznacza koniec pewnej epoki w historii futbolu. Dotarło już do Pana to, co wydarzyło się w środę na Maracanie? To była bardziej abdykacja wzorem króla Juana Carlosa, czy może jednak brutalna detronizacja?

Myślę, że to nie było nic z tych dwóch rzeczy. Hiszpania przyjechała do Brazylii totalnie nieprzygotowana, a samemu Del Bosque zabrakło koncepcji, wyjątkowości, geniuszu, którymi posługiwał się na poprzednich turniejach. Nie uważam natomiast, by był to koniec epoki; nie powiem, że Hiszpania w spadła teraz w otchłań drużyn przeciętnych. Przy okazji kolejnego turnieju La Furia Roja może spokojnie wrócić na piedestał. Hiszpanie dysponują wystarczającym potencjałem, aby dalej w futbolu, może nie tyle rozdawać karty, co być przy najważniejszym stoliku. Zabraknie oczywiście wybitnego, niepowtarzalnego piłkarza, jakim jest Xavi, który swoją grą wyznaczył epokę, o czym z mówią wszyscy – del Bosque, Aragones, czy sami zawodnicy. Pięknym sformułowaniem posłużył się Pique, który stwierdził że „kiedyś grali jak wiele innych zespołów, gonili za piłką, a Xavi nauczył ich, że to nie oni, a piłka ma krążyć po boisku”. Taki zawodnik rodzi się może raz na 50 lat i znalezienie takiego drugiego będzie niemożliwe. Del Bosque popełnił bezsprzecznie całą masę błędów, a najgorsze było to, że zawodnicy nie dali rady pod względem przygotowania fizycznego, czym jestem bardzo zaskoczony.

Po meczu z Holandią mówił Pan, że porażka przytrafiła się Hiszpanom w najlepszym możliwym momencie i będzie dla nich zimnym prysznicem. Wygląda na to, że podopieczni del Bosque w ogóle nie wyszli spod natrysków.

Byli jakby sparaliżowani. Najbardziej zastanawiające jest to, że Hiszpanie od samego zarania spotkania wyglądali jak drużyna zajechana, nie mająca na odpowiednim poziomie cech wolicjonalnych, które oglądamy w przypadku niektórych zespołów latynoskich, na przykład Urugwaju, czy też nawet Anglików, którzy do końca walczą, harują, są zaangażowani. W przypadku Hiszpanii miałem wrażenie, jakby ktoś im zabetonował nogi. Najgorszą rzeczą w tym meczu było to, co zrobił Vicente del Bosque, który desygnowaniem takiego, a nie innego składu właściwie już na dzień dobry odstrzelił jakiekolwiek możliwości realnej walki z Chilijczykami.

Przed spotkaniem z Chile domagał się Pan wprowadzenia do wyjściowego składu Pedro i Torresa. Ten pierwszy zastąpił w wyjściowej jedenastce Xaviego, a na boisku zabrakło także jego klubowego kolegi z Barcelony – Gerarda Pique. Hiszpanie pożegnali się z turniejem, więc trudno mówić o zamierzonym efekcie, ale czy zmiany w ustawieniu dały jakikolwiek pozytywny skutek?

Dla mnie cała koncepcja była zupełnie odrealniona. Kompletnym nieporozumieniem było wystawienie po raz kolejny Xabiego Alonso. Przy okazji naszej poprzedniej rozmowy mówiłem, że postawienie na tego piłkarza było bezsensowne już w pierwszym meczu – już po 10 minutach było widać, że on nie daje drużynie żadnej wartości. Największym absurdem było jednak to, że Vicente del Bosque mając świadomość, iż nie ma planu B, że Hiszpanie nie zmienią futbolu na angielski czy jakikolwiek inny i nie zaczną nagle grać długich piłek, wyrzucił ze składu najważniejsze ogniwo, którym jest Xavi. Kompletna paranoja, utrata kontaktu z rzeczywistością. Kto miał się zabrać za rozgrywanie? Robił to Iniesta, ale on od wielu lat został sprowadzony do zupełnie innej roli, to inny typ piłkarza, który się nie sprawdza w roli rozgrywającego. Powiedziałbym o planie B, gdyby w miejsce Xaviego pojawił się Koke – inny playmaker, ale jednak o nieco podobnej charakterystyce. Wspomniany Pedro zrobił najwięcej dobrego swoim jestestwem i dynamiką, ale jeśli się nie ma na odpowiednim poziomie bocznych obrońców na odpowiednim poziomie…

Może w takim wypadku Ramos powinien wrócić na prawą stronę?

Mógłby wrócić, ale moim zdaniem najlepszym rozwiązaniem byłby Juanfran. Kompletnie wypluty był Alba, który to w żadnym wypadku nie przypominał zawodnika, którego znamy. Jeżeli zdejmujesz Pique, to wstaw Albiola, ale pod żadnym pozorem Javiego Martineza, ponieważ on nie jest stoperem. Wymyślono to w Bayernie, ponieważ Guardiola podpatrywał, co robił z Martinezem w Bilbao Marcelo Bielsa. Tyle tylko, że Athletic grał w zupełnie innym systemie. Ewidentnie było widać, że Martinez kompletnie się nie sprawdza na szybkich Chilijczyków. Trzeba było zmodernizować model, dla mnie nadal będący wykładnią gry Hiszpanów, ale nie, nawiązując do pewnej reklamy, wyrzucić serce i rozum. Wyraźnie bez czucia piłki był Silva, co najlepiej zilustrowała druga połowa, kiedy w ciągu ostatniego kwadransa ze strony Cazorli powstało trzykrotnie większe zagrożenie, niż przez całe dwa spotkania w wykonaniu zawodnika Manchesteru City. Postawienie na Costę, który już w pierwszym meczu grał sobie a muzom, to moim zdaniem harakiri. Samobójstwo.

No właśnie, poruszył Pan wątek Costy, na którym nie zostawił Pan suchej nitki już po spotkaniu z Holandią, a który był równie bezproduktywny przeciw Chile. Czy jest on potrzebny tej drużynie? Wydaje się, że jedynym powodem jego naturalizacji i powołania było pozbawienie napastnika Brazylijczyków. Lepiej mieć go u siebie niż przeciw sobie.

To chyba zbyt daleko idące stwierdzenie, jednak już marcowy mecz z Włochami pokazał, że te klocki w ogóle do siebie nie pasują. Można było wprowadzić Koke i tym sposobem stworzyć drużynę B w drużynie A, w której mamy cały mechanizm tiki-taki zmodernizowanej pod reprezentację, ale w którego środku mamy też wariant drugi, czyli Koke z Diego Costą. Mam natomiast obawy, czy Diego Costa w ogóle pasuje do jakiegoś schematu. Zaczynam myśleć, że jest on idealnie wkomponowanym przez Diego Simeone produktem, który niekoniecznie będzie się sprawdzał w Chelsea czy gdziekolwiek indziej, którego wielkość wynika z maksymalnego wykorzystania potencjału w danym systemie.

Jak sam Pan zauważył, na papierze Hiszpanie mają najmocniejszy skład na mundialu, w zasadzie bez słabych punktów na jakichkolwiek pozycjach. Do tego sprawdzony system gry, doświadczenie i świetną atmosferę w drużynie. Sam Vicente del Bosque nie mógł nachwalić się swoich podopiecznych za postawę na obozie przygotowawczym. Skoro było tak dobrze, dlaczego wyszło tak źle? Co zawarzyło na klęsce?

Moim zdaniem del Bosque popełnił taktyczne samobójstwo; drużyna została skarlona, sprowadzona do jakiejś śmiesznej hybrydy. Futbol totalny Hiszpanie grali tylko na jednym turnieju – na Euro w 2008 roku, kiedy to z wypiekami na twarzy patrzyło się na tę doskonałość. W kolejnych turniejach grała już w sposób wyrachowany, obdarzony niewiarygodnym szczęściem, a o drużynie totalnej mówiło się znowu tylko dzięki wygranemu z Włochami 4:0 finałowi. Nikt nie pamięta o meczu z Chorwacją, po którym Hiszpania odpadłaby w grupie, gdyby nie sędzia i nieprawdopodobny zbieg szczęścia. Poniekąd mamy teraz pokłosie tego wszystkiego. Różnica jest taka, że podczas ostatniego Euro Vicente del Bosque wprowadził fałszywego napastnika w postaci Fabregasa, którego w zależności od sytuacji zastępował Torresem, a teraz nie zrobił niczego; poza tym, że włożono klocek w postaci Diego Costy, drużyna nie różniła się niczym. Problem w tym, że nie działali fundamentalni dla tej taktyki obaj boczni obrońcy. Jeśli ich nie masz, jeśli nie masz Xaviego i brakuje solidnego napastnika, niczego nie osiągniesz. Hiszpanie niczego nie osiągnęli, ponieważ mierzyli się z zespołami, które były mocne witalnie i wierzyły w sukces. O ile byłem zaskoczony postawą Holandii i wynikiem tamtego meczu, o tyle w ogóle nie byłem zaskoczony grą Chile. To jest totalna katastrofa i moim zdaniem jest to katastrofa trenera. Wszyscy grają w wymagających ligach i pucharach, dlatego mogę zrozumieć zmęczenie po 60 minutach. Ale jak można wyglądać w 15 minucie nie jak banda emerytów? Hiszpanie nie istnieli. Gdzieś został popełniony błąd i mam nadzieję, że zostanie on w porę wykryty.

Kompletnie zawiedli też piłkarze Realu Madryt, uchodzący za liderów reprezentacji. Długo można by się pastwić nad błędami Casillasa, Ramosa czy beznadziejną postawą Xabiego Alonso. Co się stało z zawodnikami, którzy dopiero co sięgnęli po La Decimę?

Mógłbym stworzyć całą masę różnych teorii, ale na dobrą sprawę nie wiem, co się stało. Tragicznie wyglądał Xabi Alonso, tak samo Iker Casillas, który nie prezentował się dobrze już w finale Ligi Mistrzów, w którym przecież nie tylko popełnił katastrofalny błąd, ale w ogóle sprawiał nie najlepsze wrażenie. Najlepiej z tej trójki zagrał Sergio Ramos, ale to też nie był wielki zawodnik, którego widzieliśmy w ostatnich tygodniach w meczach pucharowych, w których strzelał bramki…

…które uratowały Realowi puchar Ligi Mistrzów.

Dokładnie! On przyćmił nawet Cristiano Ronaldo. To był bohater, crack. Gdy stałem w MixZone i patrzyłem na wychodzących piłkarzy, to w momencie, kiedy pojawił się Ramos, czuć było aurę, że oto największy z graczy Realu Madryt. Niewiarygodne jest to, co stało się z tymi zawodnikami. Tak naprawdę jednak wszyscy wyglądali beznadziejnie, może z wyjątkiem Pedro, który biegał i szarpał oraz Iniestą, który próbował szarpać i biegać. Czy David Silva, który nie występuje w Realu, grał dobrze? Nie, tragicznie. Nie rozumiem, dlaczego szansy nie dostał Juan Mata. Gdy widzi się, że pierwszym spotkaniu ktoś gra tak, a nie inaczej, trzeba spróbować innych rozwiązań. W końcu po to wzięło się na mundial Koke czy Cazorlę, żeby z nich korzystać. Zastanawiam się też, czemu nie powołano Jesusa Navasa, który jeśli trzeba było, naprawdę zmieniał oblicze drużyny. Mam wątpliwości co do pewnych nominacji.

Jakich? Może trzeba było radykalnie odmłodzić drużynę?

Na pewno nie zgadzam się z tezą o odmładzaniu reprezentacji, że nagle Carvajal, Isco, Inigo Martinez czy paru innych młokosów odmieniłoby tę drużynę i wygrywaliby mecze. Bzdura, bzdura i jeszcze raz bzdura. Del Bosque powołał na mundial kompletnie niekompatybilnego napastnika w postaci Costy, a także Villę, którego nie wystawił nawet widząc, co się dzieje. Wiedział, że Villa kompletnie się do tego nie nadaje. Liczyłem na to, że na mistrzostwach eksploduje Torres, w którego grze pod koniec sezonu dostrzegałem zwyżki formy, gdy El Nino dawał poczucie szansy, że da wartość dodaną. Ale powołać Davida Villę kosztem Llorente czy Negredo? Kompletny bezsens.

Mówił Pan też o tym, że nie może być mowy o wypaleniu, ponieważ zawodnicy powoli kończący przygodę z kadrą będą chcieli obronić tytuł, jeszcze wyraźniej zapisać się na kartach historii, godnie pożegnać z reprezentacją. Pożegnali się z wielkim hukiem, ale tym razem nie były to odgłosy fajerwerków.

Dla tych ludzi to jest oczywiście katastrofa. Wielokrotnie rozmawiałem z piłkarzami i każdy z nich mówi o tym, że nie ma czegoś takiego jak syndrom wypalenia. Owszem, jest grupa piłkarzy, która bardzo szybko się nasyca, ale to samo mówiło się o Hiszpanii przed Euro 2012 – że reprezentacja jest wypalona, że im się nie będzie chciało, oleją ten turniej, a tymczasem oni zdobyli tytuł. Byłem przekonany, że dla tego pokolenia wybitnych graczy, którzy zawsze pokazywali swoją klasę, wolę walki, tworzyli kręgosłup drużyny nie ma nic lepszego niż możliwość obrony tytułu za zakończenie swojej przygody w takim miejscu jak Brazylia… Nawet gdyby nie zdobyli mistrzostwa, ale doszli do półfinału, czy też przegrali w dramatycznych okolicznościach w ćwierćfinale, wówczas nikt by im nie miał tego za złe. Przegrali? Trudno, ktoś musi przegrać. Tymczasem nikt nie spodziewał się, że oni pożegnają się w ten sposób; to dla nich nieprawdopodobny policzek. Nie możemy powiedzieć, że to jest drużyna, która przegrała rywalizację w grupie po nieprawdopodobnej walce; że grali super, ale zabrakło im szczęścia. Tak tragicznego turnieju w swojej historii Hiszpania chyba nie rozegrała. Nie oglądałem oczywiście wszystkich mundiali, ale sięgam pamięcią choćby do tego z 1998 roku i nigdy w życiu nie porównam tamtej reprezentacji do dzisiejszej. Tamta miała wigor, brakowało jej szczęścia, tego „czegoś”. Idealnie pasowało do nich powiedzenie, że „grali jak nigdy, przegrali jak zawsze”.

Całe nieszczęście rozpoczęło się od klęski z Holandią. Na kogo zrzucić odpowiedzialność za wynik? Na Silvę, który zmarnował okazję, by podwyższyć prowadzenie na 2:0? Na bezproduktywnego Diego Costę? Casillasa? A może sędziego, który nie odgwizdał ewidentnego faulu na tym ostatnim przy straconej bramce?

Zostawmy sędziego w spokoju, bo choć nikt nie ma wątpliwości, że faul na bramkarzu miał miejsce, nie było też moim zdaniem przewinienia na Coście, a więc karny był prezentem dla Hiszpanów. Na kogo można zwalić winę? Na pewno na grę obronną, przy czym nie mówię nawet o grze stoperów. Kulała asekuracja. Ile było sytuacji, gdy Holendrzy zbliżali się czwórką do panicznie grającej dwójki obrońców? Casillas był zupełnie podłamany tym, co oferował na boisku nam, kibicom, drużynie. Były momenty, gdy Holendrzy rozgrywali, dając czas, w którym natychmiast powinni wrócić 3-4 kolejni piłkarze, ale tego nie było. Reszta stała i patrzyła na to, co zrobią Ramos z Pique i ewentualnie Jordi Alba bądź Cesar Azpilicueta. Tak nie da się bronić. Zespół albo się broni, jest kompaktowy i przesuwa się całościowo, albo jest rozciągnięty. Hiszpanie byli w obronie tak piekielnie rozciągnięci, że Holendrzy perfekcyjnie wykorzystywali wszystkie puste miejsca. Do tego doszła nieprawdopodobna szybkość Robbena, a także bijące po oczach na tle Hiszpanów – chęć walki Holendrów, ich determinacja, świeżość…

Jaka przyszłość czeka La Furia Roja?

Może nie świetlana, ale wierzę w to, że bardzo przyzwoita. Nadchodzi pokolenie bardzo zdolnych piłkarzy i liczę, że godnie zastąpią tych, którzy odchodzą. Oczywiście nie wiem, czy w tej reprezentacji będzie dalej grał Iker Casillas, ale myślę, że on nie będzie chciał pożegnać się z kadrą w ten sposób. Nie chcę, żeby mecze z Chile i Holandią były jego ostatnimi. Jest też naprawdę bardzo wielu znakomitych zawodników, takich jak Thiago, Koke, Isco, Jese, Inigo Martinez, Iker Muniain czy Ander Herrera. Sergio Busquets też nie jest przecież stary, tak samo jak Serio Ramos, który również nie ma powodów, by kończyć reprezentacyjną karierę. Nie w roli stopera, tylko defensywnego pomocnika moim zdaniem doskonale sprawdzi się Javi Martinez, młodzi są też Carvajal z Albą. Nastąpi wymiana raptem 4-5 ogniw, to jest wspaniała reprezentacja. Oczywiście, największą stratą będzie odejście Xaviego, ale ufam, że Thiago czy Koke naprawdę poprowadzą tę reprezentację do sukcesów. Jestem pełen wiary w to, że na mistrzostwach Europy Hiszpanie znowu będą walczyć o najwyższe laury.

Tylko czy to nadal będzie drużyna Vicente del Bosque?

Ludzie z federacji, którzy decydują o przyszłości Sfinksa, mówią wyraźnie, że będą go namawiać do pozostania. Czy powinien zostać na stanowisku? Nie wiem. Pomimo tego, co się stało, wokół niego funkcjonuje aura wyjątkowości – nie zapominajmy, że jest to człowiek, który zdobył dwa wielkie trofea. Przytrafił mu się błąd, ale jestem przekonany, że będzie w stanie wyciągnąć z tego wnioski. Kto miałby być jego zastępcą? Bądźmy szczerzy, jest grupa zdolnych trenerów z Hiszpanii, ale… Być może Julen Lopetegui, ale niech on popracuje jeszcze w lidze portugalskiej. Jeżeli okaże się, że jest naprawdę znakomitym szkoleniowcem, to proszę bardzo, niech dostanie szansę, ale na pewno nie od razu. Nie wylewajmy dziecka z kąpielą.

Wróćmy do oprawców Hiszpanów. Czego powinniśmy oczekiwać od Holendrów w dalszej fazie turnieju? Czy są w stanie choćby zbliżyć się do sukcesu osiągniętego w RPA?

Nie przeceniałbym Holendrów, choć oczywiście wynik meczu z Hiszpanią jest nieprawdopodobny, a na takim entuzjazmie można zajść bardzo daleko. Wbrew wielu opiniom widać, że ta reprezentacja nie jest bandą przypadkowych typów, którzy znowu muszą ze sobą zagrać, a wiemy, że w Holandii zawsze były jakieś konflikty. Tym razem jest to grupa ludzi, których van Gaal poukładał…

…i którym z Hiszpanią wychodziło wszystko.

Właśnie, a jak wiemy, w futbolu takie „wszystko” wychodzi od święta. Holandia zawiesiła poprzeczkę tak wysoko, że do meczu z nią każdy będzie podchodził z ogromnym respektem. Mecz z Hiszpanią był doskonałym poligonem dla analityków i trenerów poszczególnych rywali Oranje, aby wszystko móc przygotować anty-taktykę, która wybije Holendrom atuty z rąk. Nie czarujmy się, nie jest to drużyna grająca magiczny futbol; popatrzmy, w jaki sposób strzelali Hiszpanom. Czy te bramki są efektem świetnego przesuwania się, fantastycznej gry taktycznej? Nie! To są proste schematy, na które dali się nabrać Hiszpanie, ale na które nie muszą się nabrać ani Chilijczycy, ani nawet Chorwaci czy Meksykanie.

Właśnie, wydaje się, że ten prosty schemat nie nabrali się już nawet skazywani na pożarcie Australijczycy. Socceroos mieli wyjść na boisko z zamiarem obrony Częstochowy (choć może w ich przypadku należy mówić raczej o obronie Tobruku), a tymczasem przez długi czas w niczym Holendrom nie ustępowali…

Zgadza się. Z tym kazusem to akurat na dwoje babka wróżyła, bo nie wiem, jakby potoczył się ten mecz, gdyby nie natychmiastowa odpowiedź Cahilla. Gdyby Socceroos nie strzelili tej bramki, wówczas scenariusz mógłby wyglądać zupełnie inaczej. Doceniam potencjał Holandii, ale jest to drużyna z podobnym problemem co Argentyna – są duże różnice między tym, co w ofensywie, a tym co z tyłu, ogólnie w grze destrukcyjnej całego zespołu. To może być ich olbrzymim problemem w perspektywie kolejnych spotkań w fazie pucharowej. Oczywiście Australia zaskoczyła bardzo pozytywnie, przyznam szczerze, że nie spodziewałem się po nich tak dobrej, dynamicznej, pełnej wiary gry. Przewidywałem raczej obronę Częstochowy, szukanie szans w kontratakach, zatrzymywanie za wszelką cenę Robbena… Zagrali tymczasem inaczej. Taki jest futbol – zwłaszcza na tym mundialu piekielnie zaskakujący w niektórych momentach.

Może to wynik sympatii, ale wydaje mi się, że Australia jest jedną z najbardziej niedocenianych drużyn na turnieju. Po meczu z Chile mówiono, że to przeciwnicy po strzeleniu dwóch goli zagrali na pół gwizdka, a tymczasem mecz z Holandią pokazał, że Socceroos naprawdę potrafią kopać piłkę. Jak będzie wyglądać mecz z Hiszpanią?

Australijczycy mając świadomość tego, że Hiszpanie są rozbici, na pewno będą grali dużo odważniej, z wiarą w sukces. Oni też nie wyjdą z grupy, mają zero punktów i nic do stracenia, a wynik z Oranje na pewno ich podbudował. Socceroos nie przegrali tamtego meczu globalnie; ulegli ponieważ Holendrzy wykorzystali swoje sytuacje. Szczególnie trzecia bramka – fantastyczne uderzenie z dystansu.

Ale minutę wcześniej bramkę mogli strzelić Australijczycy.

Dokładnie, to się mogło skończyć w dwojaki sposób. Myślę, że Australijczycy zagrają piłkę otwartą, ale na pewno także ostrożną, ponieważ cały czas zdają sobie sprawę z potencjału Hiszpanów. Osobiście dałbym szansę Xaviemu, żeby miał okazję godnie pożegnać się z wielkimi imprezami; po prostu nie wyobrażam sobie, żeby nie wybiegł w tym meczu. Na pewno szansę dostaną rezerwowi – zawodnicy typu Villi, Cazorli, Maty czy Albiola w obronie, zobaczymy. Ja taką szansę bym dał, ponieważ myślę, że na to zasługują.

Wróćmy jeszcze na chwilkę do ostatnich katów tiki-taki. Jak daleko może zajść Chile?

Sam stawiałem na Chile w roli czarnego konia tych mistrzostw. Na ten moment jest to najbardziej wyważona ekipa spośród wszystkich drużyn latynoskich. Chilijczycy są w najmniejszym stopniu uzbrojeni w polot, grę przyjemną dla oka, która zdecydowanie lepiej wychodzi Kolumbii czy tym bardziej Urugwajowi, ale są oni najlepiej skomponowani, najrówniejsi. To typowy zespół, pozbawiony indywidualności, bo nie postrzegam jako takiej Vidala, który jest idealnie wkomponowanym zawodnikiem, wyrastającym ponad grupę. Zawodnik Juventusu jest raczej primus inter pares, a nie gwiazdą pokroju Ronaldo, Messiego, czy nawet Jamesa Rodrigueza w Kolumbii. Trudno wyrokować, ale nie byłbym zaskoczony, gdyby Chilijczycy dotarli nawet do półfinału mundialu.

Jak będzie wyglądał bezpośredni mecz pomiędzy oprawcami Hiszpanii? Czy Chilijczycy wypiją sok z pomarańczy, czy może jednak się nim zakrztuszą?

Strategia na tę potyczkę będzie zależała od wyniku meczu Brazylii, który będą znali zawodnicy oby drużyn. Mam wrażenie, że to będzie walka na uniknięcie Brazylii. Owszem, Chorwacja to jest bardzo dobrym zespołem, który w meczu z Kamerunem udowodnił, że jeśli gra w optymalnym składzie, jest bardzo dobrze skomponowany i próżno szukać słabych punktów w pierwszej jedenastce. Chorwaci grają bardzo ambitną piłkę, opartą na przygotowaniu fizycznym, ale każdy chce przede wszystkim uniknąć gospodarzy.

Może się jeszcze zdarzyć tak, że Brazylia znajdzie się na drugim miejscu w grupie i żadna drużyna nie będzie chciała wygrać…

Jeżeli Brazylia będzie na drugim miejscu, no to… faktycznie będzie problem (śmiech).

Sytuacja będzie nader ciekawa…

To prawda, ale pamiętajmy, że większy ciężar gatunkowy będzie miał ostatni mecz Chorwacji z Meksykiem. Brazylia raczej rozniesie w pył Kamerun, dlatego zakładam wariant z Canarinhos na pierwszym miejscu w grupie. Wtedy Chilijczycy i Holendrzy zagrają o coś, zetrą się dramatycznym boju o uniknięcie konieczności grania z gospodarzami w 1/8 finału. Każdy ma świadomość, że ta Brazylia nie zachwyca…

…ale to nadal jest Braz ylia.

Dokładnie, to jest Brazylia, a wiadomo też, że gospodarzom pomagają nawet ściany.

I nie tylko ściany…

Tak jest. Wielu twierdzi, że tragedią dla tego mundialu byłoby wypadnięcie gospodarza turnieju za burtę już w 1/8 finału. Skoro w 2006 roku przeciągano za uszy Niemców – pozwolę sobie przypomnieć słynny mecz w ćwierćfinale z Argentyną – to obawiam się, że podobnie może się zdarzyć w przypadku Brazylijczyków. Dla futbolu byłoby to oczywiście tragiczne, ale takie rzeczy się zdarzają.

Dlatego też fajnie by było, gdyby Canarinhos zajęli pierwsze miejsce. Wpłynęłoby to pozytywnie na mecz, w którym po prostu doszłoby do bezpośredniej wojny między Chile a Holandią i uniknęlibyśmy sytuacji, w której zaczyna się kombinowanie i nikt nie chce wygrać. Jeśli Brazylijczycy nie wygrają, możemy oglądać kuriozalne spotkanie, no chyba że jedni bądź drudzy uznają, iż jeśli mają walczyć o najwyższe cele, to inaczej się nie da, zagrają va banque i będą musieli wyeliminować także Brazylię, o co akurat prędzej podejrzewałbym Holendrów.

Ale która drużyna jest Pana faworytem w tym meczu?

Chile.

Rozmawiał BARTŁOMIEJ KRAWCZYK

fot. PRESSFOCUS

Pin It