Luis Enrique – świetny piłkarz, dziwny trener

luis_enrique_roma_getty

Luis Enrique to człowiek z DNA Barcelony. Wybitny reprezentant Hiszpanii, jako trener z rezerwami Dumy Katalonii osiągał imponujące wyniki. Wypromował takich graczy jak Sergi Roberto, Thiago Alcantara czy Oriol Romeu. Na trenerskiej giełdzie Asturyjczyk jest gorącym towarem. Jest nim czy był?

Postać byłego piłkarza Realu Madryt, który odchodzi do Barcy , może budzić kontrowersje. To dlatego, że Enrique nie poprzestał na opuszczeniu Santiago Bernabeu na rzecz Camp Nou; w barwach Blaugrany stał się  naczelnym prowokatorem i krzewicielem nienawiści do Realu Madryt.

Kocham grę w koszulce Barcelony na Santiago Bernabeu. To stadion, na którym czuję dumę grając dla Blaugrany. Te mecze to zawsze wielkie widowiska, ale to my będziemy bardziej zadowoleni po tym spotkaniu.

Nie chodzi mi jednak o jego wyczyny piłkarskie, chciałbym poświęcić ten krótki tekst postaci Luisa Enrique jako trenera. Po zakończeniu kariery w barwach Barcelony w 2004 roku Enrique poświęcił się pracy z młodzieżą. W 2008 roku został szkoleniowcem rezerw katalońskiej drużyny. Pod jego skrzydłami znaleźli  się  tacy piłkarze jak Thiago Alcantara, Alberto Botia, Jonathan dos Santos, Oriol Romeu, Martin Montoya, Marc Muniesa, Rafinha, Nolito czy – w ostatnim sezonie pracy Enrique – Gerard Deulofeu. W ciągu trzech lat trenerskiej przygody z rezerwami Dumy Katalonii udało mu się awansować do Segunda Division, by jako beniaminek Barcelona B wywalczyła miejsce na najniższym stopniu podium drugiej ligi hiszpańskiej.

Względny sukces zwrócił uwagę piłkarskiego świata na być może nowego Josepa Guardiolę. Enrique wydawał się być świetnym materiałem na trenera, czerpiącym z katalońskiego DNA, stawiającym na młodych piłkarzy, ufającym im, zdecydowanym na odważny, ofensywny i atrakcyjny futbol. Na Hiszpana zagiął parol Thomas Di Benedetto, nowy właściciel AS Romy. Drużyna miała zostać zbudowana w oparciu o długofalową wizję. Sam Enrique podpisał relatywnie krótki, bo dwuletni kontrakt – który w razie sukcesów miał być konsekwentnie przedłużany. Zatrudnienie młodego, ambitnego szkoleniowca doskonale wpisywało się w model sukcesywnego rozwoju. Pojawiły się pieniądze na wzmocnienia: za słuszną sumę Roma sprowadziła Pablo Osvaldo z Espanyolu, Marco Borriello z Milanu czy Jose Angela ze Sportingu Gijon. W Rzymie odżyć miał także znany trenerowi Bojan Krkić, kupiony z Barcelony za 12 milionów euro. Po Luisie Enrique obiecywano sobie naprawdę wiele. Rzeczywistość z takimi obietnicami kategorycznie się nie zgodziła.

Na finiszu ligi Giallorossi skończyli na 7. miejscu, nie kwalifikując się do europejskich pucharów. Utrzymał się status quo i przyszła pora na kolejny rok posuchy na międzynarodowej arenie. Mimo to fani powinni dać Hiszpanowi czas i okazać wyrozumiałość względem trenera z obcego kraju, który dopiero zaczynał wdrażać swoją wizję.  Jeśli prawdą jest, że to Enrique zrezygnował, to niezrozumiała wydaje się jedynie jego decyzja. W Romie mógł liczyć na solidny budżet transferowy i wspomniany kredyt zaufania. Dyrektor sportowy Romy Franco Baldini potwierdził, że Jose Enrique „poczuł potrzebę odejścia” z Romy i bynajmniej nie było to podyktowane chęcią opuszczenia Rzymu na rzecz siedziby innego, większego klubu.

Rok po zabraniu ostatnich walizek ze stolicy Włoch, Luis Enrique wykonał kolejne podejście do osiągnięcia sukcesu na arenie o klasę bardziej prestiżowej niż Segunda Division – podjął pracę w Celcie Vigo. Były reprezentant Hiszpanii  poprosił o sprowadzenie znanych mu z Katalonii zawodników: Andreu Fontasa, Nolito i Rafinhy Alcantary. Wyróżniajacą się postacią w drużynie jest póki co ten ostatni, brat Thiago z Bayernu.

Tyle pozytywów. No bo gdzie i kiedy Celcie zdarza się ofensywny futbol? Momentami, i to bardzo krótkimi. W Celcie Luisa Enrique nie ma – mówiąc lakonicznie i oszczędnie – nic wyjątkowego i nic, co pomogłoby tej drużynie się wybić do góry. Oczywiście to kwestie subiektywne; każdy może postrzegać grę danej drużyny inaczej i może mu się ona podobać. Tabela nie pozostawia jednak złudzeń: Celta znajduje się w strefie spadkowej i nawet, gdyby grała na osiemdziesięcioprocentowe posiadanie piłki i tysiąc podań w meczu, przy takim układzie staliby się jedynie atrakcją Segunda Division.

Jakimi preferencjami kieruje się Luis Enrique przy wyborze pracodawcy, nie wiadomo. Czy możliwe jest, że okrzyknięty nowym Guardiolą i łakomym kąskiem na rynku trener najpierw przymierza się do budowy rzymskiej potęgi i wycofuje się z niej po roku pracy, by znaleźć angaż w hiszpańskiej drużynie dołu tabeli i bronić się przed spadkiem? Ktoś odpowie, że po nieudanej przygodzie we Włoszech spadły jego akcje i zatrudnienie Enrique to atrakcyjna opcja jedynie dla słabych zespołów. Teoria ta wydaje się sensowna, gdyby nie pogłoski, jakoby szkoleniowca Celty łączono ostatnio z Tottenhamem Hotspur.

Jeśli były zawodnik Realu i Barcelony chce osiągnąć sukces jako szkoleniowiec i stać się trenerem europejskiego formatu, powinien szukać zatrudnienia w drużynie, którą stać na sensowne wzmocnienia i która jest w stanie dać mu długoterminowy kredyt zaufania. Pod warunkiem, że z niej nie ucieknie tak jak z Rzymu.

MARIUSZ JAROŃ

fot. sport.sky.it

Pin It