Koniec balu dla Kopciuszka

malaga1 Marzeniem większości fanów ubogich drużyn jest przejęcie klubu przez bogatego inwestora, najlepiej jakiegoś szejka, następnie spektakularne transfery, awans do Ligi Mistrzów i podbicie Europy. Niestety, sny o potędze rzadko kiedy stają się rzeczywistością. Los postanowił się uśmiechnąć do Malagi, która z roli Kopciuszka europejskiego futbolu wywiązała się znakomicie. Na zegarze jest już jednak grubo po północy i trudno szukać andaluzyjskiej drużyny na salonach. Dla niej bal już się skończył…

HDP-RGOL-640x120 Przejęcie klubu przez Abdullaha Al-Thaniego w czerwcu 2010 roku miało zaowocować powstaniem nowego punktu na mapie piłkarskich gigantów, a kibice zacierali ręce na myśl, że ekipa z Andaluzji dołączy do grona krezusów i zagrozi tandemowi Barcelona-Real Madryt…

Trudne początki

Początek przygody arabskiego bogacza z hiszpańskim futbolem był jednak wielce niesatysfakcjonujący. W dziewięciu pierwszych spotkaniach Malaga zdobyła zaledwie siedem punktów i znajdowała się w strefie spadkowej. Na reakcję właściciela nie trzeba było długo czekać i już 4 listopada opiekunem zespołu został Manuel Pellegrini, który kilka miesięcy wcześniej został zwolniony z Realu Madryt, pomimo zdobycia aż 96 punktów w lidze. Chilijczyk nie tylko utrzymał drużynę w najwyższej klasie rozgrywkowej, ale także wywindował ją na 11. pozycję.

Miejsce w środku tabeli było jednak zdecydowanie poniżej oczekiwań szejka, który sięgnął głębiej do kieszeni i sprowadził do zespołu szereg zawodników: Isco, obiecującego wówczas juniora Valencii, a także nazwiska uznane już w świecie piłki – Ruuda van Nistelrooy’a, Jeremy’ego Toulalana, Martina Demichelisa, Joaquina, Jorisa Mathijsena oraz Santiego Cazorlę, za którego zapłacono Villarealowi rekordową w historii Malagi kwotę 21 milionów euro. Sponsorem technicznym klubu została amerykańska Nike, a na koszulkach, wzorem FC Barcelony, pojawiło się logo oenzetowskiej organizacji dobroczynnej (UNESCO). Upragnione przez fanów tłuste lata zdawały się nadchodzić dużymi krokami. Rozgrywki 2011/12 drużyna zakończyła na wysokim, czwartym miejscu, uzyskując przepustkę do gry w kwalifikacjach Champions League, a na indywidualne wyróżnienie zapracował sobie Isco, który został wybrany odkryciem sezonu.

CZYTAJ TAKŻE: Grzegorz Rasiak przejdzie do Lecha?!

W kolejnych rozgrywkach zespół utrzymał formę z poprzedniego sezonu, co znalazło odzwierciedlenie w niemal identycznej ilości zdobytych punktów, jednak tym razem wystarczyło to zaledwie na szóstą lokatę w tabeli Primera Division. Jakkolwiek nikt w Andaluzji nie robił z tego wielkiego problemu, ponieważ Malaga zrobiła furorę w swoim debiucie w Lidze Mistrzów. Podopieczni Pellegriniego najpierw uporali się w eliminacjach z Panathinaikosem Ateny, później bez porażki przeszli fazę grupową, w której mierzyli się z Anderlechtem, Milanem i Zenitem, aby w 1/8 finału wyeliminować FC Porto. W ćwierćfinale rywalem Boquerones była Borussia Dortmund. Po bezbramkowym remisie w Hiszpanii przyszedł czas na rewanż, który z pewnością będzie długo pamiętany przez kibiców nie tylko tych dwóch zespołów. Kiedy w 82. minucie Eliseu strzelił gola na 1:2 stało się jasne, że mistrz Niemiec do awansu potrzebuje prawdziwego cudu w postaci dwóch bramek. Wtedy zapewne niejeden sympatyk Malagi otwierał już wino ze swoją dziewczyną, aby uczcić historyczny sukces; z równie dużą dozą prawdopodobieństwa można także założyć, że w tej samej chwili w głowach samych zawodników rozbrzmiewały już dźwięki „We are the champions”. Ostatnie sekundy spotkania okazały się jednak surową lekcją pokory – Marco Reus i Felipe Santana strzelili wymarzone dwa gole dla Schwarzgelben. „Mam nadzieję, że UEFA dokładnie zbada okoliczności, w których hiszpański zespół odpadł z rywalizacji. Nie było w tym sportowego ducha. To nie jest piłka nożna, to zwykły rasizm” – grzmiał po spotkaniu rozgoryczony Al-Thani, nawiązując do zbyt długiego jego zdaniem przedłużenia spotkania oraz pozycji spalonej aż czterech graczy BVB w decydującej akcji. Pomimo oczywistego rozgoryczenia okolicznościami porażki, nikt nie mógł narzekać na wynik – debiut w Lidze Mistrzów wypadł naprawdę rewelacyjnie i wydawać by się mogło, że plany zbudowania nowej potęgi urzeczywistniają się w zawrotnym tempie, ale…

Nadzieje na bok

Dzisiaj jedynymi argumentami, którymi Malaga może przekonać piłkarzy do podpisania kontraktu są: słoneczna pogoda, dobra kuchnia i kilka zabytków, wśród których należy wymienić Muzeum Sztuk Pięknych, znajdujące się w domu narodzin Pablo Picassa. Klub znowu broni się przed spadkiem, a kręgosłup zespołu w niczym nie przypomina tego sprzed kilku miesięcy. Kopciuszek musiał w zawrotnym tempie uciec z balu i wrócić do szarej rzeczywistości.

Z pięknej bajki miłośnicy zespołu z Andaluzji zostali wyrwani, gdy przed minionym, znakomitym sezonem na jaw wyszły olbrzymie długi Malagi. Klub nie dość, że zalegał z wypłatami dla zawodników, ale także nie uregulował płatności za transfery Cazorli i Monreala oraz winien był pieniądze poprzednim właścicielom. Nie może dziwić zatem fakt, że Al-Thani robił wszystko, by sprzedać Malagę. Bezskutecznie. W grudniu 2012 roku UEFA z powodu zaległości finansowych wykluczyła drużynę z gry w europejskich pucharach. Znakomitą wówczas postawę zawodników na boisku można porównać do powrotu Kopciuszka złotą karocą do domu – czuć jeszcze było podniosłą atmosferę sukcesu, jednak nikt nie miał wątpliwości, co wydarzy się w najbliższym czasie. Jeszcze przed rozpoczęciem sezonu klub pozbył się m.in. Salomona Rondona (10 milionów), Nacho Monreala (także 10 mln) oraz Santiego Cazorli (19 mln). Tamte transfery nie spowodowały jeszcze sportowej zapaści, która jednak nastąpiła wraz z pozbyciem się przed obecnym sezonem kolejnych zawodników, m.in. Toulalana, Joaquina czy wreszcie Isco.

CZYTAJ TAKŻE: Czy jemu czasami sufit na łeb nie spadł?

Mocarstwowe nadzieje muszą zostać odłożone w Maladze na bok. Zamiast walki o najwyższe cele pozostały zmagania o utrzymanie się w najwyższej klasie rozgrywkowej. Jaka przyszłość czeka klub z Andaluzji? Wariant optymistyczny – Malaga utrzyma się w lidze, a w następnych latach mozolnie będzie wracać na miejsce średniaka Primera Division. Wariant pesymistyczny – Malaga spadnie do Segunda Division i wcale nie jest powiedziane, że po sezonie wróci do elity – z drużyną pożegnają się kolejni kluczowi zawodnicy, w efekcie czego klub będzie balansował pomiędzy pierwszą a drugą ligą, nie zagrzewając miejsca na dłużej ani w jednej, ani w drugiej. Scenariusz rodem z koszmarów – Malaga pójdzie w ślady Racingu Santander, dla którego mariaż z egzotycznym inwestorem zakończył się spadkiem do Segunda Division B, a w ostatnich dniach – poddaniem meczu w Pucharze Króla przez rozgoryczonych piłkarzy. Oby bajka Malagi skończyła się nie tak, jak w piosence o wymownym tytule „Fairytale gone bad” fińskiej formacji Sunrise Avenue, lecz jak w „Kopciuszku” – happy-endem.

BARTŁOMIEJ KRAWCZYK

HDP-RGOL-640x120

Pin It