Iberyzacja wsteczna. Wielkie kłopoty West Bromwich Albion

Pepe Mel miał być ożywczą bryzą. Okazał się porywistym wiatrem tworzącym lawinę katastrof. Do tego stopnia, że panowanie Hiszpana na The Hawthorns jest mocno zagrożone. Po ledwie 54 dniach pracy.

HDP-RGOL-640x120

Ciekawe, czy były gracz Realu przegoni chociaż Rene Meulensteena, dowodzącego Fulham przez całych 75 dni.

Rewolucja zjada własne dzieci

Żyjemy w erze piłkarskiej iberyzacji. Dziś każdy chce grać jak Hiszpanie. Mieć posiadanie piłki FC Barcelony, kontrę Realu, częstotliwość wygrywania La Furii Roja. Inną drogę jest system niemiecki, posiadający molocha w postaci Bayernu Monachium. Zespołu trenowanego przez…katalończyka rodem z Camp Nou. Koło się zamyka. Oglądamy co weekend, a czasem i w środku tygodnia, mniej lub bardziej udane hybrydy iberyzacji. Filozofia ta jest atrakcyjna dla oka, skuteczna. Może się podobać. Wdrażana jednak na siłę do homogenicznego, konserwatywnego środowiska wywołuje jedynie uśmiech politowania i śmiech. Tak, jak w West Bromwich Albion. TUTAJ czytaj rozmowę z polskim skautem WBA!

Włodarze The Baggies podjęli w styczniu dwie idiotyczne decyzje. Primo, zwolnili Steve’a Clarke’a, człowieka odpowiedzialnego za sensacyjne, ósme miejsce w zeszłym sezonie. Secundo, zatrudnili Pepe Mela. Nie chodzi o samego szkoleniowca, bo ten w La Lidze pokazał się z dobrej strony. Niefortunny był moment. Gdy WBA zaczęło niebezpiecznie pikować w okolice strefy spadkowej, na The Hawthorns pojawił się człowiek o zerowej znajomości języka angielskiego. Pozbawiony jakiegokolwiek wyczucia tamtejszych realiów. Bez elementarnej wiedzy na temat drużyny i ich taktycznych możliwości. Bo jak inaczej nazwać próbę transformacji, w środku sezonu, charakteru Anglików, z ekipy latami szlifującej defensywę i kontrataki, w nieokreśloną replikę typowego hiszpańskiego zespołu? Jak usprawiedliwić przekonywanie Liama Ridgewella, że jest w stanie grać niczym Jordi Alba, Claudio Yacobowi wmówić powiązania z Sergio Busquetsem, a Crisa Brunta nauczyć rozgrywania na poziomie Andresa Iniesty? West Bromwich, uczone przez Hodgsona i Clarke’a okopywania się na własnej połowie i skutecznego przeciwuderzenia, na magiczne pstrykniecie nowego trenera miało stosować wysoki pressing oraz dominujące posiadanie piłki. Gdyby Mel dostał całe lato na szlifowanie takiej gry, lifting zbieraniny z Birmingham mógłby wypalić. Jednak Hiszpan nie wdroży rewolucji taktycznej w miesiąc. Ani w dwa. Ani nawet do końca rozgrywek. O ile finału tych 51-latek w ogóle doczeka. Póki co, od sześciu spotkań nieopierzony na wyspach menedżer wyczekuje premierowego zwycięstwa.

Hiszpan próbuje. Stara się. Tego nie można mu odbierać. Nieudolnie żongluje taktyką, upuszczając jednak każdą piłkę. I klasyczne 4-4-2, i choinkowe 4-2-3-1, i barcelońskie 4-3-3 nie przyjęło się w Birmingham. Mieszane koncepcje dorzuciły jedynie jeszcze większe kłopoty z defensywą, co pozwoliło Aston Villi odrobić dwubramkową stratę, ostatecznie kończąc na zwycięstwie 4-3. Pomimo melowskich innowacji, sytuacja WBA nie poprawiła się ani o jotę. Ciągle ledwie punkt dzieli The Baggies od trójcy zagrożonej degradacją. TUTAJ czytaj o okolicznościach zatrudnienia Pepe Mela!

Na zły dobór taktyki publicznie narzekają sami piłkarze, choćby James Morrison czy Jonas Olsson. Mają dosyć nierealnych wymagań trenera. Denerwuje ich fakt, że komunikacja z bossem odbywa się przez tłumacza, którego funkcję przez jakiś czas pełnił znienawidzony, wścibski dyrektor techniczny. Ferment w szatni umocniła sprzedaż do Hull City lubianego Shane’a Longa, kosztem pozostawienia, będącego we własnym świecie i słabo kolegującego się zresztą ekipy, Stephane’a Sessegnona. Irlandczyk na nowej ziemi już strzela, natomiast WBA golami, delikatnie mówiąc, nie śmierdzi. Chociaż 51-latek jest człowiekiem sympatycznym, otwartym na innych, drużyna z hrabstwa Midlands wolałaby, żeby ponownie dowodził nimi duet Keith Downing – Dean Kiely, już raz dzierżący władzę w okresie bezkrólewia między zwolnieniem Clarke’a a zakontraktowaniem Mela. Zawodnicy liczą, że zadziała casus Tottenhamu, gdzie wywalonego, kombinującego na potęgę Villasa-Boasa zastąpił – i wyprowadził na prostą – hołdujący mało skomplikowanemu futbolowi Tim Sherwood. Siła prostoty, ot co.

Gdy sprzeciwia się nawet sprzęt

Grunt pod nogami Mela zaczął się trząść, gdy zwolniono jego ostatniego już chyba sojusznika w zarządzie. Wcześniej napomknąłem o dyrektorze-tłumaczu. To właśnie Dave McDonough był największym zwolennikiem iberyjskiej rewolucji. Biegle władający językiem hiszpańskim były doradca Rafy Beniteza aktywnie lobbował u właściciela klubu, Jeremy’ego Peace’a, w sprawie dymisji cieszącego się wśród kibiców estymą Clarke’a. Teraz głowa McDonougha poleciała jako pierwsza. Kolejny do ścięcia jest Pepe Mel. Chyba, że w marcu udałoby się wyrwać punkty rywalom w walce o przetrwanie: Sunderlandowi, Hull oraz Swansea.

Jakby tego było mało, do końca rozgrywek być może nie zagra Nicolas Anelka, jeden z niewielu klasowych piłkarzy w talii Hiszpana. Wszystko przez grudniowe Quanelle, odwróconej wersji gestu Sieg Heil, za salutowanej po bramce przeciwko West Hamowi. TUTAJ czytaj szerzej o bardzo kontrowersyjnym geście Anelki. 80 tysięcy funtów grzywny nie robi zapewne wrażenia na francuskim milionerze, lecz pięć meczów kary może być gwoździem do trumny zarówno menedżera, jak i misji utrzymania się w Premier League. Banicja może zostać dodatkowo przedłużona, gdyż Anelka otrzymał wotum nieufności od fanów, którzy w otwartym liście domagają się, ze 35-latek nigdy nie przywdział trykotu ich drużyny.

Wszystko obraca się przeciwko biednemu madrytczykowi. Nawet sprzęt. Otóż na The Hawthorns zabrakło…getrów. Skończył się podstawowy, granatowo-biały komplet. Do końca sezonu piłkarze biegać zatem będą w rezerwowych, niebieskich, gdyż nie ma podobno możliwości zrealizowania u Adidasa tak dużego zamówienia w tak krótkim czasie. To raczej problemy częstsze w ligach okręgowych niż w Premier League, mieniącej się przecież enklawą profesjonalizmu i ogromnych pieniędzy. Widać, gdy kupuje się Ferrari, zapomina się czasem o podstawowych artykułach. Na przykład bieliźnie.

Dyrektor przebierający się za tłumacza, napastnik-antysemita, trener chcący wystrugać diament z drewna. Folklor pełną gębą.

Premier League to nie miejsce dla takich prawdziwków.

TOMASZ GADAJ

fot. talksport.com

HDP-RGOL-640x120

Pin It