Grzegorz Sandomierski: Nie chcę pajacować

Grzegorz Sandomierski odszedł niedawno z Dinama Zagrzeb i ponownie będzie starał się zaistnieć w Belgii. Czy kolejne podejście zaliczy do udanych? O tym opowiada sam zainteresowany w specjalnej, świątecznej rozmowie z portalem FootBar.pl. Zapraszamy!

Odejście z Dinama Zagrzeb jest już pewne?

Tak, nawet bardziej niż pewne. Od 18 kwietnia trenuję już z Genk.

To była decyzja Twoja czy klubu?

Generalnie to Chorwaci wyszli z propozycją, abyśmy tę umowę skończyli wcześniej. Szczerze mówiąc, nie wiem dlaczego mi to zaproponowali. Oczywiście powiedzieli, że – jeśli chcę – mogę zostać, jednak bardzo subtelnie zasugerowali mi przedwczesne odejście. Postanowiłem więc z myślą o sobie, że odejdę z Dinama i wrócę do Genk, aby móc tam trenować i przy okazji dowiedzieć się czegoś więcej na temat mojej przyszłości.

Nie wydaje mi się, abyś dawał podstawy ku temu, aby zrezygnowano z Twoich usług.

Jeszcze w styczniu wiedziałem, że Dinamo Zagrzeb oraz Genk prowadzą rozmowy odnośnie mojego wykupienia. Rozmawiałem z trenerem chorwackiej drużyny i powiedział mi, że zamierza na mnie postawić a w dodatku nie ma zamiaru ściągać dla mnie kolejnych konkurentów. Rozegrałem wszystkie możliwe sparingi, pierwszy mecz rundy także rozpocząłem w wyjściowym składzie. Nie sądziłem, że wszystko tak się potoczy…

Do tego momentu wszystko wyglądało obiecująco.

Niestety na początku lutego dowiedziałem się, że do transferu jednak nie dojdzie, a do klubu został właśnie sprowadzony kolejny bramkarz, który zajął moje miejsce! Nie było żadnej rywalizacji między nami, on z miejsca wskoczył do pierwszego składu. Ja ze swojej strony robiłem wszystko, żeby to miejsce odzyskać, jednak moje starania doprowadziły do straty miejsca nawet na ławce rezerwowych. Tym sposobem wylądowałem na trybunach.

Skoro Belgowie nie zamierzali Cię sprzedać, można uznać, że ciągle na Ciebie liczą.

Nurtuje mnie to. Mam nadzieję, że po dołączeniu do drużyny Genk znajdę odpowiedź na to pytanie. Wiadomo, że szykują spore zmiany w składzie, na razie zamierzają dograć ten sezon do końca i mieć go w końcu z głowy. Naprawdę, ciężko im idzie. Ponadto z drużyny może odejść pierwszy trener.

Droga do pierwszego składu ponownie stoi dla Ciebie otworem.

Dokładnie. Jestem przekonany, że poradzę sobie jako pierwszy bramkarz belgijskiej drużyny, a co za tym idzie – w końcu wygram rywalizację. Mam jednak nadzieję, że będzie toczyła się ona na zdrowych zasadach, a nie tak jak w Chorwacji, gdzie po pierwszym treningu było już wszystko wiadomo. Co prawda w ciągu ostatnich trzech lat nie rozegrałem zbyt wielu spotkań, więc też ciężko mi się określić, czy poprawiłem swoje umiejętności. Na pewno z każdej szkoły trenerskiej wyniosłem „coś” pozytywnego. Teraz ode mnie zależy, czy zaprezentuję to podczas ponownego pobytu w Belgii.

Wspomniałeś o szkołach trenerskich. Wróćmy zatem do tej angielskiej – dlaczego zdecydowałeś się kontynuować swoją karierę właśnie w Blackburn?

W tamtym czasie byłem zaledwie trzecim bramkarzem w Genk, co kompletnie mi nie odpowiadało. Nie było na mnie chętnych aż na kilkadziesiąt godzin przed zamknięciem okienka transferowego. Właśnie wtedy przyszła oferta z Blackburn. Musiałem podjąć szybką decyzję, aby zdążyć jeszcze potrenować pod okiem nowego szkoleniowca. Wszystko poszło sprawnie, spodobała mi się atmosfera oraz styl angielskiego futbolu – który od zawsze podziwiałem – więc skorzystałem z tej opcji.

Ale trafiłeś tam na Paula Robinsona, 41-krotnego reprezentanta Anglii. Z deszczu pod rynnę.

To, że moim konkurentem był Robinson nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Chciałem jak najszybciej wyrwać się z Belgii, widziałem swoje miejsce i przyszłość właśnie w lidze angielskiej. Zdawała się to być lepsza perspektywa, aniżeli bycie dopiero trzecim wyborem w Genk. Niestety, nie wyszło.

Trenowałeś tam pod okiem Henninga Berga, obecnego szkoleniowca Legii Warszawa. Pamiętasz go jeszcze?

Jak przez mgłę. Właśnie leczyłem drobny uraz i początki jego pracy w klubie mi uciekły, a gdy powróciłem do składu, to już go praktycznie nie było. Ciężko mi generalnie sprecyzować jego osobę. Myślę, że nie pokazał wszystkiego i nie zdążył nawet przekazać nam wszystkich swoich wskazówek i oczekiwań. Przejął drużynę w trudnym momencie, a opuścił niestety w jeszcze gorszym.

W Chorwacji grałeś natomiast niewiele, jednak na wasze mecze przyjeżdżało sporo skautów. Z Zagrzebia wyłowili m.in. Halilovicia, który po obecnym sezonie przejdzie do Barcelony. Czy to faktycznie tak wielki talent?

Alen ma wielki talent, potencjał i papiery na grę na światowym poziomie, czego życzę mu z całego serca. Jak na swój wiek potrafi bardzo dużo. Mam nadzieje, że nie pogubi się w tym wszystkim, bo jak na 17-latka jest o nim bardzo głośno i już wszyscy widzą w nim drugiego Leo Messiego. Wywierają niepotrzebną presję.

Mówi się, że chorwacka mentalność różni się od polskiej. Jest w tym odrobina prawdy?

Właściwie to wszędzie, gdzie występowałem, czyli w Belgii, Anglii oraz Chorwacji, widoczna była pewność siebie. Na Bałkanach jednak przeradzała się ona bardzo często w arogancję, która była aż nadto widoczna.

Co masz na myśli?

Dziwne dogadywanie zawodnikom z zagranicy, podteksty. Miejscowi uważali się za najlepszych i wymagali zaangażowania od innych, a sami nie dawali z siebie wszystkiego. Generalnie specyficzne podejście. To już nie była szydera, którą uważam za potrzebną, a złośliwość. W dodatku byliśmy tam niesamowicie kontrolowani. Nikt nie miał prawa wyruszyć w miasto, za używanie telefonów groziły wysokie kary pieniężne. Wiadomo, że wszędzie takie obowiązują, jednak w w Chorwacji były naprawdę dotkliwe.

A bazy treningowe? Mam nadzieję, że nie trenowałeś po szopach…

Nie, na pewno nie… Wszędzie były one na wysokim poziomie. W Dinamie i Genk znajdowały się na stadionie, natomiast baza treningowa w Blackburn była oddalona zaledwie o kilka kilometrów. Nie miałem prawa narzekać. W Białymstoku też nie było jakoś źle, ale jeśli mam porównać, to jednak niebo, a ziemia.

Wcześniej zapytałem, czy czujesz się lepszy pod względem umiejętności bramkarskich. A jak ma się sytuacja pod względem psychicznym? Wielu ekspertów uważa, że właśnie mentalnie przegrywałeś rywalizację z konkurentami.

Ostatnim czasem dużo pracowałem nad swoją mentalnością, pewnością siebie i odbieraniem pewnych bodźców. Początki nie były łatwe, od razu po wyjeździe wszystko wyglądało zupełnie inaczej, niż sobie to wyobrażałem. Nie było za wesoło. Zbyt wiele rzeczy brałem do siebie, zastanawiałem się nad przyszłością, usilnie nie chciałem popełnić żadnego błędu na treningu. Byłem zablokowany. Na szczęście nadeszła pomoc ze strony moich bliskich i teraz jestem już przekonany, że wszystkie negatywne rzeczy są już za mną.

Jesteś mocniejszy?

Zmieniłem zupełnie podejście, nie biorę do siebie rzeczy, na które nie mam wpływu. Skupiam się wyłącznie na swojej osobie. Jestem przekonany, że pod tym względem jestem mocniejszy, niż miało to miejsce kilka lat temu. Poza tym pomaga mi znajomość języków. W dobrym stopniu radzę sobie z angielskim, z chorwackim też nie jest tragicznie.

A niderlandzki?

Nim niestety się  nie posługuję. Nie było większego ciśnienia, aby uczyć się właśnie tego języka, ponieważ wszyscy w Genku mówią po angielsku. Być może ruszę niedługo z nauką, lecz na dzień dzisiejszy, poza podstawowymi słowami, nie umiem zbyt wiele.

Podobno bramkarz powinien mieć w sobie coś ze świra. Ty na takiego nie wyglądasz…

Jestem raczej cichy i spokojny, wolę skupienie niż wariowanie i pajacowanie w bramce. Być może to też nie jest odbierane za dobre, jednak jestem taki, jaki jestem i nie mam zamiaru się zmieniać. Chociaż grając w barwach Jagiellonii Białystok trenowałem wspólnie z Grzegorzem Szamotulskim, każdy wie jaki on jest (śmiech). Bardzo mi pomagał, treningi z nim były czystą przyjemnością. W dodatku ciągle utrzymujemy kontakt i mam nadzieję, że zostanie tak przez długi czas.

Już po pierwszych treningach w barwach Genku chwaliłeś Guya Mertensa, trenera bramkarzy belgijskiej drużyny. Czym Cię zaskoczył?

Zwraca uwagę na naprawdę drobne szczegóły i – przyznam szczerze – że na początku bolała mnie głowa od tego wszystkiego. Powoli zacząłem łapać jego teorie i to, czego oczekuje od bramkarza. W Polsce trenowałem również z bardzo dobrymi trenerami, takimi jak Ryszard Jankowski,  Janusz Jedynak czy też Mirosław Dymek. Z każdego warsztatu czerpałem wszystkie najlepsze cechy.

Zapewne nie sądziłeś, że tak ciężko będzie Ci się przebić za granicą.

Może i za wcześnie wyjechałem z kraju, jednak teraz nie ma to już żadnego znaczenia, czasu nie cofnę. Pozostało mi zbierać niekoniecznie dobre plony moich decyzji sprzed paru lat. Nie sądziłem, że tak trudno mi będzie się przebić, ale też nie oczekiwałem niczego za darmo. Nie mam zamiaru się poddawać i będę walczył dopóki będzie się tlił jeszcze cień nadziei na zaistnienie w Europie.

Czyli temat gry w Polsce, jak się domyślam, na razie nie istnieje? Podobno z Twoich usług zamierzała skorzystać Wisła Kraków.

Na dzień dzisiejszy nie ma żadnego tematu powrotu do Polski, z drugiej strony nie uważam, że powrót bramkarza do Polski w stosunkowo młodym wieku jest jakimś wielkim wstydem. Aktualnie planuję przede wszystkim dowiedzieć się, czego Genk oczekuje ode mnie w przyszłym sezonie. Następnie będę mógł rozważać ewentualne oferty. O propozycjach ze strony Wisły czy też innych polskich klubów aktualnie nic nie wiem.

Rozmawiał: ŁUKASZ KLINKOSZ

Fot. Łukasz Laskowski\Pressfocus

Pin It