Xavi strzela ślepakami do Mourinho

Xavi kolejny raz atakuje José Mourinho. Po zarzutach, że Portugalczyk chciał zniszczyć hiszpański futbol przyszedł czas na bagatelizowanie osiągnięć 50-letniego szkoleniowca.

„Mourinho lubi rozmawiać o jego wynikach i chce, żeby mówić na niego The Special One. Mówi, że wygrywał trofea w różnych krajach, ale nie podoba mi się sposób w jaki grają jego drużyny. Dla przykładu – czy ktoś pamięta, że Inter wygrał Ligę Mistrzów? To drużyna, która nie pozostawiła po sobie spuścizny. To samo tyczy się Chelsea Roberto Di Matteo.”

Xavi

Barcelona ma swoją tiki-takę, Bayern w drodze po Puchar rozjechał rywali jak walec, Di Matteo miał okazję ratować Chelsea po oklepie w Neapolu i doszedł aż do wręczenia trofeum.

Mourinho, którego można albo kochać albo nienawidzić trzeba jednak szanować – buduje zespół przez duże „Z”, gdzie każdy jest gotowy pokroić się za kolegę. Tak osiągał sukces w Porto, Mediolanie i w mniejszym stopniu Londynie i Madrycie. W stolicy Lombardii wstrząsnął międzynarodowym towarzystwem budując zespół, który w fazie pucharowej sezonu 2009/2010 wygrał sześć z siedmiu spotkań. Powziął piłkarzy, którzy zdominowali Italię na wyższy poziom, ku zdominowaniu Europy. Z niemal anonimowych w globalnym futbolu Thiago Motty i Diego Milito uczynił fundamenty swojego zespołu, odrzuconego skądinąd w Katalonii Samuela Eto’o z błogosławieństwem ochrzcił skrzydłowym. Sprawił, że włoski kozak Marco Materazzi płakał jak mała dziewczynka przy pożegnaniu. A w półfinale (podobnie jak Chelsea Di Matteo dwa sezony później) ograł (no patrz!) Barcelonę. Na boisku Xavi i jego kumple okazali się słabsi, ale zamiast przyjąć z godnością porażkę pogrążają się w wypowiedziach. To, że Hiszpan chciałby już zapomnieć o tym, że katalońska filozofia futbolu przegrała z myślą Portugalczyka nie oznacza, że pora zacząć żałośnie komentować tak sprzeczną wręcz dla tych słów historię.

Więcej do powiedzenia miałby pewnie Thiago Motta. Przez grę umiejętności aktorskie Sergio Busquetsa reprezentant Włoch finał w Madrycie przeżywał jedynie w roli widza. Jednak nawet fakt, że „Nerazzurri” w meczu rewanżowym 1/2 finału, w Barcelonie od 28. minuty niesłusznie grali w osłabieniu, nie ułatwił odrobienia strat Katalończykom. Na miejscu Xavi’ego pewnie też nie chcielibyśmy pamiętać.

O dominacji Barcelony w futbolu XXI wieku mówi się wiele i często słusznie. Aczkolwiek „prawdziwi mistrzowie potrafią przegrywać”. „Barça” odkąd tylko poległa w dwumeczu z Interem i straciła szansę na drugie z rzędu zwycięstwo w Champions League atakuje. Porażce 3:1 w pierwszym meczu półfinałowym winny był wulkan „Eye…” „Guðjohnsen” (skoro już jesteśmy przy Mourinho), w rewanżu udało się pozbyć tylko jednego rywala. Dziś podobno nikt już nie pamięta interowskiego 2010 roku w piłce nożnej, a zwycięstwa „The Special One” odbywały się w marnym stylu. Przy okazji obrywa Bogu ducha winny Di Matteo.

DOMINIK POPEK

fot. news-realmadrid-football.blogspot.com

Pin It