W piłce nie ma nieomylnych

Błąd Stevena Gerrarda z pamiętnego meczu przeciwko Chelsea sprzed dwóch tygodni kosztował jego drużynę tak upragnione mistrzostwo Anglii. Gerrard dołączył tym samym do zacnego grona świetnych piłkarzy, którzy mają na swoim koncie spektakularną wpadkę w kluczowym momencie. Przypomnijmy sobie niektórych bohaterów tragicznych ostatniego dziesięciolecia.

01-640x120

John Terry

Skoro Gerrard pomylił się na korzyść Chelsea, wypada rozpocząć to zestawienie od wpadki lidera The Blues, Johna Terry’ego. Wszyscy pamiętamy angielski finał Ligi Mistrzów 2007/2008 na moskiewskich Łużnikach, gdzie o końcowym triumfie rozstrzygnęły karne. Dla Manchesteru United jedenastkę zmarnował nie kto inny, jak Cristiano Ronaldo. John Terry stanął przed szansą zapewnienia swojej ukochanej Chelsea Pucharu Europy. Wystarczyło piłkę ustawioną na wapnie wpakować do bramki strzeżonej przez Van der Saara. Tylko tyle i aż tyle. Większości meczu towarzyszyły obfite opady deszczu, o czym Anglik najwyraźniej zapomniał, bo poślizgnął się robiąc ostatni krok i kopnięta przez niego futbolówka pofrunęła obok bramki. Najcenniejsze klubowe trofeum zgarnęły Czerwone Diabły, a Terry płakał przez całą ceremonię dekoracji.

Juan Roman Riquelme

W 2006 roku Villarreal potrzebował jednej bramki, żeby wyrównać stan dwumeczu z Arsenalem i przedłużyć swoje nadzieje na awans do wielkiego finału w Paryżu. W 90 minucie rewanżowego spotkania na El Madrigal arbiter wskazał na wapno i gospodarze stanęli przed niepowtarzalną szansą doprowadzenia do dogrywki. Do piłki podszedł rozgrywający fantastyczny sezon Juan Roman Riquelme, który przez trzy lata spędzone w klubie z niewielkiej mieściny nieopodal Walencji stał się prawdziwą maszyną do strzelania karnych. Drużyna prowadzona przez Manuela Pellegriniego grała bardzo techniczny futbol, przez co często zawodnicy Żółtej Łodzi Podwodnej byli faulowani w szesnastce przez swoich rywali. Riquelme wykorzystał w La Liga około 20 rzutów karnych, ale tamtego wieczoru los postanowił z niego zakpić. Piłka uderzona przez Argentyńczyka nie miała ani odpowiedniej siły, ani kierunku i znalazła się w rękawicach Jensa Lehmanna. Do Paryża pojechali Londyńczycy, Riquelme nigdy sobie nie wybaczył feralnej jedenastki. ( TUTAJ czytaj o pokręconej historii Riquelme).

Jens Lehmann

Pozostając w Lidze Mistrzów 2005/2006, trzy tygodnie później na Stade de France nie popisał się Lehmann. Już w 18 minucie finałowego starcia z Barceloną Samuel Eto’o wyszedł na czystą pozycję, a niemiecki bramkarz rzucił mu się pod nogi łapiąc za kostkę. Sędzia wyrzucił Lehmanna z boiska i odgwizdał rzut wolny na granicy pola karnego. Kanonierzy co prawda gola nie stracili, ale trudno rywalizować z Barceloną w dziesiątkę, a Niemca zastąpił między słupkami Manuel Almunia. Hiszpan wpuścił pod koniec meczu dwa strzały, które nie powinny trafić do siatki, a na pewno by się tak nie stało, gdyby stał tam Lehmann.

Andrij Szewczenko

Za pamiętny finał Ligi Mistrzów w Stambule bura należy się właściwie całej drużynie Milanu, ale najbardziej zawiódł Andrij Szewczenko. Ukrainiec otrzymał w dogrywce świetną piłkę z boku boiska i strzałem głową trafił prosto w rękawice Jerzego Dudka. Kiedy futbolówka spadła mu pod nogi, huknął z całej siły znów prosto w Polaka. Niewiarygodne, by snajper takiej klasy, tak spartaczył wyśmienitą sytuację. Szewa złapał się za głowę, Dudek uśmiechnął się do kamer. Kilkanaście minut później Ukrainiec zmarnował karnego i jeden z największych powrotów w historii piłki nożnej stał się faktem. ( TUTAJ przypominamy ten niesamowity mecz!)

Carlo Ancelotti

Skoro już o największych powrotach mowa, kibice Milanu pamiętają doskonale ćwierćfinał Champions League w 2004 roku, kiedy po wygraniu pierwszego meczu z Deportivo 4:1, Rossoneri pojechali do Hiszpanii bardzo pewni siebie. Na tyle pewni, że zapomnieli pograć choć trochę w piłkę w rewanżu. Milan kompletnie nie istniał na El Riazor i zanim się obejrzał, dostał trzy bramki. Po przerwie dobił ich jeszcze Fran i mogli wracać do Mediolanu na tarczy. Jako głównego winowajcę postanowiłem wskazać Carlo Ancelottiego, świetnego przecież trenera, który wyprowadził swoje stadko na rzeź.

Zinedine Zidane

Ależ to były mistrzostwa w wykonaniu odchodzącego na piłkarską emeryturę Zidane’a. Niewielu wierzyło, że reprezentacja Francji dowodzona przez jednego z największych piłkarzy w historii, dojdzie aż tak daleko na niemieckim mundialu w 2006. Mecze trójkolorywch oglądało się z przyjemnością, a zwłaszcza Zizou, który pierwszorzędnie dyrygował swoimi dobrymi kolegami z Vieirą, Henrym i Barthezem na czele. Finałowy mecz w Berlinie rozpoczął się od kolejnego błysku geniuszu Zidane’a, który w niecodzienny sposób wykorzystał rzut karny trafiając do siatki Buffona. Wynik meczu wyrównał Marco Materazzi, który w dogrywce sprowokował kapitana Francuzów. Zidane uderzył głową w klatkę piersiową włoskiego obrońcy i po konsultacji arbitrów wyleciał z boiska. W drodze do szatni ukradkiem spojrzał na puchar, który był tak blisko. (Zidane będzie trenerem! – CZYTAJ TUTAJ ) .

Oliver Kahn

Skoro już o finałach mistrzostw świata mowa, na myśl przychodzi bohater tragiczny mundialu 2002 w Korei i Japonii. Oli Kahn bronił jak natchniony przez cały turniej i został wybrany najlepszym piłkarzem azjatyckich mistrzostw, ale w finałowej potyczce z Canarinhos dał plamę. W 68 minucie tak nieporadnie chwycił strzał Rivaldo, że piłka wymknęła mu się z rąk i potoczyła pod nogi niezawodnego wtedy Ronaldo. Brazylijczycy grali wtedy świetnie, ale niemiecki bramkarz zamiast powstrzymywać ich ataki, miał bardzo duży udział w porażce swojej drużyny.

Gianluigi Buffon

Chyba każdy wielki bramkarz ma na koncie soczystą wpadkę. Pod koniec sezonu 2011/2012 Buffona spotkała sytuacja bardzo podobna do tej Gerrarda. Na trzy kolejki przed końcem domowe zwycięstwo z Lecce praktycznie zapewniało Juventusowi tytuł mistrzowski i gospodarze dominowali na boisku od pierwszej do ostatniej minuty. Nienajlepsza skuteczność spowodowała, że strzelili spadkowiczowi zaledwie jednego gola, ale wszystko było jak najbardziej pod kontrolą. Kilka minut przed ostatnim gwizdkiem arbitra legendarny bramkarz tak niedbale przyjął podanie od swojego obrońcy, że piłka odskoczyła mu na kilka metrów, z czego skorzystał zawodnik Lecce i wpakował futbolówkę do siatki obok rozpaczliwie interweniującego Buffona. Mecz zakończył się frajerskim remisem i na szczęście dla Włocha, jego błąd nie odebrał Starej Damie tytułu mistrzowskiego. Tuż po tej wpadce doszło również do wartego zapamiętania wydarzenia. Rozgrywający jeden z ostatnich meczów w koszulce Juve Alessandro Del Piero przebiegł prawie całe boisko od ataku do swojej bramki i przybił piątkę dodając otuchy swojemu przyjacielowi.

Szkoda, że Steven Gerrard jest w swojej drużynie osobą, która może coś takiego zrobić i nie było nikogo, kto zrobiłby to dla niego. Nie zmienia to jednak faktu, że w piłce, jak w życiu, nie ma nieomylnych, a cechą największych mistrzów jest właśnie podnoszenie się po porażkach. Również dla takich historii oglądamy ten szalony sport.

HENRYK PISZCZEK

fot. rte.ie , elpais.com

Pin It