Szkocja. Spalona ziemia piłki nożnej

Kilka dni temu pisałem o wakacie na stanowisku menedżera Celtiku, zahaczając lekko o temat słabości szkockiego futbolu. Pora rozwinąć temat i przyjrzeć się genezie upadku Scottish Premier League. Upadku, z który odpowiadają sami jej twórcy.

ligatyperowdowygrania Zdecydowali o tym dwa lata temu, 28. dnia lipca. W środku wakacji 12 prezesów ze Scottish Premier League spotkało się, aby zdecydować o losie najbardziej utytułowanego brytyjskiego klubu. Ciężar 54 mistrzostw Szkocji i 27 pucharów tegoż kraju, przyprawione Pucharem Zdobywców Pucharów z 1972, nie wywarły dostatecznej presji na mężczyzn zebranych w małej, wręcz klaustrofobicznej salce. Przedsionku medialnego piekła, jakie miało nadejść poza jej murami. Dziesiątki żurnalistów, setki piłkarzy, wreszcie tysiące fanów piłki nożnej czekało na werdykt z napięciem nie mniejszym niż w czasie ekscytującego meczu. Ekscytujące mecze są zazwyczaj jednak wyrównane, a ta rozgrywka była jednostronna. Rangersi przegrali batalię w stosunku 10:1. Tak rozkładały się siły w głosowaniu za grą The Gers w pierwszej lidze sezonu 2012/2013. Jedynie Kilmarnock okazało cień łaski, wstrzymując się od głosu. Nierozważna polityka transferowa i późniejsze długi ekipy z Glasgow doprowadziły legendarną drużynę na skraj bankructwa. Jedynym ratunkiem dla ofiary w stanie krytycznym było przetoczenie krwi poprzez założenie nowej spółki finansującej klub. Ale takie posunięcie warunkowane jest ponowną aplikacją o występy w najwyższej klasie rozgrywkowej.

W takich sytuacjach nie powinny decydować prywatne interesy, lecz racja stanu. A racja stanu szkockiego futbolu wymagała silnych Rangersów. Jeśli nie silnych, to z pewnością obecnych w ekstraklasie. Jako jeden z ledwie dwóch, obok Celtiku, wartościowych towarów eksportowych tamtejszej piłki. Głosując za doraźnym wyeliminowaniem nieprzyjaciela, możni skazali Scottish Premier League na upadek. Upadek sportowy, bo brak konkurencji obniża jej poziom. Upadek finansowy, bo rozgrywki wykastrowane z Old Firm Derby nie obchodzą nikogo za Górami Kaledońskimi i poniżej Stranraer. Upadek prestiżu, bo nie da się inaczej nazwać faktu, że najlepszy asystent ligi oraz jej czołowy obrońca rok temu zdecydowali się na tułaczkę w kierunku piłkarskiego trzeciego świata – Polski.

10 prezesów skazało 124-letnie rozgrywki na co najmniej kilka, a może i kilkanaście lat zapaści. Za cenę odrobinę wyższej pozycji w tabeli. Na razie. Rangersi oczywiście wrócą, prawdopodobnie już w przyszłym roku. Bizantyjskie wydatki Davida Murraya, których zgniłe owoce musieli przełknąć nieudolny Criag Whyte i arogancki Charles Green, jeszcze długo będą prześladowały The Gers . Największymi przeszkodami w marszu ku Scottish Premier League są bowiem oni sami. Precyzując – ludzie zarządzającymi Rangersamni. Zarządzającymi nieudolnie. Nieustanne cięcia budżetowe, pochłaniające nawet 75 % wynegocjowanych pensji, brak dialogu z wzburzonymi kibicami czy szereg krytyki z ust byłych działaczy oraz piłkarzy stawia rysy na kartach pisanej obecnie historii triumfalnego powrotu ekipy z Ibrox na szczyt. W takim nieładzie, nawet wywalczając za 12 miesięcy awans do elity, miną sezony, nim 54-krotny mistrz Szkocji będzie w stanie nawiązać efektywną walkę z Celtikiem. Bój nie będzie możliwy bez znaczących kadrowych posiłków. Wzmocnień, na które prawdopodobnie nie będzie środków.

Pod względem tradycji, druga liga szkocka w sezonie 2014/2015 będzie atrakcyjniejsza niż najwyższa klasa rozgrywkowa. Bowiem nie tylko Rangersi upadli. Ze Scotish Premier League w tym roku pożegnały się również obie ekipy ze stolicy. Drużyny o jeszcze starszym rodowodzie niż te z Glasgow. Hearts of Midlothian swojego czasu pretendowało do miana Aberdeen XXI wieku. Pretendenta do zmiany spolaryzowanej glasgowskim duopolem Szkocji. A nawet więcej. Ambicje szalonego Vladimira Romanova, przyjaciela Romana Abramowicza, sięgały zwycięstwa w Lidze Mistrzów. Tak, jak Chelsea zmieniła układ sił w Anglii po wpompowaniu rubli, tak Serca miały wprowadzić nowy ład na północy Brytanii. Żaden klub jednak, choćby posiadał kapitał wszystkich podejrzanych oligarchów, nie zdobędzie najmniejszej władzy. W żadnej lidze. Nie w sposób tego rosyjskiego biznesmena. Romanov, posiadający wówczas również litewskie FBK Kaunas, naściągał nad rzekę Clyde inflanckiego szrotu. Niemniej Hearts miało w swoich szeregach również takich graczy jak Craig Gordon, Steven Pressley, Paul Hartley czy Rudi Skacel. Osiem inauguracyjnych zwycięstw wywindowało edynburski skład na szczyt tabeli. Co zrobił potem Romanov? Zwolnił dobrego menedżera, George’a Burleya. Sezon 2005/2006, zakończony wicemistrzostwem, przyniósł jeszcze trzech szkoleniowców. Potem było tylko gorzej. Rosnące długi. Nepotyzm objawiony zatrudnieniem niedolnego syna, Romana, jako szefa wykonawczego. Kolejne tony słabeuszy z Litwy. Serca finansowo zmarły w 2011 roku, przywrócone na chwilę do życia sprzedażą Eggerta Jonssona. Nieuchronnie, podobnie jak u Rangersów, nadszedł jednak nadzór komisaryczny. To zawsze oznacza początek końca. Pozbyto się wynalazków Romanova. Udało się nawet zdobyć w 2012 roku Puchar Szkocji, lecz był to łabędzi śpiew czerwonych koszulek. Ostatni akt dramatu rozegrał się dwa miesiące temu, gdy spadek Hearts stał się faktem.

Degradacja odbyła się z doborowym towarzystwie. Hibernian 126 lat temu pomógł, finansowo i materiałem ludzkim, założyć oraz ustabilizować Celtic. Dziecko wyhodowane na własnej piersi święci obecnie triumfy, a alma mater irlandzkich wpływów w szkockiej piłce spada do drugiej ligi. 12 miesięcy wcześniej, mimo porażki w finale Pucharu Kraju, awansowano do europejskich pucharów. Nikt nie brał pod uwagę upadku. Preludium katastrofy była porażka 9-0 w dwumeczu z Malmoe. 1. grudnia z pracy zrezygnował architekt dwóch finałów pucharu kraju, Pat Fenlon. Zastąpił go Terry Butcher, prawdopodobnie najtwardszy gracz w historii futbolu. Sama charyzma, pozbawiona pomysłu, szybko zamienia się jednak w brawurę. Zaledwie sześć wygranych w 30 kolejnych meczach spowodowały, że Hibernian o byt musiał walczyć w barażach z Hamilton Academical. Po wygranej 2-0 w pierwszym meczu, rewanż zdawał się być formalnością. Lecz formalność nie została dopełniona. Accies wyrównali stan rozgrywki, by w loterii jedenastek dostać od Fortuny nagrodę w postaci miejsca w kadłubowej, szkockiej elicie.

Rangersi z trudem się odradzają. Hearts i Hibernian upadły. Z historycznych firm w Scottish Premier League pozostało jeszcze Aberdeen, którego czas świetności zakończyły się 28 lat temu, gdy Sir Alex Ferguson pozytywnie odpowiedział na błagalne wezwanie Manchesteru United. Z niedobitków pozostałych w ekstraklasie, wszystkie drużyny poza Celtikiem mają łącznie osiem mistrzostw i dwadzieścia pucharów kraju. W gablotach The Bhoys kurz opada na 45 trofeów za wygranie ligi oraz na 36 sztuk Pucharu Szkocji.

Jaka przyszłość czeka ligę szkocką? Jeśli tendencja się utrzyma, Scottish Premier League wydaje się podzielić los innej składowej Zjednoczonej Królestwa, Walii. Zapomnianego na piłkarskiej mapie kraju, z półamatorską ligą, o której słychać przez kilka tygodni w roku, gdy tamtejszy najlepszy z najsłabszych odpadnie w jakieś rundzie przedwstępnej jakichkolwiek z europejskich rozgrywek. Naturalnie, taka degradacja to proces długoletni. Jej początek jednak nastąpił. Każdy następny rok samotnej hegemonii Celitku jeszcze bardziej zwiększy dysproporcje między The Bhoys a resztą ligi, przybliżając ich nie do poziomu Anglii, lecz  ojczyzny Garetha Bale’a. Gdy degrengolada zakończy się, drużynom z Glasgow nie pozostanie nic innego jak pójść ścieżką Swansea oraz Cardiff City. Ścieżką komercji. Anglii. Drogą, o której mówi się od dziesiątek lat, lecz, jeśli tendencja się nie zmieni, całkowicie realnej już za kilka sezonów. Jakiś czas temu powstała idea, żeby Rangersi, z uwagi na kłody rzucane im w powrocie do elity, zaczynali od piątej klasy rozgrywkowej Anglii. Skończyło się na groźbach w stronę Scottish Football Association. Gdy jednak Celtic dziesiąty raz z rzędu sięgnie po mistrzostwo, inkasując za to coraz mniejsze pieniądze, kompromitując się w Lidze Mistrzów, nienaturalny i tymczasowy protestancko-katolicki alias może te groźby zamienić w fakty. I, piłkarsko, Szkocja oficjalnie stanie się prowincją.

TOMASZ GADAJ

s.

https://www.facebook.com/pages/Wszystko-o-najlepszej-lidze-świata-Premier-League/192194877614680?fref=ts „> Partnerem artykułu jest fanpage „Wszystko o najlepszej lidze świata – Premier League”

Pin It