Stare, dobre wino #9. Alessandro Del Piero i David Trezeguet

Mamy sobotę, czas więc na „Stare, dobre wino”. Po kilku odcinkach, w których opisywaliśmy duety nieco bardziej zapomniane, dziś w naszym cyklu pozycja iście wybuchowa. Na Waszą prośbę, przedstawiamy dwóch naprawdę legendarnych już kozaków z Juventusu. Alessandro Del Piero i David Trezeguet przez dziesięć sezonów siali postrach wśród bramkarzy Serie A, strzelając w tym czasie tyle bramek, ile w naszej T-Mobile Ekstraklasie pada przez całą rundę. Zapraszamy na włosko-francuską podróż wehikułem czasu.

Urodzony w 1974 roku Del Piero, swoje pierwsze kroki w futbolu zaczął stawiać mając 9 lat. Wtedy to zapisał się do juniorskiego zespołu San Vendemiano, w którym podobnie jak ostatnio przypomniany przez nas Jan Koller zaczynał jako… bramkarz. Matka Alessandro, w obawie o bezpieczeństwo syna, chciała, by ten występował na bramce, gdyż jest to pozycja najmniej podatna na kontuzje, a poza tym, to właśnie bramkarze najmniej się pocą na boisku. Dopiero drugi z braci Del Piero, Stefano, uświadomił wszystkim, że Alex ma inklinacje do gry ofensywnej i  powinien występować właśnie z przodu . Będąc już nastolatkiem, Del Piero wyjeżdża do Padovy, gdzie po trzech latach spędzonych w zespole juniorskim, w 1991 roku trafia do drużyny właściwej, gdzie debiutuje w rozgrywkach Serie B. Przez dwa sezony pojawiał się na boisku czternastokrotnie. W 1993 roku, dzięki pomocy byłego piłkarza Juventusu Giampiero Bonipertiego, Del Piero za 5 miliardów lirów (ok. 2,5 miliona euro) trafia właśnie do Turynu, w którym w pierwszym sezonie gra także w rozgrywkach Primavery. W kolejnych latach spędzonych w Juve, kariera Włocha eskalowała. Del Piero, do 2000 roku wygrał z Bianconeri Ligę Mistrzów, dwukrotnie doszedł do jej finału, zdobył trzy mistrzostwa kraju, TIM Cup i jeszcze kilka innych trofeów. Indywidualnie został piłkarzem roku 1998 we Włoszech, a w sezonie 1997/98 z dziesięcioma golami na koncie zyskał miano najlepszego strzelca Champions League. W listopadzie 98′ Del Piero doznał poważnej kontuzji, która wykluczyła go z gry na 9 miesięcy. Po powrocie na boisko, Alex przedłużył kontrakt z Juve i stał się najlepiej zarabiającym piłkarzem na świecie.

Nieco inaczej przedstawiają się losy urodzonego w 1977 roku Davida Trezeguet, który przed przyjściem do Turynu zaistniał w innym europejskim klubie. Ale po kolei. Trezeguet jest Francuzem, urodził się w Rouen, choć pochodzenie ma argentyńskie – jego ojciec Jorge, również piłkarz, był przedstawicielem właśnie tego kraju, a w czasie, gdy urodził się David, akurat występował we Francji. Trezeguet grę zaczynał w kraju ojca, w barwach Piatense, do którego zapisał się jako ośmiolatek. Po dziesięciu latach spędzonych w tym klubie i ledwie pięciu rozegranych meczach w tamtejszej Primera Division, „Trezege” przeniósł się do Monaco, gdzie od sezonu 1997/98 na poważnie zaczął występować u boku samego Thierry’ego Henry. Swoją drogą zastanawialiśmy się, czy Trezeguet w „Starym, dobrym winie” nie powinien pojawić się w duecie właśnie z Henrym, ale doszliśmy do wniosku, że ten pierwszy bardziej kojarzony jest z Juventusem, a ten drugi z Arsenalem. Po pięciu obfitych latach (dwukrotne mistrzostwo Francji) spędzonych w klubie z Księstwa, Trezeguet, z dorobkiem 52 bramek strzelonych w ciągu trzech sezonów, za 23 miliony euro przeniósł się do Juventusu.

Gdy Francuz, w sezonie 2000/01 przychodził do klubu, w ataku Bianconerich poza Del Piero występował także inny klasowy napastnik – Filippo Inzaghi. To właśnie „Pippo” spośród całej trójki grał najwięcej, najczęściej u boku Trezegueta. Francuski snajper zdołał strzelić jednak więcej bramek od swojego partnera z ataku (14-11), zaś Alex w efekcie zaistniałej konkurencji musiał zadowolić się rolą postaci drugoplanowej – w 25 meczach strzelił tylko 9 goli. W tamtym czasie Juventus dysponował bardzo mocnym składem – van der Sar, Montero, Iuliano, Conte, Davids, Pessotto, Tacchinardi czy sam Zinedine Zidane, a na ławce trenerskiej Carlo Ancelotti. Musicie przyznać, że te nazwiska robią wrażenie. Ale Juve, na finiszu Serie A musiało jednak uznać wyższość Romy, która Bianconerich, w ostatecznym rozrachunku wyprzedziła o dwa punkty. Juventusowi kompletnie za to nie udał się start w Lidze Mistrzów – trzy remisy, dwie porażki  i tylko jedno zwycięstwo, w efekcie zakończenie gry w Champions League na fazie grupowej. Nie tego spodziewano się po TAKIEJ ekipie.

Rok później z Turynem pożegnał się Inzaghi, który odszedł do Milanu. Miano najlepszego strzelca w zespole utrzymał David Trezeguet, który z 24 golami na koncie, do spółki z Dario Hubnerem z Piacenzy, został królem strzelców Serie A, a w europejskich pucharach dołożył kolejne osiem trafień. To był w ogóle bardzo udany sezon dla Francuza – poza wyżej wspomnianym osiągnięciem, „Trezegol” został także wybranym Najlepszym Piłkarzem, a także Najlepszym Obcokrajowcem we Włoszech. A Del Piero, po odejściu z klubu Inzaghiego wyraźnie odżył, zaczął grać, i co najważniejsze strzelać częściej. Sezon ligowy ukończył z dobrym wynikiem 16 goli. Z Juventusem oprócz „Pippo” pożegnał się też Zidane, a w ich miejsce sprowadzeni zostali Lilian Thuram, Pavel Nedved, Marcelo Salas oraz Marcelo Zalayeta. Bianconeri na krajowym podwórku wrócili na szczyt, wyprzedzając na finiszu rozgrywek Romę jednym, a Inter dwoma punktami. Znów jednak nie popisali się w Lidze Mistrzów, w której po przejściu pierwszej fazy grupowej, odpadli w tej drugiej, przegrywając swoje mecze ze wszystkimi rywalami z grupy.

Ale już w sezonie 2002/03, Juventus doszedł do finału Champions League, w którym jednak przegrał po rzutach karnych z Milanem. Jedenastki nie wykorzystał wówczas m. in. David Trezeguet, dla którego był to zdecydowanie gorszy rok niż poprzedni. Francuz stracił pierwsze pięć miesięcy sezonu kosztem kontuzji, w efekcie czego, mógł się legitymować kiepską statystyką rzędu 13 goli we wszystkich rozgrywkach. Dużo lepiej wyglądał wówczas Del Piero, który wiosną też wypadł z gry, na szczęście tylko na półtorej miesiąca. Włoch strzelił 21 goli i do spółki z Nedvedem, był prawdziwym liderem zespołu. Zastępcą naszej dwójki w ataku był Marco Di Vaio, który kosztował „Starą Damę” aż 26 milionów euro; był on jednak po prostu solidnym napastnikiem i nie dorastał do poziomu reprezentowanego przez Davida czy Alexa. Z kolei sprowadzony z Hellas Verona Mauro Camoranesi spisywał się bardzo dobrze i w swoim pierwszym sezonie w Turynie stał się istotnym elementem mistrzowskiej drużyny. Mistrzowskiej, bo Juventus ponownie okazał się najlepszy we Włoszech, tym razem z nieco większą przewagą wyprzedzając kluby z Mediolanu.

Kolejny rok był dla Juve odrobinę mniej udany. Bianconeri w Serie A musieli uznać wyższość Milanu i Romy, a w Champions League polegli już w 1/8 finału, przegrywając w dwumeczu z Deportivo La Coruna. David Trezeguet spisywał się w tym czasie poprawnie, przekraczając liczbę 20 bramek w sezonie, gorzej zaś wyglądał Alessandro Del Piero , którego w klasyfikacji strzelców Juventusu wyprzedził Marco Di Vaio. Wszystko znów zmieniło się w sezonie 2004/05, kiedy do Turynu trafił Zlatan Ibrahimović. Szwed grał we wszystkich meczach „Starej Damy” od początku rozgrywek Serie A, aż do 20 kwietnia, kiedy to doznał niegroźnego urazu. Łatwo więc się domyślić, że wolnych miejsc w ataku brakowało, a co za tym idzie, któryś z naszych bohaterów musiał pójść w odstawkę. Wybór padł na Trezegueta, który znów bardzo długo był kontuzjowany i finalnie zagrał tylko w 18 meczach ligowych. Liczbowo lepiej od niego wyglądał Del Piero, który strzelił wówczas 13 goli i miał pewne miejsce w podstawowej jedenastce Juve. I choć był wówczas chimeryczny, to zdarzały mu się zagrania, które pamiętać będziemy do dziś, takie jak asysta z przewrotki w arcyważnym meczu z Milanem, po której bramkę zdobył David Trezeguet. Bezkonkurencyjny w ataku i tak był jednak „Ibracadabra”, który najwydatniej pomógł zespołowi z Turynu w zdobyciu mistrzostwa Włoch (które później zostało mu odebrane w ramach Afery Calciopoli ).

Zanim jednak cała sprawa wyszła na jaw, Juve swoje mecze wciąż rozgrywało w Serie A, w rozgrywkach 2005/06 zdobywając kolejne mistrzostwo kraju – ale i ono po sezonie zostało mu odebrane. Bianconeri, mimo zajęcia pierwszego miejsca w lidze, zostali przesunięci na ostatnią pozycję, pozbawieni możliwości występu w europejskich pucharach i zdegradowani do Serie B, w której dodatkowo mieli zacząć z bagażem 30 minusowych punktów, ale po kilku odwołaniach ostatecznie zaprzestano na dziewięciu ujemnych oczkach. Sezon 2005/06 był jednak udany dla duetu Del Piero-Trezeguet. Francuz strzelił aż 23 bramki w samej Serie A, a Włoch, mimo niepewnej pozycji w składzie i przeważnie wchodząc z ławki, dołożył kolejne 12. Obaj wyraźnie przyćmili swoich partnerów z ataku - Adriana Mutu i samego Zlatana Ibrahiomovicia, który latem, podobnie jak większość piłkarzy Juve, a także trener Fabio Capello, opuścił zdegradowany zespół.

W Serie B, nowym trenerem Juve został Didier Deschamps, w przeszłości grający w tym klubie przez 5 lat. Odmieniony zespół, w którym zostało raptem kilka najwierniejszych indywidualności dosyć pewnie wrócił do ligi właściwej, w tabeli wyprzedzając… Napoli, które również wtedy wywalczyło sobie awans o klasę wyżej. Na zapleczu Serie A bardzo dobrze prezentowała się nasza tytułowa dwójka, która łącznie zdobyła 35 goli, a niezłą skutecznością wykazywał się też Pavel Nedved, autor 11 trafień w sezonie. Del Piero w tym czasie też po raz pięćsetny zagrał w biało-czarnych barwach. A Juventus po roku banicji wracał na salony i jego celem był też rzecz jasna powrót na szczyt w całych Włoszech…

…który jednak średnio mu się udał. Podopieczni Claudio Ranieriego, występując jako beniaminek uplasowali się na trzecim miejscu w tabeli Serie A, ze sporą stratą do mistrzowskiego Interu. Działacze Juve na transfery wydali wówczas ponad 70 milionów euro, do Turynu sprowadzając m. in. Vincenzo Iaquintę z Udinese. Ale pierwsze skrzypce w ataku Bianconerich niezmiennie grała dwójka Del Piero-Trezeget. Obaj wyglądali bardzo dobrze i obaj nastrzelali po 20 bramek w sezonie, zostawiając daleko w tyle nowego kolegę z ataku. Juventus w tym sezonie nie grał jeszcze w europejskich pucharach, natomiast swój udział w TIM Cup zakończył już na 1/4 finału, przegrywając dwumecz z – a jakże – Interem Mediolan.

W sezonie 2008/09 w ataku Juve biegał już kolejny nowy napastnik, a był nim sprowadzony z Palermo Amauri. Jednak ani on, ani Iaquinta, ani Del Piero nie wybili się ze swoją skutecznością w jakiś nadspodziewany sposób. Wszyscy prezentowali się raczej przeciętnie, a „Stara Dama” ponownie przegrała na finiszu rozgrywek z Interem. Ale tym razem zajęła miejsce tuż za jego plecami. Rozgrywki te fatalnie wspomina David Trezeguet, który przez problemy z kolanem przez cały sezon zaliczył raptem osiem występów (choć może bardziej wymowna będzie liczba spędzonych minut na boisku Francuza – zaledwie 284). W Turynie wszyscy zdawali sobie sprawę, że czas Trezegueta w Juve powoli dobiega końca.

I sezon 2009/10 był ostatnim Francuza, w którym reprezentował drużynę z biało-czarnymi pasami na koszulce. Zdobył w nim 7 bramek i był, co ciekawe, drugim strzelcem zespołu. Pierwszym okazał się być Del Piero, którego wynik jednak też był bardzo mizerny – ledwie 9 trafień w ciągu roku. Jeszcze słabiej spisywali się Iaquinta z Amaurim, a dla samego Juventusu ten sezon był wybitnie nieudany – dopiero siódme miejsce w Serie A, pożegnanie się z Ligą Mistrzów już po fazie grupowej, z podobnym skutkiem ukończona Liga Europy i Puchar Włoch. Kompletnie zawodzili przede wszystkim sprowadzeni łącznie za ponad 50 milionów euro, pomocnicy - Diego i Felipe Melo.

Trezeguet po sezonie odszedł więc z Turynu, skąd powędrował do hiszpańskiego Herculesa, dla którego w 31 meczach zdobył 12 bramek. Później Francuz na chwilę trafił do ZEA, gdzie reprezentował barwy Baniyas, a następnie na dwa lata zakotwiczył w River Plate, gdzie jednak daleki był od formy znanej z występów w Europie. Od sezonu 2013/14 Trezeguet jest piłkarzem argentyńskiego Newell’s Old Boys (gdzie gra m. in. z Gabrielem Heinze), dla którego dotychczas w sześciu meczach strzelił dwie bramki.

Del Piero został w Juventusie jeszcze przez dwa sezony, w czasie których przekroczył granicę 300 goli w karierze i pobił należący do Giampiero Bonipertiego rekord 179 goli w Serie A w barwach Juventusu. Ostatni, 705. raz, biało-czarną koszulkę założył 20 maja 2012 roku w finale Pucharu Włoch, w meczu z Napoli. Gdy w 68 minucie schodził z boiska, dostał owację na stojąco od kibiców obu drużyn. Od sezonu 2012/13 Del Piero reprezentuje barwy australijskiego Sydney FC.

W swoich reprezentacjach obaj przez długi czas znaczyli bardzo dużo. Del Piero pierwszoplanową postacią w kadrze Włoch zaczął być mniej więcej od Euro 2000, mimo że niebiesko-biały trykot ubierał już od 1995 roku. W czasie mistrzostw w Belgii i Holandii, jego Włochy przegrały po dogrywce z Francją, a złotego gola strzelił wówczas David Trezeguet. Kolejne dwa turnieje nie były już dla Alexa udane. Na mundialu w 2002 roku nieprzychylnie patrzył na niego Giovanni Trapattoni, a Włosi odpadli już w 1/8 finału, zaś na ME 2004, gdy miał już ugruntowaną pozycję w zespole, Squadra Azzurra nie potrafiła wyjść nawet z grupy. Ale Del Piero wszystko odbił sobie na mundialu w Niemczech, gdzie mimo że był tylko rezerwowym, pełnił dość istotną rolę w mistrzowskiej drużynie. Najpierw w półfinale strzelił gola Niemcom, a w finale z Francją wykorzystał jedenastkę w konkursie rzutów karnych. Alex pojechał też na ME 2008, na których wystąpił trzykrotnie, ale Italia swój występ na tym turnieju zakończyła już w ćwierćfinale.

Z kolei David Trezeguet swoją reprezentacyjną karierę zaczynał w 1998 roku. Wtedy też odbyły się mistrzostwa globu w jego rodzimej Francji, na które 19-letni David został powołany i zagrał we wszystkich meczach mistrzowskiej drużyny, poza finałem z Brazylią. Na wspomnianym już Euro 2000 zdobył dwie bramki, w tym tę najważniejszą, dającą jego drużynie upragniony Puchar Henriego Delaunaya. Trezeguet z reprezentacją pojechał też na MŚ w Korei i Japonii, a także ME w Portugalii, gdzie jednak Francja spisywała się słabo i nie odniosła sukcesu. W 2006 roku wziął udział w mistrzostwach świata w Niemczech, gdzie jednak był głębokim rezerwowym. A w momencie, gdy Raymond Domenech sięgnął po niego w dogrywce finałowego meczu z Włochami, Trezeguet zawiódł po całości – w konkursie rzutów karnych jako jedyny nie wykorzystał swojej jedenastki i puchar powędrował w ręce Italii.

Podsumowując ten jakże długi tekst (szacunek dla tych, którzy przebrnęli przez wszystkie jego akapity) nie napiszemy tym razem nic oryginalnego. Del Piero i Trezeguet to dwie, żywe legendy Juventusu, a także ikony swoich reprezentacji z czasów ich największych sukcesów. Z czasów, gdy we Włoszech i Francji brylowali Francesco Totti, Christian Vieri, Zinedine Zidane czy Laurent Blanc. A wracając do myśli z leadu dotyczącej naszej ekstraklasy - Alex z „Trezegolem”, w ciągu całej swojej kariery strzelili dla Juventusu 346 goli w rozgrywkach ligowych. Duży szacunek.

WIKTOR DYNDA

fot. pressuridion.blogspot.com

Pin It