Rośnie polska kolonia w Bundeslidze – 1.FC Koeln o krok od awansu

Tylko katastrofa może pozbawić 1.FC Koeln bezpośredniego awansu do Bundesligi. Na cztery kolejki przed końcem rozgrywek, drużyna Petera Stoegera ma dziewięć punktów przewagi nad trzecim w tabeli Paderborn i aż czternaście nad czwartym Kaiserslautern. Formalności mają być dopełnione już w poniedziałkowym spotkaniu z VfL Bochum, a szampany odkorkowywać będą mogli nie tylko Adam Matuszczyk i Sławomir Peszko, ale też Kacper Przybyłko i Paweł Olkowski. W teorii polska kolonia w Bundeslidze może powiększyć się o cztery nazwiska, jednak dużo wskazuje na to, że rzeczywistość okaże się brutalna.

HDP-RGOL-640x120 Dla drużyny z Kolonii to już piąty powrót do Bundesligi na przestrzeni ostatnich czternastu lat. Scenariusz za każdym razem był podobny – po awansie spadali albo od razu, albo w kolejnym sezonie. Po roku, góra dwóch, banicji na zapleczu, wracali z powrotem. I tak w kółko. W XXI wieku najdłużej bez przerwy byli w Bundeslidze przez cztery sezony. Teraz chcieliby pograć dłużej, a podobną nadzieję mają Matuszczyk, Przybyłko i Olkowski – dwóch pierwszych ma kontrakty ważne co najmniej do końca kolejnego sezonu, a Olkowski parafował umowę do 2017 r. Sławomirowi Peszce, który szanse występów miałby zdecydowanie największe, kończy się wypożyczenie z Parmy i jego przyszłość w Kolonii stoi pod dużym znakiem zapytania. On sam deklaruje, że chciałby zostać, ale wiadomo – do tanga trzeba dwojga, a w tym przypadku, nawet i trojga.

Koeln wyłoży pół miliona?

Nikt nie byłby zdziwiony, jakby okazało się, że o co chodziło w transferze do Parmy, nie wiedział sam Sławomir Peszko. Były reprezentant Polski w letnim oknie transferowym podpisał z Włochami trzyletni kontrakt, na Półwysep Apeniński nawet się w tym celu nie fatygując. Wszystko odbyło się drogą elektroniczną, a Peszko od razu został wypożyczony do FC Koeln. Roberto Donadoni pewnie do dziś nie wie, że ma w kadrze takiego piłkarza. Żeby jednak połapać się o co w tym całym zamieszaniu chodziło, trzeba się cofnąć o dwa lata. Wtedy to Peszko, po spadku Koeln z Bundesligi, stwierdził, że gra na jej zapleczu nie odpowiada jego ambicjom. A że formalnie nie był on zawodnikiem niemieckiego klubu, a jego kartą dysponował biznesmen Franz Josef Wernze,  to ten zaczął mu szukać nowej drużyny. W końcu, tak czy siak, Peszko do drugiej ligi trafił, tyle że angielskiej. Wolverhampton jednak nie podbił i po roku znów był do wzięcia. W międzyczasie Wernze stracił serce do futbolu i stwierdził, że chętnie odzyska choć część z 700 tysięcy euro wyłożonych na Peszkę. Zainteresowani jakoś jednak biura niemieckiego biznesmena nie szturmowali, a Sławek zaczął przygotowywać się do sezonu w Polsce, wyjeżdżając nawet na obóz z Wisłą Płock, w wolnym czasie przeglądając oferty, złożone m.in. przez Zagłębie Lubin i Legię Warszawa. Ostatecznie Wernze udowodnił, że jakoś te miliony zarobił i głowę do interesów ma, kartę zawodniczą Peszki oddając Włochom za około 600 tys. euro.

Formalnie, do 2016 r., Peszko jest więc zawodnikiem FC Parma. Jeszcze na początku sezonu podkreślał, że jeżeli Koeln nie awansuje do Bundesligi, to on nie będzie się zastanawiał, tylko spakuje swoje rzeczy, zamówi firmę spedycyjną i obierze kierunek: Italia. Jak na zawodnika, który nie mógł liczyć na pewne miejsce w składzie niemieckiego drugoligowca, była to dość odważna deklaracja. Wraz z upływem czasu trochę jednak ochłonął i dziś zapewnia, że w Kolonii bardzo chętnie by został, a duży wpływ na to ma nie tylko niemal pewny awans i spore szanse na grę, ale także spodziewane w czerwcu przyjście na świat potomka. Peszko, mimo że nie jest pewniakiem do miejsca w wyjściowej jedenastce, to i tak gra sporo – w tym sezonie od pierwszego gwizdka zaczynał dziesięciokrotnie, dwanaście razy wchodził z ławki. Swoje liczby też dorzuca, na ten moment ma bilans: trzy gole i 4 asysty. Biorąc pod uwagę znakomity sezon w wykonaniu Parmy, wciąż mającej szanse na zakwalifikowanie się do europejskich pucharów, to trudno się spodziewać, że nawet jeśli teraz się nie uda, to żeby w kolejnym sezonie podbijali Serie A Sławomirem Peszko, którego jedynym atutem, mimo upływu lat, wciąż pozostaje szybkie bieganie. Jeżeli więc Włosi zgodzą się na kolejne wypożyczenie, bądź podyktują kwotę nieprzekraczającą pół miliona euro, to bardzo możliwe, że byłego piłkarza Lecha Poznań zobaczymy w przyszłym sezonie na boiskach Bundesligi.

Fot. bundesliga.com

A co  z resztą?

Sześć z siedmiu ostatnich ligowych spotkań Koeln w wyjściowym składzie zaczynał za to Adam Matuszczyk. Wrócił do niego po niemal całym sezonie urywania pojedynczych minut lub przesiadywania na ławce rezerwowych. Matuszczyk, w grudniowym wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” wspominał, że paradoksalnie jego sytuację w klubie, mógłby poprawić awans do Bundesligi, bo wtedy trener Stoeger niemal na pewno będzie grał dwoma defensywnymi pomocnikami, kosztem jednego z napastników. Dziś wygląda na to, że miał rację, a jego powrót do wyjściowej jedenastki wiązał się właśnie z decyzją austriackiego szkoleniowca, o przejściu na grę ustawieniem 4-2-3-1. W takiej konfiguracji Matuszczyk prawie zawsze zajmuje miejsce w środku pomocy, tuż obok Matthiasa Lehmanna. O tym, że były reprezentant Polski wirtuozem piłki nie jest i poziomu Bastiana Schweinsteigera już raczej nie osiągnie, wielokrotnie mieliśmy okazję się przekonać. Woli walki i zaangażowania odmówić mu jednak nie można, a Niemcy takie cechy doceniają. Choć Koeln niemal na pewno ściągnie przed rozpoczęciem sezonu kolejnego środkowego pomocnika, to Matuszczyk swoje minuty i tak powinien w Bundeslidze dostać. Trudno przypuszczać, że będzie pierwszoplanową postacią beniaminka, ale możliwe, że koło 15 spotkań się zakręci, co zagwarantowałoby mu przedłużenie obowiązującego do 2015 r. kontraktu o kolejny rok.

Fot. sueddeutsche.de

Najgorzej wygląda w Kolonii sytuacja najmłodszego z Polaków, Kacpra Przybyłki, choć jeszcze na początku sezonu wydawało się, że może być zgoła odmiennie. W trzeciej kolejce zdobył zwycięską bramkę w meczu z Paderborn i kolejne dwa spotkania rozpoczynał w wyjściowej jedenastce. Z czasem jednak coraz bardziej się od niej oddalał, urywając jedynie pojedyncze minuty, nie podnosząc się z ławki, albo w ogóle oglądając mecze z wygodnej wysokości trybun. Zimą odszedł na wypożyczenie do rodzinnego Bielefeldu i przywitał się z kibicami dwiema bramkami w pierwszym spotkaniu. Później było już dużo gorzej. Może i wciąż gra, i to całkiem sporo, jednak głównie z powodu braku jakiejkolwiek konkurencji, a jego minuty na dorobek bramkowy nijak się nie przekładają. Do dwóch wspomnianych trafień dorzucił jeszcze jedno i obrał z Arminią kurs na trzecią ligę. Mimo że w Koeln na nadmiar snajperów nie narzekają, a najlepszy strzelec drużyny Stoegera zdobył ledwie dziesięć bramek, to na dzień dzisiejszy Przybyłko jest tam napastnikiem numer 4/5. Wracając do Kolonii może nawet nie rozpakowywać kartonów – szans na grę w Bundeslidze nie ma niemal żadnych i najpewniej czeka go kolejne wypożyczenie.

CZYTAJ TAKŻE: Jak z Boga stać się obiektem drwin

Wreszcie ostatni z naszych rodaków, Paweł Olkowski, na razie kciuki za swoich nowych kolegów może ściskać co najwyżej sprzed telewizora. Do Niemiec przeprowadzi się po wakacjach i na przekonanie Stoegera do swojej osoby będzie miał cały okres przygotowawczy. Przed nim jednak zadanie niemal niewykonalne, chyba że w ciągu miesiąca wskoczy na poziom, jakiego w życiu jeszcze nigdy nie prezentował. Niby nikogo nie powinno się skreślać przed podjęciem rywalizacji, ale dla piłkarza Górnika lepiej by chyba było, żeby za ciepłym kocem i poduszką, które będzie mógł zabrać na ławkę rezerwowych, rozejrzał się jeszcze w Zabrzu. Prawą stronę obrony Koeln od lat okupuje kapitan zespołu, Słoweniec Miso Brecko. Piłkarz niezniszczalny, który przez dwa ostatnie sezony opuścił ledwie jedno spotkanie, w związku z przymusowym odpoczynkiem za nadmiar żółtych kartek. Niby trochę łatwiej powinno być na na lewej stronie defensywy, gdzie ulubieniec Adama Nawałki też od biedy może występować, jednak na dziś dzień 24-letni Jonas Hector ma tam pewną pozycję i Olkowski musiałby wznieść się na swoje wyżyny, żeby w jakikolwiek sposób mu zagrozić.

Czas decyzji

Przed działaczami z Kolonii gorące miesiące – mimo że ich drużyna niemal na pewno awansuje do Bundesligi z pierwszego miejsca w tabeli, to jej wzmocnienie jest niezbędne, jeżeli nie chcą by powtórzyła się historia z kliku ostatnich przygód Koeln w najwyższej klasie rozgrywkowej. Na razie jedynym potwierdzonym nabytkiem jest właśnie Olkowski, a niemiecka prasa spekuluje o bardzo możliwym przyjściu Daniela van Buytena z Bayernu i toczących się rozmowach ze Stuttgartem w sprawie Mohammeda Abdellaoue. Niemniej, w przyszłym sezonie na boiskach Bundesligi powinniśmy zobaczyć co najmniej dwóch kolejnych Polaków. Których i jaka będzie ich pozycja w drużynie, to się niedługo okaże. Miłą niespodzianką byłoby, gdyby którykolwiek z wymienionej czwórki odgrywał w Koeln rolę poważniejszą, niż zmiennika od czasu do czasu pojawiającego się na placu gry. Raczej się na to jednak nie zanosi…

MATEUSZ KOWALSKI

Fot.thorbenbockelmann.com

Pin It