Real już nie rozdaje kart

RONALDo Nie dalej jak tydzień temu to właśnie Real Madryt rozdawał karty w grze o mistrzostwo Hiszpanii. Optymiści powiedzą, że Królewscy w starciu z Barceloną nie mieli po prostu dobrego dnia, a zwolennicy teorii spiskowych oskarżą przeciwnika i sędziego o szulerkę. W starciu z Sevillą zabrakło wszystkiego: dobrego dnia, dobrych kart… Madrytczykom został tylko bluff i czekanie na pomyłki przeciwników.

HDP-RGOL-640x120

Real w 3 dni stracił prowadzenie po frajersku. Nie odnosiłem się jeszcze do spotkania z Barceloną, ale nie powiem nic odkrywczego. Królewscy byli w stanie wygrać to spotkanie – zremisować tym bardziej. Najbardziej zawiódł mnie Ronaldo, który w drugim kolejnym Gran Derbi odegrał co najwyżej epizodyczną rolę, a na przekór słynnej frazie – „Yo hablo en el campo de juego” Ronaldo postanowił przemówić w strefie mieszanej (a może strefa mieszana to też część boiska?). Nie omieszkał oskarżyć wszystkich dookoła o kampanię skierowaną przeciwko Realowi, która jakoby ma na celu wyeliminowanie Królewskich z gry o 33. mistrzostwo Hiszpanii. ( TUTAJ czytaj o wielkich Gran Derbi)

Zrozumiałbym słowa faceta, który wypruł z siebie żyły w spotkaniu dla dobra drużyny (vide: Di Maria, Benzema) albo kogoś, kto bezpośrednio odczuł którąś z błędnych decyzji arbitra (Ramos). Nie rozumiem natomiast narzekań zawodnika, który nie zagrał nawet na połowę swoich możliwości a miał być liderem drużyny i architektem zwycięstwa.

W meczu z Sevillą Ronaldo nie zrobił nic oprócz egzekwowania rzutu wolnego, który wpadł po rykoszecie. W drużynie gości nie błysnął nikt oprócz Luki Modricia, ale u Chorwata wobec kiepskiej dyspozycji kolegów można wyróżnić jedynie na tle cech wolicjonalnych. Po prostu mu zależało i próbował wszystkiego, czego nie próbowali inni zawodnicy. Ostatecznie Królewscy przegrali 2:1 na terenie podbitym w Lidze Europejskiej niedawno przez Betis, ostatnią drużynę w ligowej tabeli.

W Barcelonie czuć wczesną wiosnę i dodatnią temperaturę. Nieco zbici z tropu groźnym urazem Victora Valdesa Katalończycy nawet mimo absencji kluczowego golkipera nie odpuszczą. Pokazali, że potrafią się spiąć i skoncentrować w kluczowych momentach sezonu, co udowodnili w ostatnią niedzielę i co udowodnią w nadchodzących tygodniach. ( TUTAJ czytaj o ogromnym dramacie gwiazdy Barcelony – już nigdy nie zagra w barwach Blaugrany)

Liderem – po zwycięstwie z Granadą – pozostaje Atletico, już nie rewelacja rozgrywek, a poważny pretendent do dziesiątego w historii mistrzostwa Hiszpanii z ambitnymi, zadziornymi i coraz dojrzalszymi piłkarzami. ( TUTAJ czytaj o wielkim wkraczaniu Atletico na Salony!)

Przyznam jedno: prywatnie sympatyzuję z Realem Madryt (po co się z tym kryć?), ale na tę chwilę i z taką grą jak w Sewilli Królewscy nie mają prawa myśleć o fieście przy Plaza de Cibeles. Oczywiście dwie porażki z rzędu i trzy punkty straty do lidera to żadna diagnoza czy wyrok. Nie zmienia faktu, że Cristiano Ronaldo i spółka spieprzyli sprawę tak zamaszyście, jak było to możliwe.

Real Madryt stracił karty w kluczowym rozdaniu i obnażył przy tym swoją słabą psychikę. Królewskim pozostaje patrzeć rywalom na ręce, ale  wydaje się, że Atletico Madryt i FC Barcelona z zimną, pokerową twarzą zrobią to, co do nich należy.

MARIUSZ JAROŃ

HDP-RGOL-640x120

Pin It