Ostatnie lata w reprezentacyjnym futbolu to absolutna dominacja Hiszpanów. Jedni mają dość ich stylu gry, inni zachwycają się każdym wymienionym podaniem. Pewne jest, że tak, jak „La Roja”, w minionych latach nie grała żadna inna ekipa, a trzy z rzędu wygrane turnieje nie mogą być dziełem przypadku. W cyklu „Oni zatańczą Sambę”, na 113 dni przed inauguracją mundialu w Brazylii, wspólnie z komentatorem Canal+Sport, Piotrem Labogą, przedstawiamy aktualnych mistrzów świata i Europy – reprezentację Hiszpanii!
KULTURA
Z czym kojarzy Wam się Hiszpania? Z serwowanymi w dusznych barach pysznymi tapas? Z monumentalnymi arenami, na których torreadorzy z czerwoną chustą ujarzmiają rozwścieczone byki? A może z wytrawnym galicyjskim winem? Zaraz, zaraz… Przecież od niespełna sześciu lat Hiszpania powinna kojarzyć się przede wszystkim z piłką nożną! Choć za ojczyznę futbolu uchodzi deszczowa Anglia, choć piłka ważniejsza od religii jest w piaszczystej Brazylii, to właśnie Hiszpanię w ostatnim czasie można, a nawet trzeba nazywać stolicą tego najpiękniejszego sportu. Stolicą, gdzie w oknach mieszkań, miast muśniętych gorącym promieniem słońca kwiatów dominuje ostatnio czarny kolor żałobnych flag. Stolicę, która w ostatnich tygodniach pożegnała twórcę i konstruktora swojej potęgi – Luisa Aragonesa. Kiedy w 2008 roku prowadzeni przez tego znakomitego selekcjonera piłkarze „La Roja” sięgali po tytuł najlepszej drużyny w Europie, zrzucili z siebie klątwę, która przez dziesiątki lat nękała hiszpański futbol. Sukces na boiskach w Austrii i Szwajcarii był bowiem pierwszym takim osiągnięciem dla Hiszpanów aż od 44 lat! Dziś można się tylko zastanawiać jak wyglądałby obecnie układ sił w światowym futbolu, gdyby nie fantastyczna ekipa uformowana przez zmarłego 1 lutego tego roku Aragonesa. Czy jakikolwiek inny trener potrafiłby wykrzesać z Xaviego i Iniesty aż tyle umiejętności i zapoczątkować wieloletnie panowanie hiszpańskiej dynastii na arenie międzynarodowej? Patrząc z perspektywy czasu wydaje się, że Aragones był do tego idealnym kandydatem, jednak, co prędko pokazał Vicente del Bosque, w futbolu nie ma ludzi niezastąpionych. Ten sprawiający wrażenie sędziwego staruszka z pokaźnym, siwym wąsem selekcjoner, niejednokrotnie udowodnił już, że jest odpowiednim człowiekiem na odpowiednim stanowisku. Del Bosque to pierwszy trener w historii, która poszczycić się może triumfami w Lidze Mistrzów, mistrzostwach świata i mistrzostwach Europy. Żaden z tych złotych medali nie znalazł się na jego szyi przypadkowo i żaden z nich nie pasuje lepiej do jakiegokolwiek innego właściciela. Jednak czy ciężar dwóch złotych krążków zdobytych w ostatnich czterech latach nie jest dla starzejącego się z każdym rokiem szkoleniowca zbyt duży? Czy nie ogranicza jego pola widzenia, nie przysłania mu pewnych aspektów futbolu i w końcowym rozrachunku nie zgotuje kibicom w Hiszpanii srogiego rozczarowania? Należy mieć tylko nadzieję, że Vicente del Bosque to osoba, która wie, kiedy należy powiedzieć sobie „stop” i wie, że ten moment nie nadszedł dotychczas i nie nadejdzie przed czerwcowymi mistrzostwami świata.
DROGA DO RIO
Aby wyobrazić sobie jak powinna wyglądać droga reprezentacji Hiszpanii do brazylijskiego mundialu wystarczy spojrzeć na eliminacje do dwóch poprzednich wielkich turniejów. Kwalifikacje do mistrzostw świata 2010 i mistrzostw Europy dwa lata później podopieczni Vicente del Bosque zakończyli bowiem z dorobkiem 54 punktów na tyle samo możliwych. Popularni „La Roja” nie dali sobie na tym etapie wydrzeć choćby jednego „oczka”, co niemalże z miejsca stawiało ich w roli zdecydowanego faworyta również tym razem. W przypadku eliminacji do brazylijskiego mundialu, z uwagi na fakt, iż Hiszpanie dwukrotnie musieli mierzyć się z reprezentacją Francji, jasne było jednak, że o komplet punktów będzie dużo ciężej niż miało to miejsce ostatnimi laty. Początek drogi do Rio był dla prowadzonych przez Vicente del Bosque zawodników udany, bowiem po meczach z Gruzją i Finlandią mieli oni na swoim koncie sześć „oczek”. Schody rozpoczęły się w trzeciej kolejce, kiedy to za sprawą bramki Olivera Giroud z doliczonego czasu gry w Gijon „La Roja” tylko zremisowali z Francuzami. O ile to było jeszcze do przewidzenia, co najmniej zaskakujący był już remis 1:1 w kolejnym spotkaniu, z Finlandią. Znakomita eliminacyjna passa reprezentacji Hiszpanii została co prawda przerwana, jednak nie przeszkodziło to im w uzyskaniu spokojnego awansu do światowego czempionatu w 2014 roku. W żadnych z kolejnych spotkań, w których za rywali Hiszpanie mieli jeszcze Białoruś, Gruzję, Finlandię i Francję, aktualni mistrzowie Europy i świata nie stracili już punktu i bez problemów zagwarantowali sobie kwalifikację do finałów brazylijskiego mundialu.
GWIAZDY
W przeciwieństwie do większości poddanych już przez nas analizie ekip, w składzie reprezentacji Hiszpanii zdecydowanie ciężej niż gwiazdę byłoby znaleźć zawodnika, który takowego statusu nie posiada. Kadra, którą dysponuje obecnie Vicente del Bosque nie bez kozery w ostatnich latach zdominowała światowy futbol, sięgając po tytuł mistrza świata i dwukrotnie po puchar dla najlepszej drużyny w Europie. O wyborze, jaki posiada były trener między innymi Realu Madryt, prawie żaden inny selekcjoner nie może nawet pomarzyć. W stosunku do poprzednich lat, w ostatnim okresie w kadrze „La Roja” pojawiło się jednak kilka wątpliwości, jednak jako optymalne ustawienie Hiszpanów uznać należy chyba jedenastkę, która reprezentowała ten kraj podczas ubiegłorocznego Pucharu Konfederacji. Pierwszy problem pojawia się już w kwestii obsady bramkarza, gdzie od lat niezmiennie prym wiedzie Iker Casillas. Ostatnie miesiące to jednak okres, w którym, najpierw za kadencji Jose Mourinho, a obecnie Carlo Ancelottiego, kapitan narodowej reprezentacji w meczach ligowych stracił miejsce w pierwszym składzie Realu Madryt na rzecz innego Hiszpana, Diego Lopeza. Również w formacji obronnej od czasu mistrzostw Europy w Polsce i na Ukrainie nie doszło do rewolucji. Duet Sergio Ramos – Gerard Pique nie stracił zaufania w oczach selekcjonera, a wspierany na bokach przez Jordiego Albę i Alvaro Arbeloę tworzy niezwykle mocną linię defensywy. W środku pola niezmiennie dowodzi barceloński tercet Busquets–Xavi–Iniesta, któremu ze zmiennym skutkiem po piętach depczą jednak Cesc Fabregas, Javi Martinez czy Xabi Alonso. O prawdziwej konkurencji i problemie bogactwa możemy za to mówić w kontekście skrzydłowych i ofensywnych pomocników, wśród których wybierać może Vicente del Bosque. Mając do dyspozycji takich zawodników jak biegający na co dzień po angielskich boiskach Jesus Navas, Santi Cazorla, Juan Mata i David Silva czy takie gwiazdy Primera Division jak Isco czy Pedro nie łatwo zdecydować się na posadzenie któregokolwiek z nich na ławce rezerwowych. Takiego bólu głowy selekcjonerowi reprezentacji Hiszpanii zazdrości z pewnością każdy kolega po fachu. Trudno wyobrazić sobie bowiem Cazorlę czy Navasa - piłkarzy, od których w większości innych drużyn rozpoczynałoby się ustawianie składu, w roli zmiennika. Znacznie lepiej niż w ostatnich latach wygląda też obsada pozycji napastnika w reprezentacji Hiszpanii. W swoim tempie formę sprzed lat odzyskuje Fernando Torres, David Villa po transferze do Atletico przeżywa drugą młodość, a Alvaro Negredo seryjnie pokonuje bramkarzy drużyn przeciwnych. Czy jednak niemalże identyczny skład będzie w stanie po raz czwarty zaskoczyć piłkarski świat i w Brazylii sięgnąć po złoto?
TRENER
Jeśli o jakiejkolwiek postaci w świecie futbolu można powiedzieć, że jest ona zawodowo spełniona, pierwszym i naturalnym kandydatem do takiego miana wydaje się być Vicente del Bosque. Zarówno jako piłkarz, jak i w roli trenera aktualny selekcjoner reprezentacji Hiszpanii osiągnął bowiem praktycznie wszystko, a na równowartość jego gabloty z medalami złożyć mogłyby się półki szkoleniowców pozostałych finalistów mundialu. Jeszcze jako piłkarz w barwach Realu Madryt del Bosque aż pięciokrotnie sięgał po tytuł najlepszej drużyny w Hiszpanii, a cztery razy zdobywał Copa del Rey. Kariera na boisku okazała się jednak tylko preludium do niesamowitych sukcesów, które 64-letni szkoleniowiec święci w roli, którą pełni do dnia dzisiejszego. Kiedy zarząd klubu z Madrytu po raz pierwszy w pełni zaufał del Bosque i obsadził go w roli pierwszego trenera „Królewskich”, na efekty nie trzeba było długo czekać. Aktualny selekcjoner reprezentacji „La Roja” przez cztery lata pracy na Santiago Bernabeu zdobył praktycznie wszystko co mógł. Za jego kadencji Real dwukrotnie triumfował w rozgrywkach Primera Division, tyle samo razy sięgał po miano klubowego mistrza Europy, a do swojego dorobku dołożył jeszcze Superpuchar kraju i Starego Kontynentu oraz tytuł Klubowego Mistrza Świata. Po szokującym zwolnieniu del Bosque ze stanowiska i kilku latach spędzonych w Turcji w 2008 roku został on ogłoszony nowym selekcjonerem świeżo upieczonych mistrzów Europy. Poprzeczka postawiona była tak wysoko, że cel na najbliższe lata był jasny. 64-letni selekcjoner wywiązał się ze swoich zadań w stu procentach, zdobywając z reprezentacją tytuł mistrza świata, a w 2012 broniąc złota wywalczonego cztery lata wcześniej. W ten sposób Vicente del Bosque stał się pierwszym w historii futbolu szkoleniowcem, który jako trener sięgnął po puchar Ligi Mistrzów, mistrzostw świata i mistrzostw Europy, za co w 2012 został przez FIFA wyróżniony mianem najlepszego trenera na świecie.
GŁOS EKSPERTA
O szansach reprezentacji Hiszpanii na obronę tytułu mistrza świata, składzie popularnych „La Roja” i bitych przez nich rekordach rozmawialiśmy z komentatorem Canal+Sport, ekspertem od ligi hiszpańskiej, Piotrem Labogą!
* * *
Mariusz Jaroń: Mecze z mocnymi rywalami nie wychodzą ostatnio Hiszpanii najlepiej. Podczas Pucharu Konfederacji z Włochami wygrali dopiero po karnych, a z Brazylią przegrali aż 0:3.
Piotr Laboga: Jest taki mit o reprezentacji Hiszpanii, że w ostatnich latach generalnie wygrywa wszystko i miażdży swoich przeciwników. Najlepszy tego przykład to mistrzostwa Europy z 2008 roku, w których La Furia Roja sukcesywnie demolowała rywali. Nie były to wprawdzie zwycięstwa hokejowe, ale wyraźnie potrafili zdominować swojego przeciwnika – nawet Niemców, których gładko ograli. Niestety trzeba spojrzeć prawdzie w oczy i zauważyć, że każdy następny awans do kolejnej rundy, zwycięstwa i sukcesy były bardzo wymęczone – czy to jeśli chodzi o MŚ w 2010 roku czy EURO 2012. Proszę przypomnieć sobie mecz na przykład z Paragwajem, w którym Hiszpanie zwyciężyli dzięki kontrowersyjnym decyzjom arbitra. Hiszpania metodycznie prześlizguje się przez turnieje. To typowa drużyna turniejowa, jak na przykład Niemcy. Nie ma co ukrywać – piłkarzom Vicente del Bosque często towarzyszył najzwyklejszy fart, i gdyby nie szczęście, mundial w RPA czy ostatnie EURO zakończyłoby się dla nich znacznie wcześniej.
Na ile poważnie traktować można finał Pucharu Konfederacji przegrany z Brazylią 0:3? Czy taki wynik obrazuje faktyczną różnicę między tymi reprezentacjami?
Nie sądzę, by istniała jakaś poważna dysproporcja pomiędzy obydwoma drużynami. Bywa tak, że czasem po prostu ma się dzień, że Neymarowi wychodzi wszystko, rozgrywa genialny mecz, a Hiszpanie nie wykorzystują sytuacji strzeleckich, których mieli sporo. Jestem przekonany, że w żadnym kolejnym spotkaniu Hiszpanie nie ograliby Włochów 4:0 w finale mistrzostw Europy i tak samo każde kolejne spotkanie Brazylii z Hiszpanią nie zakończyłoby się takim łomotem. Porażka 0:3 w finale to niewątpliwie lekcja dla drużyny del Bosque, dowód, że na jednej taktyce i wciąż tym samym stylu gry daleko się nie zajedzie i że czasem może zabraknąć szczęścia. Inne drużyny, takie jak Niemcy, Argentyna czy Brazylia, zrobiły niesamowite postępy, uczą się, posiadają coraz większe umiejętności. Niemniej jednak Hiszpanie nadal są klasową ekipą i zamiast mówić o zwiększającej się dysproporcji umiejętności Canarinhos i La Furia Roja na korzyść tych pierwszych, po prostu warto zauważyć, że pewne różnice między nimi się stopniowo zacierają.
Przejdźmy do składu. Na postawę Casillasa nie wpłynie fakt, że nie gra w Realu w lidze? Może lepszym wyborem byłby na tę chwilę Diego Lopez albo Victor Valdes?
Kwestia selekcji do reprezentacji to sprawa – powiedzmy – metafizyczna. Nie opiera się na chłodnej kalkulacji i stosowaniu pewnych kryteriów wybiórczo – ustaleniu, że jeżeli wczoraj bronił Lopez, to dziś Casillas a jutro Valdes. W przypadku reprezentacji Hiszpanii Casillas to piłkarz-talizman. Nie ma meczu, który by zawalił. Wszyscy darzą go ogromnym zaufaniem. Wszystko to opiera się na pewnej psychologii. Gerard Pique, który jest liderem hiszpańskiej defensywy, rozegrał z Casillasem w bramce dziesiątki spotkań i świadomość, że za jego plecami stoi niemal legendarny bramkarz, daje niewyobrażalny komfort, pewność i spokój. Nie wiadomo czy grając przed Diego Lopezem linia obrony czułaby podobny komfort. Hiszpania ma wielkie szczęście, dysponując w składzie tyloma znakomitymi bramkarzami. Diego Lopez, Valdes, De Gea… Zamiast pytać: „Lopez czy Casillas?” lepiej zadać sobie pytanie: „Valdes czy Casillas?”, ponieważ bramkarz Barcelony bardzo dojrzał, gra wybornie, nie przypomina siebie sprzed paru lat, kiedy to grał nonszalancko, zdarzały mu się głupie błędy. Naprawdę dojrzał i rozwinął się piłkarsko. Mimo wszystko, jeśli chodzi o obsadę bramki w czasie mistrzostw świata, między słupkami na pewno stanie nie kto inny, jak Iker Casillas. To kapitan z krwi i kości. Podstawowa dwójka bramkarzy jest już wybrana. „Trójką” może zostać czy to Lopez, czy to Pepe Reina, czy też David De Gea. Wybór jest ogromny, świetnie w barwach Espanyolu spisuje także się Kiko Casilla. Tak jak wspomniałem, Hiszpanie mają tutaj wielkie szczęście i sporo możliwości wyboru, ale numer jeden jest niepodważalny.
Środek obrony nie zmienił się w przekroju ostatnich lat, konkurencja wzrosła za to na bokach.
Tak, jeśli chodzi o obronę, wybór też jest dość prosty. Na środku Ramos i Pique. Na prawej stronie Alvaro Arbeloa, choć po piętach depcze mu Carvajal. To piłkarz, który gorzej radzi sobie w defensywie, ale lepiej atakuje. Z kolei lepiej broni Arbeloa, który ma lepsze wyczucie sytuacji i na ostatnich mistrzostwach Europy rozegrał świetny turniej. Mimo wszystko obaj nie są obrońcami wybitnymi. Są po prostu solidni. Z lewej strony oczywiście Jordi Alba i Monreal. Dodajmy do tej listy jeszcze Cesara Azpilicuetę, Iraolę czy Juanfrana. Ten ostatni jest świetnym obrońcą, choć to właśnie przez niego Hiszpania straciła bramkę w starciu eliminacyjnym z Francją. Pod znakiem zapytania stoi także kwestia zgrania któregoś z piłkarzy Atletico z kolegami z reprezentacji. Podopieczni Diego Simeone stworzyli niesamowity kolektyw, ale grają według pewnych schematów, na pamięć, dlatego też nie jest pewne, czy w pełni mogą dostosować się do stylu reprezentacji – a style obu drużyn mocno się różnią.
Dla Xaviego będzie to prawdopodobnie ostatni wielki turniej. Nie jest już, mówiąc wprost, zbyt stary?
Walka o złoty medal na pełnych obrotach może być dla Xaviego niezwykle trudna. Rozgrywanie meczów co trzy dni, w brazylijskim słońcu, przy wysokich temperaturach i przy wyraźnych problemach kondycyjnych Xaviego, stawia dość potężny znak zapytania także dla Vicente del Bosque. „Sfinks” musi przygotować plan B – może być nim na przykład desygnowanie do gry Cesca Fabregasa. Są jeszcze Koke i Thiago, ale wracamy do sprawy odmiennych stylów gry Atletico i La Furia Roja. W przypadku Thiago… Jego sytuacja w Bayernie jest taka, a nie inna, dlatego raczej wypada z kręgu zainteresowań del Bosque. Trudno będzie przesunąć Xaviego na ławkę rezerwowych, bo jego charyzma, spokój, cofanie się, rozgrywanie piłki i konstruowanie akcji czynią go prawdziwym reżyserem hiszpańskiej Tiki Taki. Może pojawić się opcja, że Xavi w fazie grupowej nie będzie nadmiernie eksploatowany – wpuszczany tylko wtedy, gdy na boisku będzie źle, a większość jego potencjału zostanie zarezerwowana na fazę pucharową. Jego dyspozycja może być kluczowa, to mózg i serce reprezentacji. Jeśli serce reprezentacji będzie miało problemy, będzie to miało istotny wpływ na to, jak cała ekipa będzie grała.
Hiszpanie posiadają również niesamowite bogactwo wśród skrzydłowych i ofensywnych pomocników. Inni selekcjonerzy mogą tylko marzyć o takich zawodnikach jak Cazorla, Navas, Silva, Mata, Isco czy Pedro.
Ten potencjał wyróżnia Hiszpanię chyba nawet w skali światowej. Del Bosque wybierze odpowiednich, wartościowych zawodników – nie będzie przecież tak, że spojrzy tylko na aktualną formę kandydatów, doda parę czynników i złoży z tego drużynę. Trener na pewno ma już jakiś koncept – albo delikatnie zmodyfikuje to, czym grał dotychczas, albo spróbuje czegoś nowego, tak jak w czasie EURO zastosował eksperymentalną koncepcję gry bez napastnika. Na tę chwilę nie mam informacji, jaki Del Bosque ma plan, a o taktyce na mistrzostwa Europy wiedziałem parę miesięcy przed ich rozpoczęciem.
W stosunku do poprzednich turniejów wzrosła również rywalizacja na pozycji napastnika.
Myślę, że dzisiaj reprezentacji Hiszpanii, złożonej w większości z tych „grzecznych chłopców”, delikatnych, mniej agresywnych piłkarzy, potrzebny jest wojownik, który nie będzie bał się starć z obrońcami chilijskimi i przechodził przez nich jak taran. Takim piłkarzem jest Diego Costa, to numer jeden. Nie Torres, który jest zbyt delikatny i chimeryczny, nie Villa, który mimo dobrej dyspozycji ma najlepsze lata za sobą. Hiszpania powinna postawić na takiego napastnika jak Costa. Ma świetnych, szybkich skrzydłowych, ale mimo wszystko delikatnych, a ktoś taki jak Costa, mogący przepchnąć paru piłkarzy, a czasem po prostu ich zdemolować to świetne rozwiązanie. Reprezentacja Hiszpanii nie dysponuje tego typu zawodnikami w ofensywie, a napastnik Atletico świetnie uzupełnia tę lukę. Przed Costą najlepsze papiery na takiego wojownika miał Fernando Llorente, skupiający na sobie uwagę obrońców, potrafiący się skutecznie zastawić. Niewiadomą pozostaje adaptacja Diego Costy do stylu gry w reprezentacji. Na lewą stronę lubi schodzić Iniesta, po tej samej stronie gra szybki i ofensywny Alba, a sam Costa bardzo lubi schodzić z piłką z lewej strony do środka. Pytań o taktykę reprezentacji jest co niemiara, należałoby chyba usiąść i rozebrać wszystkie taktyki świata i przeprowadzić setki analiz i próby złożenia szóstki ofensywnych piłkarzy.
Vicente del Bosque stać na kolejny wielki sukces? Nie wypalił się jeszcze?
Nie widzę w ogóle takiej możliwości.
Jakiej motywacji mogą szukać Hiszpanie? Są już mistrzami świata, dwukrotnymi mistrzami Europy…
Dla każdej reprezentacji obrona tytułu mistrzowskiego to bardzo ważny cel. To szansa na awans na jeszcze wyższy szczebel, zapisanie się na kartach historii… Dla wielu z nich to może być ostatni mundial, za cztery lata w Rosji pojawi się drużyna zupełnie inna od tej, którą znamy teraz. Będziemy mówili o niej co innego, analizowali ją przez inny pryzmat i nie wiadomo nawet, czy będziemy wliczać ją do grona faworytów… W tym momencie Hiszpania to mieszanka rutyny i młodości, świeżej krwi i genialnych, zasłużonych i doświadczonych zawodników. Drużyna, która przy odpowiednich wiatrach ma realną szansę na półfinał lub finał.
Losowanie nie było wymarzone. Już na Hiszpania zmierzy się z Holandią, a niewykluczone, że fazę pucharową rozpoczną od starcia z Brazylią.
Grupa, w której Hiszpanie się znajdują jest piekielnie trudna. W meczu z Chile dysproporcja jakości na korzyść Chilijczyków była ogromna – momentami ośmieszali oni Hiszpanów, byli energetyczni, pełni świeżości, dynamiczni, mieli koncepcję gry. Holandia także dysponuje pokoleniem młodych, nieprawdopodobnie zdolnych zawodników i będzie chciała się odgryźć Hiszpanom za przegrany finał mistrzostw świata, a także udowodnić, że ostatni blamaż na EURO był tylko wypadkiem przy pracy. Skłaniałbym się ku stwierdzeniu, że jeśli Hiszpanii uda się awansować z pierwszego miejsca, co będzie niesamowicie trudne, droga do zdobycia mistrzostwa świata będzie dla niej otwarta. Bo zakładam, że Brazylia wyjdzie z pierwszego miejsca. Oczywiście nie może zabraknąć szczęścia, które nieraz jej już dopisało, a którego brakło choćby na azjatyckim mundialu.
NASZA WRÓŻBA
Reprezentacja Hiszpanii to jedna z tych ekip, które przed każdym turniejem należy stawiać w roli faworyta. W przypadku „La Roja” ostatnie dokonania na arenie międzynarodowej tylko to potwierdzają, a trzy z rzędu zwycięstwa w wielkich turniejach stają się bezprecedensowym dokonaniem w przekroju całej futbolowej historii. Małą rysą na hiszpańskim diamencie jest jednak zeszłoroczny Puchar Konfederacji, a konkretnie jego finał, w którym podopieczni Vicente del Bosque przegrali z Brazylią i to w stosunku aż 0:3. Dodatkowo humorów kibicom w kraju ze stolicą w Madrycie nie poprawiło losowanie fazy grupowej mistrzostw świata. Już w meczu otwarcia Hiszpanie będą musieli zmierzyć się z drużyną, z którą przed czterema laty w finale mundialu stoczyli niezwykle wyrównany i zażarty bój. Mecz z Holandią może zadecydować o tym, kto będzie mógł poszczycić się mianem lidera grupy B, bowiem ani Australii ani Chile, choć ci drudzy mogą pokusić się o urwanie punktów którejś z mocniejszych ekip, chyba nie stać obecnie na awans do fazy pucharowej. Tak naprawdę od pierwszego spotkania zależeć może jak dla „La Roja” będzie wyglądał cały turniej. W przypadku zajęcia w grupie drugiego miejsca najprawdopodobniej już w 1/8 finału musieliby się oni zmierzyć z gospodarzem i jednym z głównych faworytów turnieju – Brazylią. Każda drużyna musi się w końcu kiedyś wypalić. Czy dla śrubującej kolejne rekordy na arenie międzynarodowej reprezentacji Hiszpanii nie nadszedł właśnie ten moment? Czy ktoś będzie w stanie zakończyć hegemonię podopiecznych Vicente del Bosque? O wiele mądrzejsi będziemy 13 czerwca wieczorem, po zapowiadającym się pasjonująco spotkaniu Hiszpanii z Holandią!
ADAM DELIMAT
współpraca: MARIUSZ JAROŃ
Już w najbliższą środę kolejny odcinek cyklu „Oni zatańczą Sambę”. Tym razem pod lupę weźmiemy reprezentację Holandii. Zapraszamy!
Oni zatańczą Sambę #1 Algieria
Oni zatańczą Sambę #3 Argentyna
Oni zatańczą Sambę #4 Australia
Oni zatańczą Sambę #6 Bośnia i Hercegowina
Oni zatańczą Sambę #8 Chorwacja