Święta to dla wszystkich czas wytchnienia i odpoczynku od codziennych obowiązków. My jednak nie zwalniamy tempa i już dziś prezentujemy Wam kolejny odcinek z cyklu „Oni zatańczą Sambę”, w którym tym razem zapoznamy naszych czytelników z reprezentacją typowaną przez wielu na „czarnego konia” turnieju, a nawet pretendenta do strefy medalowej. Wspólnie z Patrykiem Mirosławskim, komentatorem ligi belgijskiej w stacji SportKlub, przedstawiamy reprezentację Belgii!
KULTURA
Belgia to kraj, który w piłce nożnej nie zwykł osiągać nadzwyczajnych sukcesów. Tamtejsze kluby od wielu lat nie liczą się w walce o wysokie miejsca w europejskich pucharach, a reprezentacja przez długi czas nie potrafiła zapewnić sobie chociażby awansu do wielkich turniejów. W swojej wieloletniej historii dwukrotnie, w 1972 i 1980, zdołali oni co prawda sięgnąć po medale mistrzostw świata, jednak futbol nigdy nie był sportem, który zwykł dawać Belgom radość i wprowadzać ich w stany euforii. Okres szczególnej posuchy przypadł na lata 2002-2012, kiedy to narodowa reprezentacja, po odpadnięciu z azjatyckiego mundialu w 1/8 finału, nie zdołała się zakwalifikować na żaden z kolejnych pięciu turniejów mistrzowskich. Za każdym razem prowadzone przez kolejnych selekcjonerów „Czerwone Diabły” swój udział w mistrzostwach kończyły na etapie eliminacji, co w kraju regularnie wywoływało ogromny zawód. Szczęśliwie dla piłkarzy, również na ten czas przypadł okres największych sukcesów osiąganych przez belgijską tenisistkę, Kim Clijsters, który nieco osłodził miejscowemu społeczeństwu gorycz ich kolejnych porażek. Clijsters skończyła jednak zawodową karierę w sierpniu 2012, jak się później okazało, przekazując w ten sposób pałeczkę sukcesów piłkarzom. Od tego czasu reprezentacja Belgii nie przegrała ani jednego meczu o punkty, dominując w eliminacyjnej grupie i pewnie kwalifikując się na mundial w Brazylii. Przez nieco ponad rok eliminacyjnych bojów podopieczni Marca Wilmotsa, z kandydata do miana „czarnego konia” turnieju, w oczach niektórych stali się już praktycznie pretendentem do zdobyczy medalowych. Głód sukcesów w kraju ze stolicą w Brukseli osiągnął więc chyba szczyt, a presja, jaka ciąży obecnie na „Czerwonych Diabłach” z jednej strony może ich ponieść, a z drugiej splątać nogi.
DROGA DO RIO
Reprezentacja Belgii to ekipa, która od pierwszej do ostatniej eliminacyjnej kolejki pewnie i konsekwentnie kroczyła po pierwszy od dwunastu lat awans do mistrzostw świata. Nikt nie był w stanie przewidzieć, że w grupie z Chorwacją, Serbią, Szkocją, Walią i Macedonią podopieczni Marca Wilmotsa będą w stanie aż tak zdominować resztę stawki i bez najmniejszego trudu zapewnić sobie udział w brazylijskim czempionacie. Popularne „Czerwone Diabły” tylko dwukrotnie dzieliły się punktami z rywalem. W drugiej kolejce na Stade Roi Baudouin zremisowali oni 1:1 z Chorwatami, a w ostatnim grupowym spotkaniu, kiedy losy awansu były już przesądzone, również na własnym terenie i w tym samym stosunku podzielili się punktami z Walią. Ostatecznie Belgowie grupowe zmagania zakończyli z dorobkiem 26 oczek, a większą zdobyczą punktową pochwalić się mogły tylko reprezentacje Niemiec i Holandii, które zremisowały po jednym spotkaniu.
GWIAZDY
Gdyby na dzisiejsze zestawienie reprezentacji Belgii spojrzeć trzy lata temu, bez trudu można byłoby stwierdzić, że jest to zespół, w którym brak wielkich nazwisk i zawodników o umiejętnościach na wysokim poziomie. Kto wówczas byłby bowiem w stanie pomyśleć, że tacy zawodnicy jak Thibaut Courtois, Eden Hazard, Dries Mertens czy Romelu Lukaku w tak krótkim czasie osiągną status gwiazd europejskiego futbolu? Ostatnie miesiące w świecie piłki nożnej stanowiły jednak istną erupcję wulkanu belgijskich talentów, której żniwa zbiera obecnie i łączy w współgrającą całość selekcjoner narodowej reprezentacji, Marc Wilmots. Spore problemy budzi już pozycja obsady bramkarza numer jeden, do której miana pretendują wspomniany już Courtois i znajdujący się obecnie w znakomitej formie Simon Mignolet z Liverpoolu. W spotkaniach eliminacyjnych Wilmots stawiał na bramkarza Atletico Madryt, z kolei w dwóch ostatnich sparingach, z Kolumbią i Japonią, od pierwszej minuty na boisko wybiegł Mignolet, który nie wykorzystał jednak swojej szansy najlepiej, puszczając przez 180 minut więcej bramek, niż jego konkurent przez całe eliminacje. Formacja obronna to najbardziej doświadczona ze wszystkich linii, gdzie selekcjoner do dyspozycji ma takich zawodników jak Vincent Kompany, Thomas Vermaelen, czy Jan Verthongen, grający na co dzień w angielskiej Premier League, a także nieco młodszych Toby’ego Aldeweirelda czy Thomasa Meuniera. Niekwestionowanie największą siłą popularnych „Czerwonych Diabłów” są jednak formacje ofensywne, gdzie trener Wilmots dysponuje bogactwem, którego pozazdrościć mogą mu nawet szejkowie z Etihad Stadium. Marouane Fellaini, Moussa Dembele, Axel Witsel, Steven Defour i Timmy Simons dyrygują grą zespołu w środku pola, podczas gdy na skrzydłach zawrotne prędkości rozwijają Kevin De Bruyne, Eden Hazard, Nacer Chadli, Dries Mertens czy Kevin Mirallas. Każdy z nich w jakiejkolwiek innej europejskiej reprezentacji miejsce w pierwszym składzie miałby praktycznie zagwarantowane, jednak w przypadku Belgii dodatkowy potencjał w obdarzonych już i tak nieprawdopodobnymi umiejętnościami zawodnikach wzbudza boiskowa konkurencja. Również obsada pozycji wysuniętego napastnika przyprawia Wilmotsa o niezwykle przyjemny ból głowy. W tym wypadku musi on wybierać bowiem między Romelu Lukaku z Evertonu a Christianem Benteke, który ostatnio zgubił gdzieś jednak dobrą formę. Jakby tego było mało, do drzwi narodowej reprezentacji nieustannie pukają kolejni zawodnicy, tacy jak 17-letni Zakaria Bakkali, który w swoim debiucie w barwach PSV ustrzelił hat-tricka, czy nieco bardziej doświadczony Radja Nainggolan, który swoją grą wzbudził w ostatnim czasie zainteresowanie takich klubów jak Arsenal, Roma, czy Tottenham. Jedno jest pewne: Marc Wilmots dysponuje tworzywem, które jest w stanie podczas brazylijskiego mundialu sięgnąć po najwyższe laury. Zadaniem selekcjonera jest teraz jednak dalsze łączenie wszystkich tych trybów w machinę, która nie przegrzeje się w decydującym momencie i da kibicom radość, jakiej młodsi z nich jeszcze nie doświadczyli, a nieco starsi z trudem odnajdują ją w ciemnych zakamarkach swej pamięci.
TRENER
Marc Wilmots to jeden z największych szczęściarzy wśród trenerów. Kiedy w 2012 roku obejmował po Georgesie Leekensie stanowisko selekcjonera narodowej reprezentacji, jego trenerski dorobek ograniczał się do kilku miesięcy spędzonych w Schalke 04 i nieco dłuższego okresu pracy w belgijskim Sint Truiden. Można więc powiedzieć, że jego pierwszym prawdziwym wyzwaniem było objęcie ekipy „Czerwonych Diabłów”. W latach 2009-2012 Wilmots był asystentem swojego poprzednika w reprezentacji, co stało się dla niego w czerwcu zeszłego roku naturalną przepustką do objęcia posady pierwszego selekcjonera. Po dwóch meczach w roli tymczasowego trenera zarząd KBV zdecydował się dać zasłużonemu reprezentantowi Belgii dłuższą szansę i związał się z nim kontraktem obowiązującym do 2014 roku. Pod wodzą nowego szkoleniowca Belgowie odnieśli tylko trzy porażki, wszystkie w spotkaniach towarzyskich, a w meczach o punkty sięgnęli niemalże po komplet możliwych do zdobycia oczek. Dziś Wilmots jest selekcjonerem jednej z najbardziej obiecujących reprezentacji, a on sam może być wdzięczny niebiosom, że trafił na takie a nie inne pokolenie piłkarzy, którzy są praktycznie skazani na sukces. W gestii szkoleniowca leży więc tylko właściwe podejście do swoich podopiecznych i dokonywanie słusznych wyborów. Resztę może zostawić zawodnikom, którzy na boisku są w stanie zrobić więcej niż większość ich przeciwników.
GŁOS EKSPERTA
Na temat możliwości reprezentacji Belgii i rosnących oczekiwań wobec podopiecznych Marca Wilmotsa rozmawialiśmy z komentatorem ligi belgijskiej w telewizji SportKlub, Patrykiem Mirosławskim.
Adam Delimat: Reprezentacja Belgii to drużyna, która w ostatnim czasie z przewidywanego „czarnego konia” turnieju stała się zdaniem niektórych pretendentem do zdobycia trofeum. Czy to im nie zaszkodzi?
Patryk Mirosławski: Wydaje mi się, że Belgowie mogą powalczyć o medal, jeżeli wszystko ułoży się po ich myśli. Jeżeli jednak nie będą oni mieli szczęścia, mogą odpaść zaraz po fazie grupowej. Belgowie znakomicie prezentowali się w eliminacjach, gdzie nie przegrali meczu w trudnej grupie i mieli dziewięć punktów przewagi nad drugimi Chorwatami. To bardzo pewni siebie zawodnicy i z pewnością nie można ich lekceważyć, jednak nie stawiałbym ich w roli faworyta do złotego medalu, choć wcale nie byłbym zdziwiony, gdyby zaszli do półfinału.
Średnia wieku w składzie nie jest zbyt wysoka, co ma z pewnością swoje plusy i minusy.
Dużo mówi się o „młodych wilczkach” z reprezentacji Belgii, takie opinie wygłasza niemal każda telewizja czy prasa sportowa, jednak to nie do końca tak wygląda. Jeśli spojrzeć na wiek piłkarzy, w większości są to zawodnicy, którzy mają 25 i więcej lat. To, poza kilkoma wyjątkami, jak Lukaku, De Bruyne czy Hazard, nie są oni już młodzi. W tej chwili przykładowo Anderlecht ma dużo młodszą drużynę niż Belgia. Pamiętajmy, że w tej reprezentacji gra też Timmy Simons, który wrócił z Norymbergi do Club Brugge, a na karku ma już 37 lat. Nie nazwałbym tego nawet mieszanką młodości z doświadczeniem, tylko po prostu drużyną w średnim piłkarskim wieku.
Porównywał Pan reprezentację do Anderlechtu. Liga belgijska chyba jeszcze przez długi czas nie dobije do poziomu narodowej reprezentacji?
Liga belgijska z roku na rok jest coraz słabsza. Kiedy popatrzymy na skład reprezentacji, znajdziemy tam zawodników, którzy jeszcze do niedawna w tej lidze grali. Defour ze Standardem Liege dwa razy z rzędu wygrywał mistrzostwo kraju, De Bruyne pamiętamy z KRC Genk, jest też Lukaku, który uczył się gry w piłkę w Anderlechcie, Witsel i Pocognoli ze Standardu. Wszyscy ci piłkarze uciekają z kraju i, w przeciwieństwie do naszych ligowców, za granicą zazwyczaj robią karierę i odgrywają ważną rolę w swoich drużynach. Liga belgijska potrafi kształcić piłkarskie gwiazdy, które jednak szybko wyjeżdżają z niej za chlebem i pieniędzmi, co czyni tę ligę z roku na rok coraz słabszą. W tym roku jej poziom jest bardzo niski, co potwierdziły też europejskie puchary. Anderlecht odpadł z Ligi Mistrzów z dorobkiem jednego punktu, Standard Liege z takim samym kontem zakończył zmagania w słabej grupie Ligi Europy, a jedynie Genk zdołał awansować ze swojej grupy w LE. Oczywiście dzisiaj liga belgijska jest lepsza niż polska ekstraklasa. To, że Śląsk wygrał w dwumeczu z Brugge nie oznacza, że nasza liga jest lepsza, po prostu Śląsk miał w składzie Sobotę w najwyższej formie, a i rywale nie byli w optymalnej formie. Jeśli dzisiaj Anderlecht zagrałby z Legią Warszawa, byłby to mecz do jednej bramki. Na tle najsilniejszych lig w Europie liga belgijska wypada jednak bardzo blado.
W reprezentacji ogromna konkurencja panuje już na pozycji bramkarza. W eliminacjach bronił Courtois, za to w ostatnich spotkaniach towarzyskich selekcjoner dał szansę Mignoletowi, który nie pokazał się chyba jednak ze zbyt dobrej strony.
Bramkarz nie zawsze jest odpowiedzialny za porażkę, poza tym były to mecze towarzyskie, do których nie przykładałbym szczególnej wagi. W Belgii również trwa dyskusja kto powinien bronić w reprezentacji, choć większość uważa jednak, że ta rola należy się Courtois. Pamiętajmy, że w eliminacjach spisywał się on bardzo dobrze i podejrzewam, że Marc Wilmots będzie chciał stawiać na tych piłkarzy, którzy mu ten awans dali. To na pewno fajna rzecz, że w Belgii jest wielu dobrych bramkarzy. Swego czasu mówiło się o polskiej szkole bramkarzy, ale uważam, że Belgowie mają dużo lepszych golkiperów. Poza Mignoletem i Courtois jest też Silvio Proto, który bardzo dobrze broni w Anderlechcie. Rywalizacja jest więc tutaj bardzo interesująca, jednak ja mimo wszystko stawiałbym na Thibault Courtois.
Marc Wilmots nie jest szczególnie doświadczonym trenerem, jednak ze swoim pierwszym poważnym zadaniem radzi sobie znakomicie. Czy to tylko kwestia tego, że trafił na pokolenie znakomitych piłkarzy, czy po prostu jest on dobrym trenerem?
Myślę, że w tym jak gra obecnie reprezentacja Belgii jest duża zasługa Wilmotsa. Pamiętam, że kiedy ze stanowiska odchodził Georges Leekens, wszyscy zastanawiali się gdzie leży problem. Belgowie mieli bowiem już wówczas świetnych piłkarzy, odgrywających ważne role w klubach najmocniejszych lig Europy, jednak w reprezentacji coś nie grało. To nie jest tak jak z naszą drużyną narodową, w przypadku której zastanawiamy się dlaczego nie funkcjonuje ona mając trójkę z Dortmundu. W Belgii było wtedy jedenastu zawodników na takim poziomie i tam ludzie zadawali sobie pytanie w czym leży problem. Leekens nie był w stanie nic na to poradzić, nie był lubiany w kraju. Bardzo szybko obrażał się na media i na wszystkich wokół, nieszczególnie chciało mi się pracować. Wolał pokazać się w loży VIP-ów niż rzeczywiście zrobić coś konstruktywnego. Wilmots to z kolei bardzo dobry trener, często pokazuje się na meczach ligi belgijskiej i nie tylko. Obserwuje, notuje, zastanawia się i wyciąga wnioski. Był on wybrany trochę na tej zasadzie co Franciszek Smuda w Polsce, po prostu chcieli go kibice. Wilmots był przecież na ostatniej wielkiej imprezie, na której grali Belgowie, mundialu w 2002 roku, gdzie strzelił nawet trzy bramki. To bardzo ważne, że reprezentacja jedzie na turniej z trenerem, który pamięta jak smakuje wielka impreza i ma takie doświadczenie. To trochę tak, jakby porównać Ligę Mistrzów w Polsacie to Ligi Mistrzów w nc+ i zestawić komentarz Mateusza Borka, który w tych rozgrywkach ze stadionu komentował już całą masę meczów, z komentarzem Marcina Rosłonia, który z wysokości trybun Ligę Mistrzów komentował dwa razy. Doświadczenie jest bardzo ważne, a Wilmots takowe posiada. Belgowie unikną przede wszystkim historii, której ofiarą w 2002 roku stała się reprezentacja Polski, kiedy to po wielu latach przerwy, z trenerem, który nie wiedział czego spodziewać się po wielkiej imprezie, pojechaliśmy na mistrzostwa świata. Jestem przekonany, że do Brazylii Belgowie pojadą na luzie i sprawią taką niespodziankę, jak Duńczycy w 1992 i zdobędą medal.
Po eliminacjach przyszły dwie towarzyskie porażki, z Kolumbią i Japonią. Z czego wzięły się te wpadki?
Ciężko powiedzieć co jest tego powodem. Może rozluźnienie po eliminacjach, co nadchodzi zawsze. Pamiętam jak po udanych eliminacjach do mundialu 2002 również Polacy przegrali sparingowe spotkanie z Japonią, tak często bywa. Myślę, że wynika to tylko i wyłącznie z tego, bo na dzień dzisiejszy Belgowie mają tak mocną reprezentację, że drużynę japońską umiejętnościami nakrywają czapką.
W fazie grupowej mistrzostw świata Belgia spotka się z Algierią, Rosją i Koreą Południową. To bardzo korzystne losowanie dla Belgów.
Nie wyobrażam sobie, żeby Belgowie nie wyszli z tej grupy. Jeśli chodzi o poziom Belgia jest porównywalna lub lepsza od Rosji, a Algieria i Korea nie mają czego szukać w pojedynku z „Czerwonymi Diabłami”. Wyjście z grupy to absolutne minimum, kłopoty mogą pojawić się w fazie pucharowej. Rosjanie to ciekawy zespół, który w eliminacjach był lepszy niż Portugalia, wygrali oni o jedno spotkanie więcej. To oni powinni stoczyć z Belgią bój o pierwsze miejsce w tej grupie, natomiast ciężko wyobrazić sobie, żeby któraś z tych drużyn nie awansowała dalej. Wtedy można byłoby mówić o sporej sensacji.
W przypadku awansu do fazy pucharowej Belgia spotka się z zespołem z mocnej grupy G: Niemcami, Portugalią, Ghaną lub USA.
Pytanie w jakiej formie są Portugalczycy, którzy do mistrzostw świata awansowali jednak szczęśliwie. Podejrzewam, że tę grupę bez najmniejszych problemów wygrają Niemcy, którzy są teraz moim zdaniem w piątce najlepszych drużyn świata. Spokojnie poradzą sobie więc oni z Ghaną i USA, jedynie z Portugalią mogą mieć problemy, chociaż, jak pokazują poprzednie spotkania między tymi drużynami, również z tego pojedynku Niemcy wyjdą zwycięsko. Ciekawa byłaby rywalizacja Belgii z Portugalią w 1/8 finału, ale, zarówno w takim przypadku jak i w przypadku meczu z Niemcami, pokusiłbym się o niespodziankę i stawiałbym na Belgów. Nie mam żadnych sensownych argumentów na potwierdzenie swojej tezy, ale mam przeczucie, że Belgowie na pewno nie byliby łatwym przeciwnikiem ani dla Niemców ani dla Portugalii.
W takim razie wraca tutaj moje pytanie z początku naszej rozmowy. Czy oczekiwania wobec reprezentacji Belgii nie są zbyt wygórowane?
Oczywiście, na papierze Niemcy mają mocniejszy skład niż Belgowie, ale z drugiej strony jakie kryterium bierzemy pod uwagę, żeby dokonywać takich porównań? Niemcy mają na pewno w składzie piłkarzy bardziej doświadczonych jeżeli chodzi o wielkie imprezy, grę pod presją, ale z drugiej strony poszczególni piłkarzy reprezentacji Belgii również co tydzień, a nawet częściej, pod tą presją muszą grać. Grają oni w bardzo mocnych ligach, na wysokim poziomie i pod dużą presją. Wielu reprezentantów Belgii gra też w Lidze Mistrzów czy w Lidze Europy, więc grają niemal co trzy dni. Są to zawodnicy, którzy potrafią mierzyć się z presją i oczekiwaniami, więc na chwilę obecną nie widzę wielkiej różnicy między Belgami a Niemcami. Pamiętajmy, że na turnieju może wydarzyć się wszystko. Przyjdzie wysoka wygrana w grupie z Rosją, co może zbudować drużynę do tego stopnia, że nikt nie będzie mógł jej zatrzymać. Z drugiej strony może też przydarzyć się wpadka w postaci remisu z Algierią, co spowoduje problemy. Na pewno nie można skreślać Belgii, która jest w stanie zajść bardzo daleko.
Na co będzie więc stać Belgów na przyszłorocznym mundialu?
Uważam, że półfinał jest realny, chociaż równie dobrze mogą oni odpaść w 1/8. Nie wiem co działoby się w przypadku awansu do finału, wtedy świat oszalałby podobnie jak w 2004, kiedy do finału mistrzostw Europy awansowała Grecja. Wtedy nikt na nich nie stawiał, a mimo to zdobyli oni złoto na EURO. Tutaj Belgów wymienia się w gronie faworytów do medalu i ja stawiam na brąz dla nich.
NASZA WRÓŻBA
Losowanie fazy grupowej mistrzostw świata nie mogło ułożyć się dla Belgów pomyślniej. W grupie H zmierzą się oni bowiem z porównywalną umiejętnościami Rosją, Koreą Południową, która nie dysponuje już taką siłą jak podczas poprzednich turniejów i Algierią, o której nikłych szansach na awans mówiliśmy już kilka tygodni temu, jeszcze przed losowaniem fazy grupowej. Prawdziwe schody dla reprezentacji Belgii pojawią się więc dopiero w 1/8 finału, kiedy to przyjdzie im zmierzyć się najprawdopodobniej z Portugalią lub Niemcami. O ile w przypadku spotkania z tymi pierwszymi mogliby pokusić się oni o sprawienie niespodzianki, wobec Niemców, którzy w mojej opinii spokojnie są w stanie sięgnąć w Brazylii nawet po złoto, podopieczni Marca Wilmotsa byliby już bezradni. Historia futbolu pokazała jednak, że niespodzianki są tu niemalże na porządku dziennym, dlatego też niewykluczone, że obecne pokolenie reprezentantów Belgii na długo zapisze się na jej kartach, a tacy zawodnicy jak Lukaku, Fellaini czy Hazard staną się idolami i narodowymi bohaterami w ojczyźnie.
ADAM DELIMAT
Już w najbliższą środę kolejny odcinek cyklu „Oni zatańczą Sambę”. Tym razem pod lupę weźmiemy reprezentację Bośni i Hercegowiny. Zapraszamy!
Oni zatańczą Sambę #1 Algieria