Patryk Małecki jest negatywnym bohaterem ostatnich kilku
dni, tygodni
miesięcy. Nie dość, że odkąd piłkarz z podkulonym ogonem wrócił z Turcji prezentuje formę godną Mieczysława Sikory, to do tego zachowuje się tak, jakby kowadło spadło mu na głowę. Czyli w sumie jak zwykle.
Jak pewnie wiecie, kilka dni temu butny skrzydłowy związał się z Pogonią Szczecin. Pytanie, czy może stanowić realne wzmocnienie drużyny Dariusza Wdowczyka odłóżmy sobie na później, bo bardziej szokujący jest chyba sposób, w jaki „Mały” żegna się z Krakowem. Dla normalnego kibica sposób całkowicie głupi i niezrozumiały.
W rozmowie z „Dziennikiem Polskim” Małecki mówi: gdybym nie wrócił z Turcji, to Wisła pewnie by spadła! Cóż, teza bardzo śmiała, ci naiwni, pamiętający Patryka jeszcze z czasów, gdy wyglądał jak piłkarz może i by nawet w nią uwierzyli. Ale gdy spojrzymy na jego statystyki z rundy wiosennej, nie jest już tak różowo. 13 meczów (czyli prawie komplet), 2 gole i jedna asysta. Wynik – jak na skrzydłowego raczej beznadziejny. Ale może chociaż „Mały” swoimi trafieniami ratował Wiśle tyłek? – zapytacie. Nic z tych rzeczy. Te dwie bramki Małecki zdobywał w meczach z Widzewem (1:0) i z Koroną (3:0, gol w 87 minucie), zaś asystował w końcówce wygranego 2:0 starcia z Pogonią. Uznajmy więc, że Patryk dał swojej drużynie 3 punkty, co z kolei nijak ma się do słów powiedzianych przez niego we wspomnianym wywiadzie.
W ogóle polscy piłkarze, nie tylko Małecki, często mówią rzeczy, które ładnie brzmią, stawiają ich w pozytywnym świetle, ale jak komuś zechce się sprawdzić rzetelność tych słów, to wychodzą kwiatki podobne jak u skrzydłowego Pogoni właśnie. Ale to już temat na osobny artykuł, więc wróćmy do naszego bohatera.
W tym samym wywiadzie Małecki mówi dalej, że jego kiepska postawa jesienią to wina Franciszka Smudy, który nie zajmował się jego indywidualnym przygotowaniem do sezonu. Poza tym, trener się na niego uwziął i to, że Patryk, gdy dostawał szansę grał jak ofiara, to tylko wina Smudy. Czyli typowe cierpienie polskiego piłkarza, który nie sprostał oczekiwaniom szkoleniowca. Mnie się jednak wydaje, panie Patryku, że to tylko pana wina, że „Franz” wolał stawiać na Sarkiego. Gdy grał pan od początku – zawodził pan. Trafił więc pan na ławkę i dostawał szansy w końcówce, jednak i w tej roli się pan nie sprawdził. Nie łatwiej byłoby więc powiedzieć: „OK, pojawiałem się na boisku dość często, ale zawaliłem, więc szukam szczęścia gdzie indziej” niż „Odchodzę z Wisły przez Smudę”? Do tego trzeba jednak dorosnąć, a jak widać, Małecki mimo 25 lat wciąż jest tym samym chłopakiem, który kilka lat temu zwrócił się do Macieja Sadloka klasycznym już zwrotem „Kim ty kurwa jesteś, pedale”, a także tym nieco mniej znanym, skierowanym w stronę Tomasza Brzyskiego „Wstawaj, kurwa, śmieciu”.
I na koniec perełka. Skrzydłowy w rozmowie z serwisem „Portowców” mówi, że jest kojarzony z Wisłą, ale na treningach i na meczach będzie umierać za Pogoń, więc liczy, że tym przekona do siebie kibiców. Jeżeli istnieje jakakolwiek definicja „lizania dupy”, to we wszystkich polskich wokabularzach powinna ona być zastąpiona przez tę wypowiedź Małeckiego. Jedni piłkarze całują herby, inni pokazują się w klubowych szalikach, a jak widać „Mały”, urodzony wiślak po przyjściu do innej polskiej drużyny, twierdzi, że teraz to on będzie umierał za nią (za ukochaną „Białą Gwiazdę już nie, bo tam teraz rządzi okropny Smuda!). To tak, jakby Paolo Maldini pod koniec kariery przeszedł do Cagliari, i zaczął wygadywać, że to właśnie o grze w tym klubie marzył będąc piłkarzem Milanu. Policzek w stronę kibiców jednej, jak i drugiej drużyny.
Abstrahując więc od poziomu sportowego prezentowanego przez Patryka Małeckiego, widzimy, że dobrym piłkarzem trzeba również umieć być poza boiskiem. Ktoś kiedyś powiedział, że najlepsi zawodnicy to ci mniej rozgarnięci, tacy, którzy na murawie niewiele myślą i szybko podejmują decyzję. Ja jednak zupełnie się z tym nie zgadzam. Małecki swoimi wypowiedziami wizerunkowo stracił bowiem bardzo dużo, a żeby znów zaczęło się o nim mówić dobrze, musi zacząć wykonywać pewną czynność, kosztem innej. Więcej grać, a mniej gadać. Bo jak ktoś nie ma nic mądrego do powiedzenia, to powinien siedzieć cicho.
WIKTOR DYNDA
fot. sport.banzaj.pl