Z Kabla Kraków do reprezentacji Polski. Barwna historia Piotra Gizy

Ostatnio myślałem trochę nad cyklem „Spalonego kotleta” i doszedłem do wniosku, że od czasu do czasu, pod nieco zmienionym szyldem, będę przypominał też kariery solidnych ligowców, którzy dysponowali naprawdę sporymi umiejętnościami, ale od których opinia publiczna nie wymagała niczego ponad stan. Jednym z przykładów takich zawodników jest właśnie Piotr Giza, ot niezły ofensywny pomocnik, który miał swoje pięć minut i po jakimś czasie odszedł w cień, szykując miejsce następcom. Piłkarzy takich jak on było całkiem sporo, więc i z kolejnymi odcinkami tego cyklu nie powinno być większych problemów. Taką przynajmniej mam nadzieję.

„Gizmo” urodził się 28 lutego 1980 roku w Krakowie. Jako ośmiolatek trafił do juniorskiej drużyny miejscowego Kabla, z czasem zaliczył krótką przygodę z Wisłą, by w 1997 roku dołączyć do seniorów tego pierwszego zespołu, występującego wówczas w III lidze. W 2000 roku Giza przeniósł się do Świtu Krzeszowice, grającego w tej samej klasie rozgrywkowej. W drużynie, którą kilka lat wcześniej prowadził Adam Nawałka został do 2002 roku – wtedy Świt występował już o klasę niżej – kiedy to do siebie ściągnęła go Cracovia, będąca wówczas również na trzecim szczeblu rozgrywek.

Z Gizą w składzie „Pasy” szybko awansowały do II ligi, a w sezonie 2003/04 – kiedy były jej beniaminkiem – zajęły trzecie miejsce, uprawniające do gry w barażach o Ekstraklasę. Nasz bohater wydatnie się do tego sukcesu przyczynił, występując we wszystkich 32 meczach Cracovii, w których strzelił aż 8 goli. Lepszym strzelcem w drużynie od niego okazał się tylko Piotr Bania. Cracovia w cuglach wygrała baraż z Polkowicami (8:0 w dwumeczu) i z przytupem wróciła do Ekstraklasy, której sponsorem była wówczas Idea.

W sezon 2004/05 „Gizmo” wszedł jak w masło. Pach, pach, pach – po jedenastu kolejkach piłkarz miał już na koncie 3 gole i 4 asysty, a jego Cracovia plasowała się na piątym miejscu w tabeli. Świetną formę pomocnika „Pasów” dostrzegł ówczesny selekcjoner reprezentacji Polski, Paweł Janas, który w lutym 2005 roku powołał Gizę na spotkanie piłkarzy występujących w polskiej lidze z białoruską młodzieżówką, w którym ten strzelił gola. Chwilę później zawodnik został nominowany w dwóch kategoriach do Piłkarskich Oscarów („Odkrycie Roku” i „Idealna Bramka Roku”). Pomocnik „Pasów” – mimo że był faworytem w obu tych kategoriach – ostatecznie zwyciężył w tylko tej drugiej, za fenomenalną bramkę w meczu z Polonią Warszawa. Odkryciem roku wybrano zaś Marcina Smolińskiego z Legii.

W połowie marca Giza otrzymał kolejne powołanie od Janasa, tym razem już bardziej poważne, na eliminacyjne mecze z Azerbejdżanem i Irlandią Północną. Decyzja naszego selekcjonera mogła dziwić o tyle, że w tamtym momencie Ekstraklasa nie wznowiła jeszcze rozgrywek i o aktualnej formie „Gizma” mógł on tylko poczytać z gazet.

Piotrek to duży talent piłkarski i dobrze się stało, że trener Janas go zauważył. Treningi z kadrowiczami na pewno dużo mu dadzą. Musi się jeszcze sporo uczyć, a w kadrze ma dobre wzory do naśladowania. Chciałbym, aby w reprezentacji Polski zdobył tak pięknego gola jak w meczu z Polonią.

Wojciech Stawowy, ówczesny trener Cracovii

Ostatecznie Giza zadebiutował w reprezentacji trochę później, bo pod koniec kwietnia w towarzyskim meczu z Meksykiem. Wiosną piłkarz spuścił nieco z tonu, ale końcówka sezonu była dla niego całkiem udana. Ostatecznie, „Pasy” finiszowały w Ekstraklasie na piątym miejscu, a „Gizmo” z pięcioma golami i sześcioma asystami na koncie.

W nowym sezonie zawodnik niemal od początku zmagał się z urazem kolana, który wyeliminował go z gry na dwie kolejki, i z którym Giza grał niemal przez całą rundę jesienną. Rzecz jasna przyczyniło się to do jego nieco słabszej dyspozycji. Jednak mimo tego pomocnik „Pasów” w listopadzie zaliczył swój kolejny mecz w kadrze – tym razem z Estonią – a w grudniu otrzymał powołanie na mecz Polski B ze Szkocją, w którym jednak z powodu wspomnianego urazu nie wystąpił.

Wiosną „Gizmo” wrócił do formy, ale Cracovia prezentowała się katastrofalnie – w ośmiu meczach 2006 roku zdobyła tylko dwa punkty i cztery gole, a czołówka odjechała jej już na dobre. W międzyczasie Piotr zanotował kolejny występ w „Biało-Czerwonych” barwach – w towarzyskim starciu z Arabią Saudyjską – w którym na boisku pojawił się w drugiej połowie. Sam nie był jednak z siebie zadowolony, bo wówczas stwierdził, że kolejne powołania do będą dla niego zaskoczeniem. Ligowy sezon „Pasy” tym razem zakończyły na ósmej pozycji, a Giza z dorobkiem czterech goli i trzech asyst. W maju pomocnik Cracovii otrzymał kolejne powołanie, tym razem na sparing z Wyspami Owczymi, który miał być ostatnim testem kadry przed MŚ w Niemczech. Giza zagrał w nim niespełna pół godziny i dość niespodziewanie… otrzymał powołanie na mundial.

Byłem pewien, że Paweł Janas już nie bierze mnie pod uwagę. Nie oglądałem nawet losowania, bo razem z narzeczoną rozwoziłem zaproszenia na wesele. O tym, że jestem w kadrze, dowiedziałem się od kolegi z Cracovii, Piotrka Bani. Myślałem, że koledzy robią sobie ze mnie żarty, ale potem zostałem zasypany następnymi telefonami i esemesami. Sen stał się jawą. Prezent ślubny już dostałem, lepszy, niż mogłem sobie wymarzyć.

Piotr Giza w maju 2006 r.

Jeszcze przed rozpoczęciem turnieju piłkarz przedłużył kontrakt z Cracovią do 2010 roku. W kolejnych rozmowach zszokowany powołaniem na MŚ Giza mówił, że na 1 lipca zaplanował sobie ślub, ale tego dnia przypadał termin rozgrywania ćwierćfinałów: Jeśli będzie trzeba, to ślub się przełoży – odpowiadał wówczas uradowany. Niestety, na ziemię został sprowadzony równie boleśnie, jak cały naród, bo Polacy na mundialu nie wyszli z grupy, a dodatkowo „Gizmo” nie zagrał na nim choćby minuty.

Kolejne powołanie dla zawodnika – już od Leo Beenhakkera – przyszło dopiero we wrześniu, a wcześniej zaliczył on świetny start sezonu 2006/07 w Ekstraklasie. 3 gole i 1 asysta w Ekstraklasie – to właśnie Giza był wówczas najefektywniejszym piłkarzem Cracovii. Do kadry pomocnik był powoływany, ale niewiele z tego wynikało, bo na kolejny – ostatni już – występ w reprezentacji musiał poczekać do grudnia, kiedy „Biało-Czerwoni” grali sparing z ZEA. Giza od samego początku nie był ulubieńcem holenderskiego selekcjonera, który w przyszłości zdecydował się już po niego nie sięgać.

Wiosnę „Gizmo” – mimo konfliktu z nowym trenerem – miał całkiem udaną, strzelał i podawał, a Cracovia grała i zwyciężała. Na tyle dobrze i na tyle często, że sezon 2006/07 kończyła na czwartym miejscu w Ekstraklasie. Wspomnianym nowym opiekunem „Pasów” wiosną był już Stefan Majewski, który na tym stanowisku zastąpił Stefana Białasa. Świetna forma Gizy – 7 goli i 5 asyst w całych rozgrywkach – została zauważona przez działaczy Legii, którzy umieścili go na swojej liście celów transferowych. Sam piłkarz z kolei na chłodno przeanalizował swoją karierę reprezentacyjną i przyznał, że nie wykorzystał szansy w drużynie narodowej.

Latem 2007 roku piłkarz był łakomym kąskiem na rynku transferowym, wszak w Cracovii nie dogadywał się z Majewskim. Chętnych, by go zatrudnić było kilku, w tym ligowi potentaci – Legia, Wisła i Lech. Za Gizę pojawiła się też oferta z Rapidu Bukareszt, klub zaprosił go na testy medyczne, a na swojej stronie internetowej poinformował nawet o swoim nowym nabytku. Polak ostatecznie odmówił jednak rumuńskim działaczom, bo w ostatniej chwili otrzymał atrakcyjniejszą finansowo ofertę z Polski. Kto wie, jak potoczyłyby się jego losy, gdyby wówczas wyjechał za granicę… Pod koniec lipca „Gizmo” związał się roczną umową z Legią, która z Cracovii wypożyczyła go za 100 tysięcy euro. Jeśli po tym okresie byłaby zainteresowana jego wykupieniem, musiałaby wyłożyć na stół dodatkowe 400 tysięcy.

Piotr ma dobrze rozegrać stały fragment i uderzyć z dystansu. Dlatego będę tolerował jego zaangażowanie na poziomie 60 procent w ofensywie i 40 procent w destrukcji. Aleksandar Vuković grał tak w poprzednim roku, a teraz zmieni proporcje i będzie harował głównie w defensywie. Roger świetnie uzupełni tę dwójkę, mam do dyspozycji tercet, który może zawojować ligę.

Jan Urban w lipcu 2007 r.

W Warszawie Giza odnalazł się przyzwoicie, choć po niezłym początku z czasem obniżył loty. Zarzucano mu, że jako ofensywny pomocnik ma za słabe liczby (2 gole, 2 asysty jesienią), a w mediach zaczęto żartować, że z taką celnością lepiej sprawdziłby się w rugby, gdzie bramki usadowione są na wyższej wysokości. W międzyczasie pojawił się również w Lidze+ Extra, gdzie w ostrych słowach wypowiedział się na temat Stefana Majewskiego. Legia również prezentowała się przeciętnie, w trakcie rundy zaliczając niechlubną passę trzech porażek z rzędu na wyjeździe. Jesień kończyła co prawda na drugim miejscu w tabeli, ale aż z dziesięciopunktową stratą do Wisły.

Swą strzelecką niemoc Giza przełamał dopiero 22 marca 2008 roku, kiedy trafił do siatki w ligowym klasyku z Widzewem. W poprzedniej kolejce zaliczył asystę w starciu z Zagłębiem, co powtórzył tydzień później z Koroną. Gdy wydawało się, że jego forma rośnie, dopadło go przeziębienie, a 12 kwietnia kontuzja mięśnia przywodziciela, która wykluczyła „Gizma” z gry do końca sezonu. Sezonu, w którym popisał się przeciętnymi statystykami (3 gole i 4 asysty w 24 meczach), który Legia zakończyła z wicemistrzostwem kraju i Pucharem Polski, i wreszcie sezonu, po którym w Warszawie zdecydowano się wykupić Gizę z Cracovii. Oprócz niego, do Legii na stałe dołączyli Takesure Chinyama i Inaki Astiz.

Rozgrywki 2007/08 były piłkarz Cracovii rozpoczął jako rezerwowy klubu ze stolicy. Jan Urban podkreślał, że zawodnik ma problemy pod względem psychicznym, co skutkowało małą liczbą minut spędzonych przez niego na boisku. Jedną z bramek jesienią Giza zdobył w spotkaniu z… Cracovią, w którym jednak również pojawił się na placu na ostatni kwadrans. Niewiele to jednak zmieniło, „Gizmo” z czasem wypadł z meczowej osiemnastki Legii, a szanse dostawał tylko w Pucharze Ekstraklasy. Do łask Jana Urbana wrócił  w Mikołajki, kiedy wszedł w końcówce meczu z Bełchatowem i kilkanaście minut później ustalił wynik spotkania na 3:0.

Początek sezonu nie był dla mnie udany. Trenerzy dawali mi szanse jedynie w rozgrywkach o Puchar Ekstraklasy. Jednak końcówkę roku mogę oceniać pozytywnie. W meczach przeciwko Jagiellonii i GKS-owi Bełchatów strzeliłem bramki. Bardzo się cieszę również z wczorajszego trafienia. Mam nadzieję, że jest to dobry prognostyk przed nadchodzącą rundą wiosenną.

Piotr Giza w styczniu 2009 r.

I faktycznie, wiosnę 2009 Giza miał całkiem udaną. Strzelił trzy gole, zaliczył dwie asysty i grał w każdym meczu od pierwszej minuty, poza ostatnim spotkaniem sezonu z Ruchem, kiedy to z występu wykluczyła go kontuzja kolana. Legia wiosną jednak roztrwoniła trzypunktową przewagę nad Wisłą, i mimo że wyprzedziła Lecha, to ponownie finiszowała tuż za plecami „Białej Gwiazdy”. Giza po tym sezonie mógł się pochwalić wynikiem 5 goli i 2 asyst w 22 meczach.

Kolejny sezon to już jednak spory zjazd „Gizma”. Jesienią w większości meczów był jeszcze podstawowym graczem Legii, ale dawał drużynie niewiele, w dodatku w listopadzie złamał żebro i przymusowa była kilkutygodniowa przerwa. Wiosną prezentował się równie słabo i po początku, kiedy dostawał szanse w końcówkach, w połowie rundy powędrował na trybun i do końca sezonu już się z nich nie podniósł. 19 meczów, 0 goli i 1 asysta – czas Gizy w Legii powoli dobiegał końca.

Jesienią rozgrywek 2010/11 pomocnik wciąż był piłkarzem klubu ze stolicy, mimo że w sierpniu zainteresowanie nim wyraziła ponoć Polonia Bytom. Giza przez pół roku w Ekstraklasie zagrał tylko trzy minuty, a w połowie września, na wniosek Macieja Skorży razem z Maciejem Iwańskim i Jakubem Wawrzyniakiem został przesunięty do rezerw. Na początku października Legia za porozumieniem rozwiązała z nim kontrakt. Natychmiast pojawiło się zainteresowanie Cracovii, której w grudniu „Gizmo” faktycznie został zawodnikiem. Wiosną zagrał zaledwie w pięciu meczach „Pasów”, bo wyraźnie przegrywał rywalizację z Mateuszem Klichem i Aleksandru Suworowem. Po zakończeniu sezonu ponownie został więc piłkarzem z kartą na ręku.

Runda wiosenna sezonu 2010/11 była ostatnią dla Piotra Gizy w roli profesjonalnego piłkarza. Mimo że – jak sam mówił – miał wówczas oferty z klubów Ekstraklasy, z uwagi na problemy z kręgosłupem postanowił zawiesić swoją karierę. W 2012 roku został trenerem Jubilata Izdebnik, zaś rok później posadę tę sprawował w piątoligowej Skawince Skawina. Jak sam przyznaje, chciałby w przyszłości pracować jako szkoleniowiec, ale chciałby też tego fachu uczyć się krok po kroku, od najniższych lig.

Piotr Giza – sami przyznacie - nie jest zmarnowanym talentem, nie można o nim mówić, że przez pewne nieprzemyślane decyzje zahamował swoją karierę. Sam twierdzi, że wycisnął z niej maksimum. I mimo że nie jest on typowym „Spalonym kotletem”, to fajnie było znów przypomnieć sobie historię chłopaka, który z Kabla Kraków doczłapał się do wyjazdu z reprezentacją na mistrzostwa świata.

WIKTOR DYNDA

fot. Norbert Barczyk/Pressfocus

Pin It