Warszawski raper Cywil: W Polsce próbowano wymienić kibiców – zmienili się prezesi i zarządy

W tym tygodniu wyszedł jego nowy numer, który od razu wylądował na największych portalach hiphopowych. Kilka miesięcy wcześniej w programie Żywy Rap, jak sam przyznaje – na jawie spełniały się jego młodzieńcze marzenia. Na stojąco oklaskiwali go idole z dzieciństwa, a wśród nich m.in. słynny Rychu Peja. Ostatecznie dotarł tam aż do samego finału. Warszawski raper Cywil, bo o nim mowa, to nie tylko muzyk, ale i piłkarski fan albo raczej fanatyk. Otwarcie przyznaje się komu kibicuje i ,jak sam mówi ,nie boi się, że zrazi tym kibiców innych drużyn, bo fanatyzm łączy ponad podziałami. Z Cywilem pogadaliśmy dziś nie tylko o fanatyzmie, kibicach i życiowych wartościach, ale też o samych piłkarzach, ich przywiązaniu do barw klubowych i nastawieniu do reprezentacji Polski i Białego Orzełka.

***

2 czerwca, gdy w Warszawie odbywała się feta z okazji zdobycia przez Legię mistrzostwa Polski, napisałeś na swoim fanpage’u, że jedyny słuszny numer na dziś to legijne „Mamy w kodach DNA”. Na koncertach zdarza ci się występować w bluzie czy koszulkach Legii. Nie boisz się, że to może zniechęcić do Ciebie kibiców innych drużyn?

Szczerze, to zastanawiałem się, czy to wrzucać, bałem się, że może zostać negatywne odebrane. No, ale jeżeli ktoś  podchodzi do sprawy w taki sam sposób jak ja, powiedzmy, zdroworozsądkowy, to nie będzie oceniał mojej twórczości przez pryzmat tego, komu kibicuję. W ogóle chciałbym, żeby w ten sam sposób myśleli moi fani. To do takich ludzi skierowana jest moja muzyka. Jeśli komuś się nie podoba, może odlajkować mój profil. Chciałbym, żeby moi słuchacze rozumieli to w taki sam sposób, co ja. Mimo że jestem fanatycznym kibicem Legii, to jednak za wspieranie innej drużynie nie będę nikogo oceniał, a tym bardziej potępiał. A co do samej bluzy, to umówmy się – w Łodzi bym w niej nie zagrał (śmiech).

Z tego, co mówisz, wynika, że twoim zdaniem, fanatyzm piłkarski może łączyć ponad podziałami klubowymi?

Zdecydowanie. Chciałbym nawet, żeby tak było, ale jednak w Polsce jesteśmy dalecy od takiego myślenia. Nie mam tu na myśli  kultury kibicowania, bo nie będę ściemniał, sam lubię zbluzgać kibiców przeciwnika, ale tu chodzi o to, żeby to pozostawało tylko w tej sferze. Na stadionie możemy być wrogami, ale to nie może przekładać się na codzienne, życiowe relacje. Z jednej strony, jesteśmy na przeciwnych biegunach, a z drugiej – łączy nas zamiłowanie do klubu. Ponad podziałami.

Ponad wszelkimi podziałami? To w takim razie bliżej ci do fanatyka Polonii, czy kogoś kto po prostu ma gdzieś piłkę i kibicowanie?

Bardzo dobre, chociaż niezbyt poprawne politycznie pytanie. Ujmijmy to tak: jestem fanem klubu z Łazienkowskiej, a kibice Polonii Warszawa wnoszą dużo frajdy, chociaż nie, frajda  to złe słowo – powiedzmy, że wnoszą barwy  w życie kibiców Legii…

Ok, nie drążę. Co w takim razie z osobami, które piłką i kibicami nie interesują się w ogóle. Jak one mogą odbierać całą otoczkę wokół stadionowego fanatyzmu?

Niestety, fanatyzm w Polsce jest postrzegany bardzo źle i negatywnie, co jest kompletnie nieuzasadnione i bardzo mnie boli.  Bo sam fanatyzm może mieć dwa wymiary. Pozytywny i negatywny. Dopóki to wszystko jest w granicach zdrowego rozsądku i nikomu nie dzieje się krzywda – jest ok. Niestety, niektórzy wciąż myślą, że na naszych stadionach odbywają się dantejskie sceny.

Co  w takim razie ma wpływ na ten negatywny wizerunek?

W dużej mierze ludzie, którzy oceniają ogół kibiców na podstawie jednostek. Często stawiają znak równości pomiędzy słowami kibol i fanatyk. Przyczyną jest niewiedza i durne stereotypy. Do tego wchodzi jeszcze polityka, media. I tak powstają mity.

Wspomniałeś o polityce…

Owszem, nieprzypadkowo, bo bardzo nie lubię mieszania jej zarówno do sportu, jak i innych dziedzin życia. W naszym kraju polityka budzi z reguły silne, skrajne, a często i chore emocje, a jestem w stu procentach pewien, że te akurat w sporcie są kompletnie niepotrzebne.

A kibice sami nie dają się niejako wplątać w takie działania?

Dla przykładu weźmy stowarzyszenie kibiców Legii. Część osób zarzuca, ze jest upolitycznione, a przecież większość akcji jest, mierząc obiektywnymi ramami, słuszna i potrzebna. Organizacja opraw, dopingu, nie mówiąc już o obchodach rocznic świąt państwowych – to wszystko jest pozytywne i dalekie od polityki. Błędy zdarzają się wszędzie – kibice, tak jak inni ludzie, nie są idealni, wszystkim zdarzają się wpadki. A skoro już jesteśmy przy Legii, to szczególnie ostatnio właśnie na Łazienkowskiej naprawdę fajnie to wygląda, jeśli chodzi o współpracę z kibicami.

Na ile wpływ na to miały zmiany w zarządzie klubu?

Oj, miały, i to ogromny. To główny powód, dla którego wkroczono na dobrą drogę. Dotychczas wszyscy starali się uprzykrzać życie kibicom, a teraz w końcu, po latach sporów, kibice i klub stanowią jakby jedną wspólną linię frontu. Niestety, cały czas pozostaje druga linia, którą dowodzą wojewoda czy czasami też policja, którzy koniecznie chcą się znaleźć na pierwszych stronach gazet…

Zatrzymajmy się na chwilę przy kibicach Legii.  Można powiedzieć, że wystarczył jeden człowiek na właściwym miejscu, żeby to wszystko poukładać?

Powiem tak – najważniejsza jest chęć. Pojawił się gość z charyzmą, który umiał wszystkich za sobą pociągnąć. Póki co, to wystarcza.

Pada wiele opinii, głównie ze strony dziennikarzy, że ta zgoda jednak nic nie znaczy, bo ci kibice są jak tykająca bomba…

Nie, nie zgodzę się. I to zdecydowanie. Wydaje mi się, że właśnie prezes Leśnodorski patrzy na to wszystko w bardziej nowoczesny sposób niż większość dziennikarzy i pseudospecjalistów. Stawia się w roli kibiców i potrafi zrozumieć ich oczekiwania. Weźmy np. race – nikt w klubie już nie gada pierdół, że są jakimś niewyobrażalnym narzędziem zbrodni, a ich odpalenie to wielkie przestępstwo. Dzięki Bogu, że ktoś taki się znalazł, bo gdyby nie, to przez całe życie musielibyśmy pokornie słuchać oklepanych tekstów, jak to na polskich stadionach jest niebezpiecznie. Pojawił się też nowy prezes PZPN, który również  podchodzi do tego z głową. Można powiedzieć, że pewna próba wymiany kibiców w Polsce się nie udała. Części przychodzących na stadiony w pewnym momencie, parę lat temu, próbowano się pozbyć. Na szczęście,  to się nie powiodło. Ktoś przejrzał na oczy i zobaczył, ze nie trzeba ich przepędzać, a wręcz przeciwnie – można z nimi współpracować. I co się stało?

Na Legii zamiast kibiców wymieniono zarząd….

Dokładnie! Na taki, który potrafił się z nimi dogadać. To chyba dobitnie pokazuje, gdzie drzemie większa siła i potencjał.

Czy w ogóle w Polsce sukces piłkarski bez fanatycznych kibiców jest możliwy?

Chyba tylko wtedy,  gdyby pojawił się jakiś szejk arabski. Ale wątpię, żeby ludzie w Polsce chcieli kibicować takiemu tworowi. A tak na serio, dotychczas to raczej kibice uzupełniają braki w charakterze czy umiejętnościach piłkarzy.

Zostawmy już fanatyzm, przejdźmy do samego futbolu. Wspomniałeś o charakterze piłkarzy, a właściwie o jego braku…

Tak,  głównie chodzi tu o podejście do zawodu. To właśnie jest w tym wypadku kluczowe. Oni traktują futbol jako źródło zarobków i , mimo że zgarniają ogromne pieniądze,  nie zawsze zostawiają serce na boisku. Chociaż nie możemy uogólniać, jest naprawdę bardzo wielu, którzy się angażują.

Na przykład?

Marek Saganowski, Sebastian Mila, Radosław Sobolewski. Niestety, po chwili namysłu sam zauważam, że to głównie ci starsi zawodnicy. Powiedzmy, że poprzednie pokolenie. Jeśli chodzi o młodych, to niestety tylko paru ambitnych, jak np. taki Daniel Łukasik, czy Dominik Furman ostatnio się pojawiło. Ale zobaczymy, jak długo i oni będą chcieli się utożsamiać z klubem czy kibicami. Jak długo będzie im zależało…

Sam kiedyś grałeś w piłkę. Tobie zależało dłużej?

Zgadza się, niestety w pewnym momencie umiejętności, albo ich brak (śmiech) nie pozwoliły mi się wybić na wyższy poziom. Ale też sam znalazłem w życiu coś, czemu poświęcam się nie w 100, a w 150%. W tym wypadku to właśnie rap i muzyka. A wracając do piłki, to jestem pewny, że gdybym dostał taką szansę i powiedzmy jutro obudził się jako zajebisty piłkarz, to dawałbym z siebie tych procent 300. Szczególne obrzydzenie mnie bierze, kiedy patrzę na niektórych reprezentantów Polski…

Brakuje zaangażowania?

Brakuje? To mało powiedziane. Naprawdę, nie wiem, co oni mają w głowach. Jak można ignorować to wszystko, co się wokół nich dzieje, tych wszystkich ludzi, dla których grają, tych których reprezentują…

ROZMAWIAŁ: JAKUB FILA

Cywil i jego fanpage: https://www.facebook.com/cywilwwa?fref=ts

Pin It