TOP 13. Tym panom już dziękujemy

sikorski

Szkoleniowcy drużyn T-Mobile Ekstraklasy wciąż zasypują nas frazesami, że poziom ligi stale się podnosi, sprowadzamy coraz lepszych zawodników, szkolimy młode talenty i tym podobnymi pierdołami. Jednak nikt nie podniesie larum na temat zawodników, których czas na występy na najwyższym poziomie w Polsce się skończył. Jeden dobry sezon zagrany kilka lat temu nie zobowiązuje do ślizgania się na nazwisku do końca kariery. W dzisiejszym tekście staramy się przedstawić kilku sztandarowych profanów piłki nożnej w naszym kraju. Kolejność alfabetyczna.

1. Mehdi Ben Dhifallah (Widzew Łódź)

Jeden z największych parodystów spośród napastników ekstraklasy. Oprócz beznadziejnej skuteczności (16 meczów, 2 gole), równie beznadziejna gra aktorska. Niestety Tunezyjczyk bardziej znany jest ze swoich akrobatycznych upadków w polu karnym, niż spektakularnych trafień. W efekcie w Widzewie przegrał rywalizację z Mariuszem Stępińskim, a wiosną na boisku spędził łącznie nieco ponad 100 minut. I choć sezon 2011/12 miał całkiem udany, to po tym, co pokazywał ostatnio, nie należy mu się miejsce w drużynie ekstraklasy.

2. Grzegorz Bonin (Górnik Zabrze)

Chyba najbardziej drewniany skrzydłowy w lidze. Kilka lat temu całkiem nieźle sobie poczynał, najpierw w Koronie, a później w Górniku, ale od dwóch lat prezentowane przez Bonina zagrania zakrawają na absurd. Jesienią 2011 roku zaliczył tylko 5 meczów w Polonii, po przenosinach do Łodzi, z braku konkurencji, stał się podstawowym piłkarzem ŁKS-u, ale jego forma nie była nawet poprawna. Podobnie było w rundzie jesiennej w Szczecinie, gdzie zaliczył tylko jeden udany występ. Zimą zmienił otoczenie na Zabrze, a Adam Nawałka – zdaje się w obawie przed grą swojego klubu w europejskich pucharach – konsekwentnie wystawiał Bonina na skrzydle. Całkowicie niezgrabny, bez dynamiki, dryblingu i zwinności, które powinny charakteryzować dobrego skrzydłowego. Wiosną komplet meczów, 2 gole, 0 asyst.

3. Daniel Brud (Wisła Kraków)

Ktoś kiedyś bardzo go skrzywdził nazywając „krakowskim Gerrardem”. Pomocnik przedstawiany jako złote dziecko Akademii Wisły, nie zdołał przebić się do pierwszego składu nawet w pierwszoligowym ŁKS-ie, co idealnie podsumowuje jego umiejętności. Wiosną wrócił do Krakowa, ale dotychczas zagrał (choć bardziej odpowiednie będzie słowo wystąpił) w zaledwie jednym meczu Wisły, wchodząc w końcówce spotkania z Polonią. Dołożył do tego dwa – łącznie 74-minutowe – epizody w Pucharze Polski. Liczba spędzonych minut Bruda na boiskach ekstraklasy we właśnie zakończonych rozgrywkach, to jedna z niewielu (no dobrze, bardzo niewielu) dobrych decyzji Tomasza Kulawika. Przypuszczamy, że za Franciszka Smudy wcale lepiej nie będzie, więc od nowego sezonu – pierwsza liga jak nic.

4. Donald Djousse (Pogoń Szczecin)

Po tym, co piłkarze Pogoni prezentowali wiosną, naprawdę ciężko było nam zdecydować się na konkretne nazwisko do odstrzelenia. Jednak problem ze zdobywaniem przez tę drużynę bramek (wiosną łącznie 13 goli), leżał głównie w mizernych napastnikach, więc siłą rzeczy musiało paść na Kameruńczyka. Djousse dostał naprawdę sporo szans, przez cały sezon zagrał niemal 900 minut, strzelając przy tym 2 gole jesienią i wykazując się skutecznością jednego gola na 5 meczów. Były piłkarz Dinamo Tbilisi w Szczecinie gra już drugi rok, jednak swą nieporadnością mnóstwo razy udowadniał, że ekstraklasa to dla niego – przynajmniej na tę chwilę – za wysokie progi.

5. Bartosz Fabiniak (Pogoń Szczecin)

Być może umieszczenie go na tej liście jest działaniem nieco na wyrost, bo przecież Fabiniak W OGÓLE nie gra w Pogoni i nie musimy co tydzień oglądać jego popisów, ale przecież ten bramkarz wcale nie jest aż tak beznadziejny (a przynajmniej takie kiedyś stwarzał wrażenie). Od momentu powrotu do Szczecina (a było to już 2,5 roku temu) Fabiniak rozegrał tylko 14 (!) meczów, po czym przegrał rywalizację z Janukiewiczem i wygodnie zadomowił się na ławie. Obecnie w Pogoni jest bramkarzem numer 3, bez najmniejszych szans na regularne występy w wyjściowym składzie. Objętość sakiewki się zgadza, ale może w tym chłopaku drzemią jeszcze jakiekolwiek ambicje ? W I lidze bez problemu znalazło by się dla niego miejsce.

6. Łukasz Gikiewicz (Śląsk Wrocław)

Jego dotychczasowe poczynania to jednym słowem dramat. Gdyby Gikiewicz wykorzystał chociaż połowę sytuacji stuprocentowych, które miał, zapewne walczyłby o koronę króla strzelców z Robertem Demjanem, Sebastian Mila zamiast 12 asyst na koniec sezonu, spokojnie dobijałby do 20, a Stanislav Levy, z trzeciego miejsca w tabeli mógłby cieszyć się znacznie wcześniej, niż po klęsce w Warszawie. Ale to by było zbyt proste, więc dorobek Łukasza w tym sezonie to 5 goli w 23 meczach. Obrazkiem, który szczególnie zapadł nam w pamięci, była sytuacja z 90. minuty spotkania z Podbeskidziem. Ówczesny mistrz Polski przegrywał wówczas u siebie z murowanym kandydatem do spadku 0:1, a Gikiewicz pięknym wolejem pokonał Zajaca. Naturalnym zachowaniem napastnika w takim momencie byłoby jak najszybsze zabranie piłki z siatki i szukanie w pozostałych kilku minutach zwycięstwa, a pan Łukasz dumny ze swojego osiągnięcia podbiegł w kierunku bocznej linii celebrując tę niecodzienną sytuację. W I lidze w barwach ŁKS-u strzelił 11 goli, więc najlepiej niech zejdzie poziom niżej, by przypomnieć sobie jak się to robi.

7. Luka Gusić (Podbeskidzie Bielsko-Biała)

Ciągle młody, bo dopiero 24-letni obrońca pojawił się w ekstraklasie na początku sezonu w drużynie Jagiellonii Białystok. Nie wiemy, jak Chorwat spisywał się w swojej poprzedniej drużynie, NK Dugopolje, jednak od samego początku pobytu w Polsce prezentował mizerny poziom i Tomasz Hajto szybko pozbył się niepotrzebnego sabotażysty. Zimą chętnie przygarnęło go osłabione Podbeskidzie, które pilnie szukało wzmocnień (swoją drogą, Gusić wzmocnieniem – oksymoron) przed rundą rewanżową. Na szczęście dla kibiców „Górali” zarówno trener Kubicki, jak i Michniewicz postanowili nie wystawiać go w podstawowym składzie obok Koniecznego czy Pietrasiaka i również dzięki temu, drużyna z Bielska po heroicznej walce, zdołała utrzymać się w ekstraklasie.

8. Michał Gliwa (Zagłębie Lubin)

Drugi bramkarz w naszym zestawieniu. Naprawdę, nie rozumiemy, jak taka drużyna jak Zagłębie, aspirująca bądź co bądź do gry w europejskich pucharach (wierzymy, że lubinianie takie ambicje mają), może trzymać w bramce tak niepewnego golkipera. Gliwa jest nerwowy, często wypluwa piłkę przy niegroźnych sytuacjach i zdarza mu się bronić na notę. W lidze zagrał w 28 spotkaniach od pierwszej do ostatniej minuty i zawalił lubinianom kilka bramek. Od nowego sezonu – jeśli rzecz jasna zostanie w Zagłębiu – widzimy dla niego miejsce tylko na ławce.

9. Daniel Sikorski (Wisła Kraków)

Pewniak w notowaniu. Do Wisły sprowadził go jeszcze Michał Probierz, jak to jakiś czas temu powiedział, w celu ‚uzupełnienia składu’. Po zmianie trenera, Sikorski stał się jednak zawodnikiem, który regularnie dostawał szansę gry. Nie przełożyło się to oczywiście na liczbę strzelonych przez „Białą Gwiazdę” goli. W wywiadach napastnik dodatkowo się kompromitował, gdy na pytania dziennikarzy o niewykorzystane ‚setki’ odpowiadał, że najważniejsze, iż zdołał oddać strzał na bramkę. Wielokrotnie wyszydzany przez kibiców, ostatnio doczekał się swojej wielkiej chwili. W meczu z Legią, po blisko dwóch latach (ostatni gol 11 maja 2011 roku) pokonał bramkarza rywali. W czasie między Górnikiem a Wisłą, zwiedził też Warszawę, gdzie w meczach miejscowej Polonii nie potrafił umieścić piłki w bramce z odległości dwóch metrów. Wydaje się, że jedynym wyjściem dla Sikorskiego na pozostanie w ekstraklasie może być już tylko przesunięcie na prawą obronę.

10. Dalibor Stevanović (Śląsk Wrocław)

Jeśli ktoś po przeczytaniu tytułu był pewny co do dwóch nazwisk, nie może czuć się zawiedziony. Po Sikorskim, w tym zestawieniu MUSIELIŚMY umieścić reprezentanta Słowenii. Jego lenistwo, brak zaangażowania i kreatywności wytyka mu większość dziennikarzy sportowych w Polsce. Stevanović snuje się po boisku, czasem człapie, odegra do najbliższego zawodnika (nie daj Boże żeby stał gdzieś z przodu! ) i na tym kończy się jego pomysł na grę. Jego koronną akcję, powrót pod własne pole karne w meczu z Flotą, a także całkiem niedawno z Lechem i Legią, widzieli wszyscy interesujący się piłką w Polsce ludzie. Tylko nie trener Levy, który konsekwentnie wystawiał Słoweńca w pierwszym składzie, pomijając zdecydowanie lepszego Elsnera. Gwoli ścisłości, jego statystyki w tym sezonie: 18 meczów, 2 gole (w tym jeden z karnego). I pomyśleć, że do Polski Dalibor przychodził jako ofensywny pomocnik.

11. Łukasz Tymiński (Ruch Chorzów)

Środkowy pomocnik, który zimą przeniósł się z Białegostoku do Chorzowa, gdzie prezentuje się równie źle. Zdaję sobie sprawę, że Tymiński ma ‘tylko’23 lata, należy go ogrywać, dawać szansę, bla bla bla, ale ten chłopak w tym sezonie wystąpił już w 21 meczach i naprawdę ciężko jest nam go pochwalić za cokolwiek. W tej rundzie szczególnie skupiliśmy się na jego grze przy okazji meczów chorzowian, ale udane zagrania Łukasza w dziewięciu występach wiosną można policzyć na palcach jednej ręki. Drybling, kreatywność, strzał z dystansu, rozegranie – wszystko u niego leży. Najlepszym rozwiązaniem po sezonie wydaje się wypożyczenie do I ligi.

12. Ugochukwu Ukah (Jagiellonia Białystok)

Nie ma wątpliwości – Nigeryjczyk najlepsze lata swojej kariery ma już za sobą. W tym sezonie zagrał co prawda aż w 23 meczach Jagiellonii, ale ciężko powiedzieć, by jego obecność na boisku pomogła drużynie. Ostatnio przez trenera Hajtę wystawiany na prawej stronie obrony, gdzie spisuje się jeszcze nędzniej. Mało zwrotny, ociężały, niepotrafiący rozegrać piłki, mówiąc w skrócie – środkowy defensor starego pokolenia sensu stricto. Najlepszym podsumowaniem niech będzie liczba straconych przez Jagę w tym sezonie bramek – 45 (tylko Ruch ma w tej statystyce gorszy wynik). Nie mielibyśmy nic przeciwko, gdyby w meczach Pszczółek w kolejnej rundzie, Ukah zajął miejsce kilka metrów od bocznej linii. Najlepiej siedzące.

13. Tomasz Zahorski (Górnik Zabrze)

Piłkarz w 2008 roku powołany na Euro, w obecnym sezonie wystąpił w dwunastu meczach (4 w Jagielloni i 8 w Górniku) aż jednokrotnie wpisując się na listę strzelców. Stwierdzenie, że jest to dorobek przeciętny byłoby eufemizmem, więc nazywajmy rzeczy po imieniu. „Zahor” najlepsze lata ma już za sobą, poznali się na nim w Duisburgu, poznali w Białymstoku i pewnie poznają i w Zabrzu. Adam Nawałka wydaje się być gościem mającym głowę na karku, więc latem liczymy na pożegnanie się Górnika z niepotrzebnym balastem. W obecnej dyspozycji miałby problem wejść do pierwszego składu Olimpii Grudziądz.

* * *

W zestawieniu oczywiście brakuje kilku zawodników, poziom naszej ligi stoi na takim poziomie, że tych nazwisk powinno być o wiele więcej. Bezcelowym jednak byłoby wypunktowywanie takich amatorów jak Yahiya czy Więzik, którzy w swoich zespołach pełnią raczej rolę statystów. Niektórym, z uwagi na dość udany finisz (Rasiak, Rachwał) postanowiliśmy dać ostatnią szansę na pokazanie pełni swoich kwalifikacji, a szczęśliwym wybrańcom życzymy powodzenia w kontynuowaniu kariery po zmianie barw klubowych.

A na koniec jeszcze jedna krótka refleksja – wyrażamy bardzo głęboką nadzieję, że piłkarze pokroju braci Mak, Jeża, Mączyńskiego czy Janoszki, w końcu pokażą swoje umiejętności częściej niż raz na siedem meczów i za rok nie będziemy musieli umieszczać ich w naszej rubryce.

WIKTOR DYNDA

Pin It