Świetne widowisko w jaskini lwa!

RONALDo Nowe San Mames w Bilbao pozostaje niezdobyte. Wcześniej podbicia baskijskiej fortecy podejmowały się już Barcelona i Atletico Madryt. Bezskutecznie. Królewscy pokonując Los Leones mogli wyprzedzić w tabeli Barcelonę i przy ewentualnej porażce Atletico objąć fotel lidera Primera Division. Nie udało się, ale remis to też sukces, bo przy tak grającym gospodarzu i przy fanatycznym ryku tysięcy zdzierających się gardeł podzielić się punktami to żaden wstyd.

HDP-RGOL-640x120

Athletic Bilbao – Real Madryt 1:1

0:1 Jese Rodriguez 66′
1:1 Ibai Gomez 74′

***

Od samego początku gospodarze narzucili wysokie tempo spotkania. Atakowali, szarpali i stosowali przeróżne kombinacyjne akcje. Real Madryt przez niemal całą pierwszą połowę nie mógł się odnaleźć na boisku, żeby nie powiedzieć, że wszyscy jego piłkarze błądzili jak dzieci we mgle. Królewscy co rusz tracili piłkę, a gdy któryś z graczy w białych koszulkach miał choćby odrobinę wolnej przestrzeni  z piłką, z odsieczą przychodzili waleczni Baskowie. Wraz z rozpoczęciem drugiej połowy goście ruszyli z kopyta i chyba wzięli sobie do serca to, co powiedział im w szatni Carlo Ancelotti, a gospodarze stopniowo zaczynali słabnąć. Taka huśtawka przyniosła pożądane przez Merengues efekty – w 66. minucie po centrze Cristiano Ronaldo wyjątkowo nieczystym zagraniem piłkę do siatki wepchnął Jese – ten, który, zdaje się, ma papiery na ratowanie Realowi skóry w tym sezonie. Radość nie trwała długo, bo Ibai Gomez doskonale ułożoną stopą skierował piłkę do bramki Diego Lopeza strzałem zza pola karnego już osiem minut później. Wyraźnie obok spotkania przeszedł dziś Cristiano Ronaldo, który całe spotkanie był nerwowy, spięty i  zaskakująco bezradny – daleki od dyspozycji, którą zasłużył sobie na Złotą Piłkę. Ponurym podsumowaniem jego występu jest czerwona kartka, którą otrzymał w 76. minucie, choć Gurpegiemu, rzekomo uderzonemu przez Portugalczyka, z pewnością daleko do aktorskiego kunsztu godnego adeptów łódzkiej „filmówki”.

Twierdza u podnóża Pirenejów nadal pozostaje niezdobyta. Athletic Bilbao po raz udowodnił, że obok Atletico Madryt jest najgroźniejszym przeciwnikiem dla dwóch hiszpańskich gigantów. Baskowie nie tylko zagrali bez kompleksów, ale konsekwencją w grze i walecznością przyćmili madryckiego Goliata. Atletico pozostaje samodzielnym liderem Primera Division i choć czuje oddech Realu i Barcelony na plecach, to podopieczni Diego Simeone rozdają w tej chwili karty.

MARIUSZ JAROŃ

fot.: athleticbilbao.pl

HDP-RGOL-640x120

Pin It