Prosto z krzyża na boisko

734325_345635555537795_918718066_n Rzeczywistość ponownie okazała się brutalna dla „Orłów Fornalika”. Kibice spodziewali się walki o każdy centymetr boiska, natomiast ich pupile na boisku zafundowali sobie – nie bójmy się użyć tego słowa – spacerek.

Naczelnym szydercom przybyło mnóstwo argumentów po kiepskim występie kadry w spotkaniu z Ukrainą. Pojawiły się złośliwe komentarze, że jedynym polskim piłkarzem, który coś pokazał na Stadionie Narodowym był Jakub Kosecki. Obciach zapewne byłby jeszcze większy, gdyby pokazał coś jeszcze, ale na szczęście pokazał tylko tyłek.

Pozostała część drużyny zbieraniny prowadzonej przez pana od w-fu (tak w kuluarach mówi się na Waldemara Fornalika) stanowiła jedynie tło dla o niebo lepiej prezentujących się w każdym elemencie gry Ukraińców. Obrońcy reprezentacji Polski wyglądali jakby dopiero co zostali zdjęci z krzyża. Już od pierwszych sekund gry mieli ogromne problemy z utrzymaniem koncentracji. Komunikacja w linii defensywnej wyraźnie szwankowała, a błędy popełniane w kryciu były po prostu karygodne, niegodne meczu w ramach eliminacji do mistrzostw świata. W grze Polaków brakowało przede wszystkim tego, czego zabraknąć nie powinno nigdy – zaangażowania, chęci walki. Dla kibica typu Janusz to grzechy niewybaczalne.

Aż strach pomyśleć w jakiej formie musi być obecnie Jakub Wawrzyniak, jeden z nielicznych przedstawicieli T-Mobile Ekstraklasy w reprezentacji. Sebastian Boenisch był kompletnie  bezproduktywny w swoich działaniach. Chyba nie będzie przesadą, jeśli napiszę, że biegał po murawie niczym dziecko we mgle. Nic więc dziwnego, że piłkarzom rywali zostawiał tak mnóstwo wolnej przestrzeni.

Nie wiem, czy najgorszy na placu był Kamil Glik, ale jego błędy były chyba najbardziej kosztowne. Nie chcę się też pastwić za wiele nad Marcinem Wasilewskim, bo ktoś go do tej kadry jednak powołał, ale okres tego pana w drużynie narodowej już się skończył. Zwrotność tankowca, szybkość zagrań rodem z ligi emerytów i rencistów. Tak najkrócej można podsumować grę „Wasyla”. Za zasługi to się leży przecież na Powązkach. Dlaczego nie potrafi tego zrozumieć szkoleniowiec polskiej ekipy? To właśnie w trudnych chwilach selekcjoner powinien odcisnąć swoje piętno na zespole. I pewnie by to zrobił, ale nie ma on znaczącego wpływu na swoich podopiecznych, którzy nie chcą/nie będą za niego umierać. Brakuje mu autorytetu. A tego niestety nie da się kupić na bazarze.

***

Tym razem poczynania biało-czerwonych oglądałem w telewizji, słuchając komentarza osławionego Dariusza Szpakowskiego. Przykład tego sympatycznego komentatora to najbardziej dobitny argument za tym, aby możliwie zmniejszyć wiek emerytalny dla osób zatrudnionych w Polsce.

***

Na koniec mały dowcip. – Wiecie, dlaczego zając jak biegnie, to się śmieje? – Bo go trawa po jajach gilgocze.

KONRAD „KAZ” KAŹMIERCZAK

Pin It