Pokłosie ustawy hazardowej

dsc_0004 Polskie państwo traci miliony. Taki jest skutek wprowadzonych nieudolnie regulacji, które miały zakazać organizacji i uczestnictwa w grach w internecie…

***

Zaczęło się od ujawnienia przez „Rzeczpospolitą” lobbingu politycznego.  Mały kamyk wywołał lawinę, której skutki odczuwamy do dziś. Wprowadzona naprędce w 2009 ustawa hazardowa, a następnie dwa lata później jej nowelizacja miała zakazać organizacji i uczestnictwa w grach w internecie. Wyjątkiem od reguły są tak zwane zakłady wzajemne polegające na obstawianiu rezultatów wyników zawodów sportowych. Po wydaniu 810 tysięcy złoty na sześcioletnią licencję wydawaną przez Ministerstwo Finansów i zabezpieczenie można w Polsce legalnie prowadzić działalność bukmacherską.

Zmiany te sprawiły, że tylko trzech operatorów w naszym kraju tworzy rynek onshore.  Fortuna, STS i Millenium mają razem ok. 9% rynku online, jeśli weźmiemy pod uwagę wskaźnik przychodów pomniejszonych o wygrane, czyli tak zwane GGR.  Pozostałe 91% tworzone jest przez liczne podmioty zarejestrowane poza granicami naszego kraju. Firmy te nie płacą podatku, co przekłada się na niskie dochody uzyskiwane przez państwo z e-hazardu. Zamiast setek milionów wpływy podatkowe nie przekraczają 20 milionów rocznie. Państwo samo doprowadziło do takiej sytuacji.

Newsy, wywiady, reportaże, felietony – tylko na FootBarze! - POLUB nas i bądź z nami na Facebooku!

Ale ustawa hazardowa to nie tylko bezpośredni wpływ na polską gospodarkę. Według raportu przygotowanego przez analityków Roland Berger w 2009 roku polski futbol otrzymał od zagranicznych operatorów 40 milionów złotych. Teraz wskutek regulacji gier losowych nasza piłka wspierana jest jedynie przez STS (Lech Poznań) i Fortuna (Legia Warszawa).  Obecna sytuacja doprowadziła do stworzenia kampanii „Wróćmy do gry”.

Głównym celem akcji jest ograniczenie działań szarej strefy, lepsza kontrola rynku oraz uświadomienie społeczeństwa, że gra u zagranicznych operatorów niezarejestrowanych w Polsce jest łamaniem prawa.  Początek kampanii miał miejsce 13 lutego na stadionie Legii Warszawa, gdy odbyła się debata „Firmy bukmacherskie, a sponsoring”.

Według legalnie działających w Polsce operatorów kroki, które trzeba podjąć są proste. Blokowanie stron zagranicznych konkurentów, poszerzenie katalogu legalnych gier i zmiana wynoszącego 12% podatku od obrotów sprawiłyby, że zaobserwowano by spadek udziału offshore w zakładach wzajemnych i rejestrację niektórych zagranicznych operatów w Polsce. Wówczas większe pieniądze napływałyby do budżetu polskich klubów. Tylko, czy jest to możliwe, gdy wiceminister finansów i szef Służby Celnej wypowiada się w następujący sposób:

Spotykaliśmy się w ministerstwie z przedstawicielami branży bukmacherskiej i zapoznaliśmy się z ich uwagami do treści ustawy. Nasze stanowisko jest jasne: w Polsce nie ma akceptacji społecznej dla ograniczania dostępu do internetu w jakikolwiek sposób- traktowane jest to jako zamach na swobody obywatelskie- dlatego nie mam mowy o administracyjnym blokowaniu IP zagranicznych serwisów bukmacherskich. Podobnie jest np. w Szwecji, gdzie również nie blokuje się stron internetowych. Z drugiej strony, nie stworzymy w Polsce raju podatkowego dla działalności hazardowej.  Będziemy jednak zastanawiać się nad wprowadzeniem regulacji, które pozwolą zarejestrowanym w Polsce i płacącym tu podatki bukmacherom na skuteczniejsze konkurowanie z zagranicznymi serwisami i poprawią ich kondycję finansową (…)

Jacek Kapica

źródło: pb.pl

O całej sytuacji porozmawialiśmy z Leszkiem Habą, dyrektorem ds. rozwoju Fortuny.

W opublikowany raporcie zawarte są dwa scenariusze, którymi może podążyć Polska żeby zminimalizować rynek offshore. Który z nich jest lepszy?

Nie możemy powiedzieć, który jest lepszy.  Obydwa scenariusze są w miarę łatwe i szybkie do wprowadzenia. Autorzy raportu założyli kompromis zdając sobie sprawę z tego, że państwo polskie wiele razy opowiadało się za tym, że nie zmieni sposobu opodatkowania ani stawek podatkowych Przypomnę, że rozważane są dwa plany. Pierwszy zakłada blokowanie operatorów nielegalnych, drugi blokowanie połączone z rozszerzeniem portfolio produktów o poker. Z tych dwóch korzystniejszy jest ten drugi, bo zawiera  argument, zachęcający operatorów offshore do wystąpienia o polską licencję. Natomiast, żaden z nich nie jest idealny.

Blokowanie operatorów niekoniecznie zmniejsza rynek offshore, bo jak widać na przykładzie Francji wpłynęło to jedynie na rozwój zarejestrowanych firm.

Francuski przypadek jest najbardziej podobny do polskiego, z tego względu że jest ten sam sposób opodatkowania, czyli podatek od obrotów i jest wysoka stawka procentowa. Zakładając, że ograniczymy dostęp i rozszerzymy ofertę produktową, cudów pewnie nie będzie, ale na pewno będzie poprawa sytuacji i będą wyższe wpływy do budżetu państwa i nakłady na sport. Można sprawdzić na ilu koszulkach drużyn z Ligue 1 przewinęli się, od czasu wprowadzenia tamtejszej ustawy, BetClick i inni operatorzy, którzy w Polsce działają nielegalnie. Zobaczymy wtedy korzyści wynikające z ustawy dla sportu we Francji

W Polsce tylko STS i Fortuna sponsorują kluby piłkarskie. W wypowiedzi podczas debaty odbywającej się na stadionie Legii wspomniał Pan o kwocie 40 mln, która w 2009 była przekazywana na polski sport przez firmy offshorowe.  Jak brak tych pieniędzy wpłynął na polską piłkę?

Na pewno osoby związane ze środowiskiem sportowym lepiej odpowiedziałyby na to pytanie, z pozycji obserwatora mogę powiedzieć, że pierwsza liga, do tej pory nie znalazła nowego sponsora tytularnego, Telefonika wróciła na koszulki Wisły, bo na miejsce bet-at-home włodarze z Krakowa nie znaleźli żadnego zastępstwa. Lech Poznań też długo czekał zanim STS wszedł na miejsce BetClicka.

Jakie zmiany według Pana powinny zostać wprowadzone na przestrzeni lat, by można było powiedzieć, że część offshore została zminimalizowana?

Zawsze najlepszym rozwiązaniem w przypadku walki z szarą strefą jest zmniejszenie obciążeń, czyli w tym przypadku musielibyśmy zmniejszyć opodatkowanie legalnych bukmacherów, co przełożyło by się na wzrost konkurencyjności z szarą strefą. Kiedy ta różnica między legalnym, a nielegalnym produktem byłaby niewielka, wtedy klienci woleliby zdecydowanie grać u legalnych operatorów, niż narażać się na jakieś konsekwencje i łamać prawo, a jednocześnie operatorzy offshore dążyliby do wejścia na legalny rynek.

Ale rzadko słyszy się o sytuacjach, gdy wyciąga się konsekwencje prawne wobec graczy.

Gdyby ktoś się postarał to na pewno znalazłby takie osoby. Ale to nie o to chodzi. My nie walczymy o to, by atakować graczy, bo część tych którzy grają u nielegalnych operatorów gra i u nas.. My chcemy walczyć o normalność. Państwo polskie nam wiele razy powiedziało, że nie będzie tu raju podatkowego i nie zmieni podatków, ale też nie egzekwuje ustawy, która obowiązuje. Na braku tej egzekucji najlepiej wychodzą firmy działające poza ustawą. Ich produkt nie jest obciążony podatkiem, dzięki czemu jest atrakcyjniejszy, nie muszą mieć tak wysokich budżetów marketingowych jak wcześniej, bo nie mogą sponsorować polskich klubów, wystarczy, że zapłacą kilku ekspertom, którzy wystąpią w ich filmikach na Youtube i zachęcą do gry. Gracze i tak ich znajdą, bo w internecie wszystko da się znaleźć. Rynek hazardowy jest regulowany odrębnie w każdym kraju wspólnoty. To nie jest tak, że to co jest legalne w obszarze bukmacherki na Malcie, musi być legalne w Polsce, Francji, czy we Włoszech.  BetClick, Bwin, czy inne firmy nie kwestionują lokalnych regulacji z Francji, Włoch czy Danii.  Tylko u nas jest taka dziwna sytuacja.

TOMASZ MILESZYK

fot. wrocmydogry.pl

Newsy, wywiady, reportaże, felietony – tylko na FootBarze! - POLUB nas i bądź z nami na Facebooku!

Pin It