Piłkarz, czyli tam i z powrotem

matic Transfer Nemanji Maticia z Benfiki do Chelsea to jak dotąd najgłośniejsza i najdroższa transakcja zimowego okna transferowego – The Blues zapłacili za 25- latka ponad 20 mln funtów. Po 2,5 roku gry w Lizbonie, Serb wraca do klubu w którym kiedyś uznano go za niepotrzebnego i oddano Portugalczykom w ramach rozliczeń za transfer Davida Luiza. Ile na tej całej operacji straciła Chelsea? Pewnie kilkanaście milionów. Nie ona pierwsza – najnowsza historia futbolu zna co najmniej kilka przypadków, gdy piłkarze niegdyś żegnani bez żalu, wracali do byłego klubu jako gwiazdy.

- Długo czekałem na ten moment. Cieszę się, że spełniłem swoje marzenie i wróciłem do domu – mówił tuż po podpisaniu kontraktu z Barceloną Cesc Fabregas. To właśnie Katalończycy dokonywali w ostatnich latach najgłośniejszych transferów, których bohaterami byli piłkarze, już wcześniej występujący w barwach Blaugrany. Choć „występujący” to w tym przypadku za duże słowo. – Cesc dorastał z Barceloną, ale wielkim piłkarzem stał się dzięki Wengerowi i Arsenalowi – powiedział o swoim nowym zawodniku Pep Guardiola. Trudno się z nim nie zgodzić. Fabregas opuszczał La Masię mając ledwie 16 lat i bez żadnego doświadczenia w seniorskiej piłce. Do nowej drużyny wprowadzany był spokojnie, przez pierwszy rok przystosowując się do życia w Anglii, szlifując język i podglądając starszych kolegów. A trzeba przyznać, że miał się od kogo uczyć – w środku pola Arsenalu rządził wtedy Patrick Vieira, wspomagany przez Gilberto Silvę. Kanonierzy skończyli ligę niepokonani, zdobywając swoje ostatnie jak do tej pory mistrzostwo Anglii. Nie było ono jednak udziałem Fabregasa. Młody Hiszpan w meczu ligowym nie zagrał ani minuty, ogrywając się głównie w Pucharze Ligi.

W kolejnym sezonie Cesc szturmem wdarł się do wyjściowej jedenastki i nie oddał w niej miejsca przez następne siedem lat, z czasem stając się niekwestionowanym liderem drużyny Arsenalu. Mając 19 lat pojechał z reprezentacją Hiszpanii na Mundial do Niemiec i wystąpił w przegranym przez Kanonierów finale Ligi Mistrzów przeciwko Barcelonie. To właśnie porażki w kluczowych meczach i brak sukcesów klubowych, przyspieszyły decyzję Cesca o odejściu. – Największym jak do tej pory rozczarowaniem w mojej karierze, jest to, że nigdy nie podniosłem żadnego trofeum jako kapitan Arsenalu – mówił opuszczając Londyn. Barcelona próbowała ściągnąć go do siebie kilkakrotnie, co udało jej się latem 2011 r. Fabregas wracał do domu jako piłkarz światowej klasy, mistrz Świata i Europy. Kosztował 35 mln euro.

Jordi Alba i Gerard Pique także opuszczali Barcelonę jako nastolatkowie, bez debiutu w jej pierwszej drużynie. O ile Fabregas i Pique odchodzili do wielkich klubów, gdzie mieli szansę na szybki rozwój, tak Alba, po siedmiu latach w La Masii, trafił do drużyny UE Cornella, z którą w swoim pierwszym sezonie w jej barwach, spadł na piąty poziom rozgrywkowy. Grał jednak na tyle dobrze, że zwrócił na siebie uwagę skautów Valencii, która wykupiła go płacąc zawrotne 6 tys. euro i obiecując 10% z przyszłego transferu. Po roku spędzonym w rezerwach klubu z Estadio Mestalla i kolejnym na wypożyczeniu w Gimnasticu Tarragona, Alba zaczął budować swoją pozycję w drużynie Valencii. Niedługo później trafił do reprezentacji i zwrócił na siebie uwagę, szukającej akurat bocznego obrońcy, Barcelony. Za gracza niegdyś uznanego za nie rokującego i pożegnanego bez żalu, Blaugrana zapłaciła 14 mln euro.

young alba in barcelona

- Jestem dumny, że byłem częścią drużyny prowadzonej przez Alexa Fergusona – mówi na temat czasu spędzonego w Manchesterze United Gerard Pique. Spytany przez dziennikarzy Mundo Deportivo dlaczego odszedł z Old Trafford, odparł – Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Spędziłem za granicą cztery lata, ale to tutaj (w Barcelonie) mam rodzinę i przyjaciół. Zanim Barcelona ściągnęła go z powrotem, przez cztery sezony (w tym jeden na wypożyczeniu w Saragossie) Pique 23 razy zagrał w koszulce Czerwonych Diabłów. W rywalizacji o miejsce w jedenastce z Rio Ferdinandem i Nemanją Vidiciem nie miał żadnych szans. Przychodząc na Camp Nou, w odróżnieniu od Alby i Fabregasa, nie mógł być pewien miejsca w składzie. Szybko je jednak wywalczył, zaliczając 25 ligowych spotkań, a przede wszystkim grając w finale Ligi Mistrzów, w którym Barcelona pokonała nikogo innego jak właśnie United, 2-0. Tym samym Pique mógł się cieszyć z najważniejszego klubowego trofeum po raz drugi z rzędu, choć tym razem jego rola w tryumfie była znacznie większa – w zwycięskiej dla Czerwonych Diabłów edycji 2007/08, Hiszpan pojawił się na boisku ledwie trzy razy.

Pique w United

Zanim jednak Barcelona ponownie sprowadziła do siebie Pique, Fabregasa i Albę, zaliczyła jedną z największych transferowych wtop w historii klubu. Latem 2000 r. kontrakt z Dumą Katalonii podpisał środkowy pomocnik Gerard Lopez, reprezentant Hiszpanii i gwiazda Valencii, finalisty Ligi Mistrzów, rewelacyjnej drużyny z Claudio Lopezem, Gaizką Mendietą, czy Kily’m Gonzalesem w składzie. Transfer Gerarda miał być zadośćuczynieniem dla kibiców za sprzedaży do Realu Luisa Figo. Barcelona wygrała walkę o podpis swojego wychowanka m.in. z Interem i Manchesterem United, przelewając na konto Valencii 22 mln euro, co uczyniło Gerarda najdroższym hiszpańskim piłkarzem w historii. Lopez, który wrócił do stolicy Katalonii po trzech latach nieobecności, nigdy nie wywalczył sobie jednak pewnego miejsca w wyjściowej jedenastce Barcy. Nękany przez kontuzje i nie mogący odzyskać formy z końcowego etapu gry w Valencii, stał się łatwym celem ataków dla fanów, rozczarowanych słabymi wynikami klubu. Lukratywny pięcioletni kontrakt jednak wypełnił, po czym zostawił autograf pod kolejną umową życia, dołączając do drużyny AS Monaco. W dalszym ciągu trapiony przez kontuzje, w 2011 r. zakończył karierę, mając ledwie 32 lata.

Nie tylko Barcelona stosuje w Hiszpanii praktykę ponownego ściągania swoich byłych zawodników, choć działania Realu Madryt w tym zakresie są znacznie mniej spektakularne. Pozbywając się Daniela Carvajala, prawego obrońcy drużyny rezerw, fani Królewskich byli przekonani, że ich klub zrobił dobry interes. Tym bardziej, że Bayer Leverkusen przelał za niego na konto Realu 5 mln euro. Na wszelki wypadek, nauczone doświadczeniami z przeszłości i stratą wielu świetnych, jak się później okazało, zawodników, władze Królewskich wpisały do umowy sprzedaży klauzulę ewentualnego odkupu, ustaloną na 6,5 mln euro. Skorzystano z niej już rok później. Carvajal z miejsca stał się podstawowym obrońcą Bayeru i jednym z najlepszych w Bundeslidze. – Wiedzieliśmy, że prędzej czy później Real rozpozna jego sportową wartość. W poprzednim sezonie był na tyle przekonywujący, że ich decyzja nie jest dla nas niespodzianką – komentował powrót Hiszpana do Madrytu dyrektor sportowy Aptekarzy Rudi Voeller. Co ciekawe, 22- latek został ściągnięty z powrotem jako alternatywa dla innego zawodnika, który był bohaterem podobnej historii. 23- letni Alvaro Arbeloa opuszczał w 2006 r. Madryt mając już za sobą debiut w pierwszej drużynie i żadnych perspektyw na wywalczenie sobie w niej stałego miejsca. Wrócił po trzech latach. Co prawda nie jako gwiazda, ale zawodnik na którego zawsze można liczyć, prezentujący stały, solidny poziom. Real dużo na jego osobie nie stracił – Arbeloa odchodził do Deportivo La Coruna za 1,3 mln euro, Królewscy na konto Liverpoolu przelali zaś 4 mln.

Taką samą klauzulę jak w przypadku Carvajala, Real wpisał do umowy sprzedaży Alvaro Negredo, zamieniającego w 2007 r. Madryt na Almerię. W barwach klubu z Andaluzji Negredo strzelił 32 bramki w 70 spotkaniach i po dwóch sezonach wrócił na Santiago Bernabeu, odkupiony za 5 mln euro. Piłkarzem Królewskich był jednak tylko przez…miesiąc. Real zrobił bowiem na nim, jak się wtedy wydawało, świetny interes, sprzedając do Sevilli za 15 mln. Zapytany niedawno przez dziennikarzy FourFourTwo czy nie ma żalu o tę sytuację do ówczesnego trenera Realu Manuela Pellegriniego, prowadzącego go obecnie w Manchesterze City, odparł – Żadnego. Nigdy nie dawał mi złudnych nadziei, że będę częścią jego zespołu. Był wobec mnie zupełnie szczery, miałem przecież za rywali Cristiano Ronaldo, Benzemę, czy Higuaina. Pellegrini powiedział, że we mnie wierzy, ale najważniejsza powinna być dla mnie gra, więc życzy mi wszystkiego najlepszego w dalszej karierze.

negredo real

- Wracając do Dortmundu nie czułem żadnej presji. To stały element futbolu i musisz umieć sobie z nią radzić – mówił o swoim powrocie do BVB Marco Reus. Dortmund opuszczał jako 16- latek, po dziesięciu sezonach spędzonych w szkółce Borussi. – Nie dostawałem szans w drużynie młodzieżowej, ponieważ uważano, że byłem za mały. Jako młody piłkarz jedyne co chcesz robić to regularnie grać i się rozwijać. Nie grałem, więc musiałem odejść, żeby wciąż robić postępy – wspominał w wywiadzie dla FourFourTwo . – Dużo nauczyłem się grając w niższych ligach w barwach Rot Weiss Ahlen. Te przenosiny dobrze mi zrobiły – dodał. W Ahlen Reus systematycznie przechodził przez kolejne kategorie wiekowe, aż w końcu trafił do pierwszej drużyny. Jego dobra gra zaowocowała zainteresowaniem klubów Bundesligi i ostatecznie transferem do Borusii, na początek tej z Moenchengladbach. Ta z Dortmundu upomniała się o niego trzy lata później. Reus wracał do domu jako gwiazda ligi i reprezentant Niemiec. Kosztował 18 mln euro.

zzsp/Reus    BVB D-Jgd.       22.06.02Foto: Peter Ludewig

W Serie A, transakcje, których przedmiotem są piłkarze, wracający do byłego klubu za duże pieniądze, są na porządku dziennym. Głównie dzięki działającemu we Włoszech systemowi współwłasności, stosowanemu niemal równie chętnie jak wypożyczenia. Sprzedaż jedynie 50% praw do zawodnika, zmniejsza ryzyko przeoczenia jego talentu. Zawsze można go po dobrym sezonie odkupić, za cenę stosowną do wzrostu jego wartości, bądź pozbyć się posiadanych 50%, jeżeli zostanie uznany za nieprzydatnego. Bohaterem takiej transakcji był m.in. Sebastian Giovinco. Wychowanek Juventusu został w 2010 r. oddany na wypożyczenie do Parmy, a do umowy wpisano klauzulę wykupienia po sezonie 50% praw do piłkarza, z której klub z Ennio Tardini, po dobrym sezonie Giovinco, skorzystał, płacąc 3 mln euro. Kolejny rok w wykonaniu młodego Włocha był jeszcze lepszy – strzelił 15 bramek, do których dołożył 11 asyst – i Stara Dama postanowiła ściągnąć go z powrotem. Za dopiero co sprzedane 50% praw zapłaciła 11 mln euro. Alessandro Matri odchodził z Milanu do Cagliari również na zasadzie współwłasności – klub z Sardynii zapłacił 2 mln, po roku dorzucił kolejne 2 i stał się wyłącznym właścicielem praw do piłkarza. Po trzech sezonach Matri zamienił Cagliari na Turyn, a jego transfer kosztował Juventus 15,5 mln euro. W barwach Bianconeri kariery jednak nie zrobił. Miał problemy z wywalczeniem sobie miejsca w wyjściowej jedenastce, a jak już dostawał szanse, to raził nieskutecznością. Po zakontraktowaniu przez Juventus Carlosa Teveza i Fernando Llorente stało się jasne, że czas Matriego w Turynie dobiegł końca i musi szukać sobie nowego klubu. Znalazł. Za 11 mln euro wziął go…Milan.

Transfer Maticia różni się od większości wyżej opisanych jedynie tym, że Serb po raz pierwszy trafiał do Chelsea jako 21- latek, piłkarz niemal ukształtowany, którego potencjał był zdecydowanie łatwiejszy do oceny, niż nastolatków opuszczających drużyny młodzieżowe. Matic miał nabrać szlifów na wypożyczeniu w Arnhem, a po powrocie powalczyć o miejsce w kadrze The Blues. Takiej szansy jednak nie dostał. Oddany do Benfiki, dopiero w Lizbonie wszedł na poziom pozwalający liczyć na szansę gry w drużynie Jose Mourinho. – Jestem bardzo zadowolony, że Nemanja wrócił do Chelsea. W Portugalii dojrzał jako zawodnik i stał się naprawdę fantastycznym pomocnikiem – skomentował transfer Serba jego nowy trener.

MATEUSZ KOWALSKI

fot. thesun.co.uk

Pin It