Piłkarska Turcja – ziemia obiecana czy gremialna pomyłka?

Gdy w 90. latach Roman Kosecki podbijał Stambuł w barwach Galaty , a Roman Dąbrowski (znany też jako Kaan Dobra) występował w barwach Kocaelisporu, większość wyróżniających się piłkarzy w ekstraklasie jako kolejnego kierunku w kontynuowaniu swoich karier upatrywało Niemcy, Francję, Holandię czy Hiszpanię. Jednak od kilku sezonów trend się nieco zmienił i w kraju nad Bosforem występuje, bądź występowało w przeciągu ostatnich lat, kilkunastu piłkarzy z Polski. Ale czy Turcja rzeczywiście jest wymarzonym miejscem do rozwijania swoich umiejętności dla naszych rodaków?

***

Po wspomnianych Koseckim i Dąbrowskim, na podbój Turcji z mizernym skutkiem ruszali tacy zawodnicy jak Artur Sarnat czy Olgierd Moskalewicz. Jednak piłkarze, którzy w Wiśle radzili sobie bardzo dobrze, kariery w Diyarbakirsporze nie zrobili, przez półtora roku pojawiając się na boisku łącznie sześć razy. Szlak polskim zawodnikom przetarł nieco Mirosław Szymkowiak, przechodząc w 2005 roku do Trabzonsporu. Szymek do Turcji trafił zimą i już w pierwszej rundzie w nowym klubie spisywał się fantastycznie, osiągając naprawdę imponujący rezultat – 9 goli w 16 meczach. Kolejny sezon wyglądał u niego nieco słabiej z powodu dość poważnej kontuzji, ale były pomocnik Wisły nie oddawał miejsca w podstawowym składzie. Z Trabzonu postanowił odejść pod koniec 2006 roku, jednocześnie definitywnie kończąc swą piłkarską karierę.

W tym samym roku ostoja defensywy Amiki Wronki, Jarosław Bieniuk, przeszedł do Antalyasporu. Piłkarz obecnie grający w Lechii Gdańsk pierwsze dwa sezony w Turcji miał bardzo udane, grając łącznie w 51 meczach Super Lig i strzelając przy tym 2 gole. Jesień 2008 spędził jednak na ławce, w związku z czym, czym prędzej z Antalyi się zawinął. W tym samym sezonie do Turcji trafił Marcin Kuś. Eksreprezenant Korony Kielce w barwach Istanbul BB grał przez 4,5 roku z różnym skutkiem. Łącznie rozegrał 93 mecze, w trakcie których gdzieniegdzie pojawiały się nawet głosy o powołaniu obrońcy do reprezentacji Polski, ale ostatnie półrocze w kraju nad Bosforem Kuś mógł spisać na straty. Klub nie wypłacał mu pensji przez kilka miesięcy, piłkarz został przesunięty do rezerw i zimą zdecydował się rozwiązać kontrakt z winy klubu. Wiosną miał grać w Górniku Zabrze, ale kwestią jego certyfikatu zajmuje się FIFA, przez której niezbędne procedury czas powrotu Marcina na boisko się wydłuża.

Prawdziwe oblężenie Turcji przez zawodników z Polski miało jednak miejsce w sezonie 2010/11. Latem, na wyjazd z krakowskiej Wisły do Trabzonsporu zdecydował się Arkadiusz Głowacki. Biała Gwiazda dostała wówczas za swojego kluczowego zawodnika około 900 tysięcy euro. Głowa w kraju ze stolicą w Ankarze, radził sobie w kratkę i borykając się wciąż z licznymi kontuzjami łącznie wystąpił w 47 meczach Trabzonsporu ( 33 w lidze) zdobywając przy tym 2 bramki. Nadmienić należy jednak, że polski obrońca w sezonie 2011/12 wystąpił we wszystkich meczach fazy grupowej Ligi Mistrzów, kilka razy udowadniając niestety, że to dla niego za wysoki poziom. Od trwającego aktualnie sezonu, ponownie jest piłkarzem Wisły Kraków.

Zimą 2011 roku, do Turcji trafiło aż sześciu biało-czerwonych : Paweł i Piotr Brożkowie, Kamil Grosicki, Maciej Iwański, Mariusz Pawełek i Marcin Robak. Jak się później okazało, tylko jeden z nich potrafił (i ciągle potrafi) prezentować umiejętności wystarczające na regularne występy w pierwszym składzie swojego klubu. Kamil Grosicki, bo to o nim mowa, od początku pobytu w Sivassporze spisywał się bardzo dobrze. W debiutanckiej rundzie zaliczył 5 goli, do których dołożył 4 asysty w 17 meczach. Kolejny sezon miał równie udany, imponował dynamiką, szybkością, często wykazywał się kluczowymi podaniami. Niestety obecnie Grosik wygląda nieco słabiej i głośno mówi się o jego odejściu z Sivassporu. Jeszcze rok temu pojawiały się informacje o takich klubach jak Galatasaray czy Besiktas, ale w obecnej dyspozycji, skrzydłowy reprezentacji Polski o grze w jednym zespole z Didierem Drogbą może co najwyżej pomarzyć.

Bracia Brożkowie wspólnie opuścili Wisłę na rzecz Trabzonsporu i solidarnie po sezonie 2011/12 zwinęli z Turcji manatki. Napastnik, w Polsce imponujący skutecznością, przez 2 lata w 24 występach zanotował raptem 3 skuteczne trafienia i odszedł do Celticu, gdzie szło mu jeszcze gorzej. Jego bliźniak występujący na lewej obonie wejście do drużyny miał naprawdę okazałe – wygrana rywalizacja o miejsce w defensywie z Hrvoje Cale i 6 meczów ligowych od pierwszej minuty. Jednak w kwietniu Brożkowi przydarzyła się dość poważna kontuzja mięśnia dwugłowego. W efekcie Piotrek wrócił do składu tylko na ostatni mecz rundy wiosennej, a od nowego sezonu murawę mógł wąchać jedynie na treningach, bo w pierwszej drużynie nie zaliczył żadnego występu. Obecnie z powodzeniem występuje w Lechii Gdańsk, choć jak na potencjał jakim dysponował, zwrot z powodzeniem należy odbierać z dużym dystansem.

Swoją minikolonię mieliśmy też w Konyasporze, w którym występowali Mariusz Pawełek i Marcin Robak. Obaj przyszli do walczącego o utrzymanie w Super Lig klubu zimą 2011 roku i obaj z marszu weszli do pierwszego składu swojej drużyny. Jednak ani 5 goli Robaka, ani eksbramkarz Wisły nie pomogły zespołowi, który ponad 20 lat temu trenował Franiszek Smuda, uniknąć spadku do PTT 1. Lig. Pawełek w nowym sezonie zagrał w 31 meczach i przeniósł się do Polonii Warszawa, zaś Robak po niezłym, acz nieprzynoszącym awansu sezonie na zapleczu Super Lig (32 mecze, 8 goli), latem postanowił zmienić otoczenie na Mersin Idman Yurdu, gdzie furory nie zrobił, bo ani razu nie pojawił się na boisku. Wiosną były napastnik Widzewa przeniósł się do Gliwic, gdzie z tamtejszym Piastem dzielnie walczy o europejskie puchary.

Także zimą 2011 roku z Legii Warszawa do Manisasporu trafił Maciej Iwański, ale po rozegranych 13 spotkaniach w ciągu roku i wobec niewywiązywania się klubu co do warunków umowy, Ajwen ostatnią wiosnę spędził w ŁKS-ie. Po skończonej rundzie w klubie przy alei Unii i spadku tej drużyny do pierwszej ligi, Iwański wrócił do Manisasporu i radzi tam sobie nadspodziewanie dobrze, zaliczając jak dotąd 32 występy i 3 gole. Przypomnijmy jednak, że jest to tylko zaplecze tureckiej ekstraklasy, a w bezpośredniej walce o awans w play-offach, drużyna Manisasporu przegrała z Konyasporem 0:2.

Osobny akapit należy się oczywiście Adrianowi Mierzejwskiemu, który latem 2011 roku opuścił Polonię Warszawa na rzecz Trabzonsporu (tworząc tym samym prawdziwą polską kolonię w tym klubie) za kwotę 5,25 mln €. Mierzej odebrał tym samym Robertowi Lewandowskiemu pałeczkę najdroższego piłkarza wyjeżdżającego z polskiej ligi (za Lewego Borussia zapłaciła 4,5 mln €), stając się jednocześnie drugim najdroższym polskim piłkarzem w historii (w tej klasyfikacji tylko za Jerzym Dudkiem, którego Liverpool kupił za około 7,1 mln €). Cena wygórowana, oczekiwania więc, siłą rzeczy musiały być ogromne. Kibice Trabzonu w polskim pomocniku widzieli nową gwiazdę zespołu i trzeba powiedzieć, że w debiutanckim sezonie w kraju nad Bosforem, Mierzejewski zawiódł. Zagrał w aż 31 meczach Super Lig, ale nie potrafił zdobyć ani jednej bramki, choć należy zwrócić uwagę, że zanotował aż 8 asyst. Ale w obecnych rozgrywkach Mierzej radzi już sobie naprawdę bardzo dobrze – mimo że początek sezonu miał beznadziejny i przez kilka miesięcy w ogóle nie pojawiał się na boisku, w 29 meczach (biorąc pod uwagę zarówno Super Lig, jak i Puchar Turcji) strzelił 13 bramek, do których dołożył 7 asyst. Lewonożny zawodnik ma już jednak 27 lat i jeśli myśli o grze w poważniejszym klubie, jest to dla niego ostatni dzwonek na zmianę otoczenia. Sam piłkarz zdaje sobie z tego sprawę, bo coraz głośniej ostatnio mówi się o jego odejściu w najbliższym okienku transferowym na zachód.

Jesienią 2012 roku barwy Eskisehirsporu reprezentował Patryk Małecki. Nieokrzesany zawodnik, po licznych niesnaskach z Wisłą Kraków zdecydował się na roczne wypożyczenie do Turcji, na bazie którego Biała Gwiazda miała zarobić 700 tysięcy € + ewentualne 1,5 mln € w razie wykupu polskiego skrzydłowego. Mały w nowym środowisku szybko spokorniał, a jego bilans po pół roku w Eskisehirsporze prezentował się mizernie – łącznie 10 meczów, 1 gol i 2 asysty. Wiosną wrócił do Wisły mądrzejszy i bogatszy o nowe doświadczenia. W Krakowie wyraźnie odżył i choć jego klub prezentuje się bardzo słabo, to Małecki jest jednym z jego najmocniejszych punktów.

Ostatnim ze stranierich występujących w państwie leżącym na skraju Europy i Azji jest Arkadiusz Piech. 28-letni napastnik zimą zdecydował się na transfer z Ruchu Chorzów do Sivassporu, który nowego pracodawcę Piecha kosztował 400 tysięcy euro. Wiosną piłkarz zagrał tylko 3 razy w pierwszym składzie w rozgrywkach Super Lig, dokładając do tego 4 wejścia z ławki. W tym czasie zaliczył zaledwie jedno trafienie i ma ogromne problemy z grą – od 10 marca na murawie spędził łącznie 170 minut. Wszystko wskazuje więc na to, że Piech będzie kolejnym zawodnikiem, który z Polski wyjeżdża jako gwiazda – wszak jesienią imponował skutecznością w beznadziejnym Ruchu, a w nowym klubie jest tylko jednym z wielu.

Jak pokazuje niedawna historia, przygoda polskich piłkarzy w Turcji przeważnie szybko się kończy i rzadko jest odskocznią do lepszego, zachodniego klubu. Jedynie Grosicki czy Mierzejewski mają na chwilę obecną szansę na sportowy awans po występach na tureckich boiskach, co jak na ponad dziesięć nazwisk na przestrzeni ostatnich lat jest wynikiem bardzo słabym. Niektórzy powinni chyba zrozumieć, że pewnego poziomu nie da się tak szybko przeskoczyć i skok na głęboką wodę nie zawsze przynosi zamierzony skutek.

WIKTOR DYNDA

Pin It