Kadra wygrywa, mi niestety pozostaje obojętna

Gdy dziś nasi piłkarze, trzeba przyznać, grali naprawdę dobre  zawody, w starciu z nadal silniejszymi Duńczykami, mnie po raz kolejny dopadał  ten sam syndrom. Syndrom obojętności. Obojętności wobec kadry Fornalika, podobnie niestety było też z tą Smudy. Mimo świetnej gry Soboty, pięknej bramki Zielińskiego, wysokiego pressingu naszych, jakoś nie potrafiłem się cieszyć. Zbyt dużo złego stało się ostatnio wokół tej kadry…

- Pamiętam rok 2006 i mundial na niemieckich boiskach. Najpierw zaskakująca klęska z Ekwadorem, a potem mecz z gospodarzami, w którym choć prezentowaliśmy się słabo, byliśmy o krok od osiągnięcia remisu. Pamiętam jak po golu Oliviera Neuville’a długo nie mogłem zasnąć . A teraz? Pewnie powinienem czuć jakieś wielkie podniecenie przed zbliżającą się imprezą, pewnie powinienem co jakiś czas nerwowo zerkać na wiszący w pokoju kalendarz i patrzeć ile dni zostało do meczu otwarcia. Ale jakoś tego nie robię. – pisał ponad rok temu, przed EURO 2012, Kuba Radomski dla Natemat.pl.

Wtedy, przyznaję, daleko było mi do takiego poglądu. Wydawało mi się, że przecież z kadrą trzeba być na dobre i na złe. Oburzałem się na gwizdy kibiców na trybunach, wyznawałem zasadę, że przecież oni reprezentują nas i powinniśmy ich wspierać, czy się układa czy nie. Dzisiaj, po nieco ponad roku nastąpiła zmiana. A może po prostu zauważyłem to, czego wcześniej nie chciałem dojrzeć?

Dziś widzę, że dla takiego Roberta Lewandowskiego słowo reprezentacja kojarzy się pewnie bardziej z reprezentowaniem jego własnych interesów przez kolejnych menedżerów i doradców. Ważniejsze jest, czy na koszulce znajdzie się, lub nie, znaczek Orange. Ważniejsze niż biały orzełek. Z kolei dla kapitana naszej reprezentacji, po przegranym turnieju stulecia, wymówką i powodem do narzekań był brak biletów dla rodziny.

Widzę też, że w tej kadrze może dziś zagrać każdy. Wystarczy, że będą przez chwilę choćby o ciut lepsi od innych ligowych kopaczy. Tyle wystarcza dziś, żeby reprezentować Polskę. Wodzem tych którzy mają reprezentować nasz kraj też właściwie może zostać każdy. Facet, który ledwo potrafi się wysłowić przed kamerami, albo szary ligowy, co najwyżej solidny, trener, który nigdy wcześniej nie wystawił trenerskiego nosa poza Polskę. Ten którego wczoraj opluwaliśmy, bo właściwie przegrał już eliminacje do mundialu, dziś nosimy na rękach, no bo przecież ograł Danię, a jutro wszyscy przytakniemy na decyzję o jego zwolnieniu – gdy nie będzie już nawet matematycznych szans na występy w Brazylii.

W ostatnich latach z kadry usuwano takich piłkarzy jak Żewłakow, czy Boruc. Ostatnio nie dano porządnej szansy, lub w ogóle, takim jak Korzym czy Saganowski. Za to nikt nie potrafi posadzić na ławce kapryśnego Lewandowskiego, czy powiedzieć sobie wprost, że Jakub Błaszczykowski, mimo szacunku dla jego zaangażowania, na kapitana się nie nadaje.

Do tego doszły te wszystkie kłótnie o kontrakty reklamowe, zastanawianie się kogo by tutaj naturalizować, żebyśmy grali lepiej, kto, mimo, że nie zna nawet pół słowa po polsku, ma może jakieś korzenie w naszym kraju. Na deser – PZPN. Cała prezesura Grzegorza Laty i póki co, oczywiście nieco lepsza, ale nadal nawet nie w połowie taka, jak zapowiadano – Zbigniewa Bońka. To wszystko sprawiło, że ze mnie, zupełnie jak w piosence Perfectu – uleciał gaz.

Liczę, że Zbigniew Boniek spełni swoje obietnice, że zaczniemy dostrzegać, że niepotrzebni nam zblazowani gwiazdorzy, martwiący się tylko o swoje portfele. Jest wielu młodych, ambitnych zawodników. Dziś świetnie zagrał Sobota. Pokazał się Zieliński. Jest też coraz więcej graczy reprezentujących barwy dobrych europejskich klubów.

Miejmy nadzieję, że ci zamiast martwić się o portfele, zaczną o marzenia kibiców.

Dziś w Gdańsku było dobrze. Graliśmy długimi momentami szybko, ambitnie. Padały piękne gole. Tak jak być powinno. Ale póki co to niewiele, nie bądźmy jak ci, którzy dziś po 30 minutach gwizdali, a po końcowym gwizdku bili brawo. Poczekajmy na więcej.

Dużo więcej.

JAKUB FILA

Pin It