Nigdy więcej nie chcemy was oglądać na mundialu!

Brak zaangażowania i kompletna padaka na boisku, zachowanie godne rozwydrzonych gimnazjalistów na lekcji wuefu, największa żenada mistrzostw i pakowanie walizek już po dwóch meczach – tak w skrócie można opisać występ reprezentacji Kamerunu w Brazylii. Występ, którego nie chcemy pamiętać, bo podopieczni Volkera Finke skutecznie psują nam ten turniej i zostają chyba jedyną słabą drużyną mundialu, której nikt nie chce kibicować.

ligatyperowdowygrania

Burza w Kamerunie zaczęła się już przed mistrzostwami, gdy tamtejsze gwiazdki urządziły sobie strajk zagrażający ich wyjazdowi do Brazylii, którego celem było podwyższenie stawek za udział w mundialu. Początkowo władze oferowały zawodnikom po 75 tysięcy euro na głowę, ale by zażegnać powstałą aferę zdecydowały się podwyższyć ich wynagrodzenie do 90 tysięcy. Kameruńczycy ostatecznie polecieli na turniej, ale wiadomo było, że atmosfera w drużynie jest fatalna. Świadczy o tym choćby sytuacja tuż sprzed odlotu do Brazylii, bo na lotnisko w Jaunde piłkarze dotarli nie razem, autokarem, a na własną rękę. Co śmieszniejsze, część z nich w ogóle tam się nie zjawiła i specjalnie po nich wysłano do hotelu kolejny autokar.

Nie od dziś wiadomo,  że głównym prowodyrem większości buntów kameruńskich piłkarzy jest ich największą gwiazda, Samuel Eto’o. Napastnik Chelsea w przeszłości już wiele razy zadzierał z władzami,  za co w 2011 roku ukarano go nawet dyskwalifikacją na piętnaście meczów reprezentacji, później zredukowaną do czterech. Eto’o opowiadał również, że szefowie federacji usiłują go zabić, dlatego zmuszony jest spać w obecności ochroniarzy. Kaprysy „Czarnej perły” nie podobają się także jego kolegom z zespołu, a największym przeciwnikiem piłkarza w kadrze jest chyba Alex Song, któremu zresztą też dostało się od Eto’o: W Kamerunie nie ma żadnego konfliktu gwiazd, bo ja jestem jednym z najlepszych graczy na świecie, a Song nie należy nawet do czołówki w kraju – mówił swego czasu o swoim koledze z drużyny 33-latek.

Wracając do tematu mistrzostw – Kameruńczycy już od samego początku i meczu z Meksykiem pokazali nam, że w Brazylii pełnić będą role statystów. Kto oglądał tamto spotkanie ten wie, że gdyby przybysze z Ameryki Północnej mieli nieco więcej szczęścia do sędziów, to wygraliby znacznie wyżej niż 1:0. Sytuacji stworzonych przez podopiecznych Finke było mniej niż palców u pracownika tartaku, a te, które już udało im się stworzyć, były głównie dziełem przypadku. Bardzo słabe zorganizowanie w grze, brak pomysłu na zdobycie bramki i poziom zaangażowania na poziomie Zagłębia Lubin. Mimo to, część z was typowała w naszej MUNDIALOWEJ LIDZE TYPERÓW , że w drugim meczu fazy grupowej Kamerun zdoła strzelić przynajmniej jednego gola.

Rozczarowanie przyszło jednak dość szybko, bo wraz z trafieniem Olicia „Nieposkromione Lwy” stały się już całkiem poskromione. Jeszcze przed końcem pierwszej połowy z tego nędznego widowiska w idiotyczny sposób wypisał się Alex Song, który odgonił muchę z pleców Mandzukicia zupełnie niespodziewanie postanowił uderzyć Mario Mandzukicia, a w końcówce w rolę street fighterów wcielili się Benoit Assou-Ekotto i Benjamin Moukandjo, mający chyba dość upokorzeń ze strony Chorwatów. A bramki? Najpierw nieobstawiony Perisić, później ten sam piłkarz mający przed sobą autostradę od linii środkowej do bramki, przegrany pojedynek Matipa z Mandzukiciem i wreszcie największa kompromitacja kameruńskiej defensywy – kompletnie zignorowany Eduardo, wokół którego w promieniu pięciu metrów nie było żadnego rywala i ułomna interwencja Itandje. Naprawdę, ten mecz mógł się skończyć wynikiem 6:0 i nikt dziś nie byłby zaskoczony.

Wygląda więc na to, że Kameruńczycy postanowili zrobić wszystkim łaskę swoją decyzją o wyjeździe na mundial i zadowoleni podwyższeniem wynagrodzeń do Brazylii polecieli na wakacje. To niesamowite, jak z drużyny pełnej świetnych piłkarzy, takich jak Jacques Songo’o, Patrick M’boma czy Geremi – drużyny, której nie dało się nie lubić, Kamerun stał się skupiskiem nabzdyczonych gwiazdeczek, którzy w reprezentacji nie wiedzą co to kolektyw (swoją drogą, skąd my to znamy?). Idąc dalej, widzimy na jakim poziomie stoi futbol w Afryce, z której właściwie tylko Ghana i Wybrzeże Kości Słoniowej postanowiły, że na mundialu będą rzeczywiście grać w piłkę, a nie tylko bezmyślnie ją kopać. Jeśli więc z Czarnego Lądu nadal zamierzają przysyłać na mundial bandę małp, które zeszły właśnie z drzewa – i wcale nie jest to zwrot rasistowski – to lepiej oddać jedno miejsce Europie czy Ameryce Południowej. Szwecja czy Ukraina z pewnością dałyby z siebie więcej niż obrażony Kamerun.

WIKTOR DYNDA

ligatyperowdowygrania

Pin It