Mistrzowie z dawnych lat. Gdzie są teraz?

Niedziela, godzina 18:00. Bohaterami Śląsk Wrocław i Legia Warszawa, miejscem akcji Stadion Miejski we Wrocławiu. Naprzeciwko siebie staną dwie ekipy, które w przeszłości radowały się ze zdobytego mistrzostwa Polski. Do dziś piszą swój scenariusz, każdy z nich posiada wiele wątków pobocznych. Wszystko to, co chcielibyście wiedzieć o zbliżającym się starciu polskich gigantów, a boicie się zapytać, znajdziecie poniżej.

HDP-RGOL-640x120

Cofnijmy się na chwilę do sezonu 2011/2012. O mistrzostwo Polski do samego końca walczą cztery drużyny – Lech Poznań, Legia Warszawa, Ruch Chorzów i Śląsk Wrocław. Niezawodny Orest Lenczyk z gracją uczynił z wrocławian najlepszy zespół w kraju, jednak jego podopiecznym wciąż było mało. Postanowili tego dnia szczególnie dać się we znaki kibicom z Warszawy, których zespół zajął zaledwie trzecie miejsce w tabeli.

Przystawka…

Feta odbiła się czkawką kilku zawodnikom Śląska, którzy zaczęli dosyć donośnie nucić przyśpiewki związane z warszawska Legią. Nie były to raczej pieśni sławiące „Wojskowych”. Ukarani zostali: Rafał Gikiewicz wraz z bratem Łukaszem, Mariusz Pawelec, Patrik Mraz, Dalibor Stevanović, a nieformalnym przywódcą tej żywiołowej akcji został Sebastian Mila, któremu wymierzono najwyższą karę. Stosunki na linii Wrocław – Warszawa z pewnością nie przypominały tych, które obserwujemy obecnie na granicy rosyjsko-ukraińskiej, aczkolwiek do najcieplejszych również nie należały.

Co do samego wątku sportowego, to… właściwie takowy nie wystąpił. Śląsk Wrocław szybko odpadł z eliminacji do Ligi Mistrzów, by później w eliminacjach do Ligi Europy ulec Hannoverovi aż 4:10 w dwumeczu. Niedługo po tym funkcję szkoleniowca po Oreście Lenczyku przejął Stanislav Levy. Początkowo uśmiechano się pod nosem, kiedy czeski trener zapewniał ponowną walkę o europejską puchary, jednak błyskawicznie wszyscy przekonali się co do jego możliwości.

A Legia? Ona radziła sobie znacznie lepiej, w sezonie 2011/2012 dotarła do 1/16 finału Ligi Europy, gdzie przegrała ze Sportingiem Lizbona. W obecnym sezonie rywalizowała nawet w fazie grupowej LE, jednak ich styl gry nie mógł zachwycić nawet przeciętnego Kowalskiego.

Danie główne…

Kibice? 1:0 dla Legii Warszawa. Nikt nie przygotowuje takich opraw  jak fanatycy warszawskiej ekipy. Tutaj nie ma co opisywać, tutaj trzeba oglądać.

Przed meczem są oni wyznacznikiem klasy światowej, natomiast w trakcie wtapiają się w smutną, polską rzeczywistość, stąd też przyznajemy walkower kibicom Śląska Wrocław.

O pojedynku kibiców Legii i Jagiellonii Białystok słyszał już każdy. Finalnie Jaga stała się pierwszym w historii klubem Ekstraklasy, który zdobył trzy punkty dzięki kibicom, a nie piłkarzom. Termin „dwunasty zawodnik” nareszcie znalazł swoje odzwierciedlenie w praktyce. Czego możemy najbardziej żałować? Nie, nie chodzi o przerwanie meczu. Tutaj związek jest znacznie głębszy – mała polsko-polska wojna domowa zaprezentowana rodakom kilkadziesiąt minut po zrealizowaniu patriotycznej oprawy.

Wszystko zostało już powiedziane, powtarzanie utartych sloganów nie ma sensu. Jeżeli Polska chce być postrzegana w sportowym świecie z perspektywy cywilizowanego i sportowego dopingu, takie incydenty nie powinny mieć miejsca. Za dotkliwe kary finansowe można by sprowadzić do klubu wielu klasowych zawodników, którzy pomogliby walczyć Legii o europejskie puchary.

Piotr Włodarczyk dla FootBaru

Niektórzy winią za zaistniałą sytuację prezesa Bogusława Leśnodorskiego, który – mimo iż idzie z kibicami na ustępstwa – stał się częścią nowego projektu, który swoje skutki musiał wcześniej czy później pokazać.

Na ich tle zdecydowanie lepiej prezentują się fani Śląska, którzy dostali od klubu facebookowe wyzwanie. I wcale nie chodzi o to piwne…

A o takie:

Podwieczorek…

Mimo wszystko widać, iż obie drużyny stają się od środka coraz bardziej profesjonalne, lecz pewne mankamenty wśród każdej z nich można znaleźć. Te warszawskie zostały już przedstawione. Do wrocławskich również można się przyczepić. Główny temat? Polityka transferowa klubu, a właściwie jej filozofia, która dopiero raczkuje.

Za przykładem nie musieliśmy daleko podążać, jest na wyciągnięcie ręki w postaci Marcina Kowalczyka i Tomasza Jodłowca. Zacznijmy od tego pierwszego. Zarząd Śląska nawet nie próbował o niego walczyć, pokpił sprawę już na starcie. Co prawda wcześniej poinformował na oficjalnej stronie klubu, że przedłużono z nim kontrakt, jednak niedługo później sam zainteresowany wzmocnił drużynę Wołgi Niżny Nowogród. Prawnicy nie przeanalizowali dokładnie jego umowy, co zrobili jednak ludzie Mariusza Piekarskiego, po czym sprawnie wysłali go do Rosji.

A Tomasz Jodłowiec? To już prawdziwa kwintesencja nieudolności wrocławskiej ekipy i kunszt legionistów. I tym razem zawinili prawnicy, którzy nie zauważyli, że tak naprawdę pełnoprawnym  „właścicielem” Jodłowca jest… Józef Wojciechowski. Ten nie robił problemów, kiedy Legia zamierzała sprowadzić do siebie wielokrotnego reprezentanta Polski. Zarząd Śląska zaczął przypominać kanadyjskie dolary – nikt nie zamierzał traktować ich poważnie.

Szkoda również straty podstawowych zawodników wrocławskiego klubu – Waldemara Soboty, Piotra Ćwielonga, Roka Elsnera, Jarosława Fojuta czy też wreszcie Piotra Celebana. Przez długi okres nikt nie potrafił ich zastąpić, więc z pomocą  w ostatnich dniach okienka transferowego przywędrowali obcokrajowcy: Robert Pich, Lukas Droppa oraz Juan Calahorro. Czy okażą się wzmocnieniem?

Sebastian Dudek, były zawodnik Śląska nie zauważa podobieństw między obecną a wcześniejszą drużyną, w której miał okazję występować. – Od czasu, kiedy reprezentowałem barwy Śląska, polityka uległa zdecydowanej zmianie, w obecnej kadrze jest niewielu piłkarzy, którzy ze mną grali. Tak naprawdę jest to całkiem nowy zespół, który potrzebuje czasu, aby się zgrać – uważa pomocnik Zawiszy Bydgoszcz.

Sprawnie przeskakujemy do polityki transferowej Legii. Wydawać by się mogło, że wszystko jest poukładane i realizowane w pełni profesjonalnie, prawda? Bogusław Leśnodorski wprowadzał nowe standardy, szybko stał się ulubieńcem mediów. Jednak do tej pory niewielu ze sprowadzonych zawodników okazało się realnym wzmocnieniem drużyny, a nie tylko solidnym uzupełnieniem.

Kiedy do klubu zawitał Danijel Ljuboja, wielu ekspertów było sceptycznie nastawionych co do jego przydatności w drużynie. Narzekano na wiek oraz skłonność do nieodpartego szukania problemów na każdym kroku. Okazało się jednak, że Serb jest zawodnikiem całkiem sympatycznym, który nie przyjechał do Polski odcinać kuponów. To głównie dzięki niemu Legia Warszawa w sezonie 2011/2012 okazała się drużyną potrafiącą wygrywać w Europie.

W tym samym czasie do klubu zawitał również Michał Żewłakow, który stał się prawdziwym przywódcą w szatni. Tym samym tropem mieli podążać  Ismael Blanco oraz Nacho Novo, ale przerósł ich poziom polskiego futbolu. W następnym sezonie za cel postawiono sobie osłabienie zespołów rywalizujących z nimi o tytuł mistrza Polski. Lechowi Poznań odebrano Bartosza Bereszyńskiego, Śląskowi wyżej wspomnianego Tomasza Jodłowca, a z pobliskiej Polonii skradziono Władimira Dwaliszwiliego. Podążano tropem Bayernu Monachium, jednak zamiast kontynuować swoją politykę, w obecnym sezonie znowu postanowiono ściągnąć znaczną liczbę obcokrajowców do stolicy Polski, o czym zresztą niebawem powstanie na FootBarze dość duży tekst.

Dossa Junior, Raphael Augusto, Henrik Ojamaaa, Helio Pinto, Guilherme, Ondrej Duda, Orlando Sa. To oni przywędrowali do Warszawy w obecnym sezonie. Legia znowu staje się cudzoziemska… Trudno ocenić możliwości trzech ostatnich piłkarzy, jednak pierwsza czwórka już przez ponad pół sezonu występuje w trykotach z „eLką” na piersi, a nadal nie potrafi do siebie przekonać wszystkich krytyków.

- Na efekty i ocenę tych transferów przyjdzie czas po zakończeniu sezonu. Klub musi szukać wzmocnień na rynkach zagranicznych, gdzie za piłkarzy płaci się znacznie mniej, niż w Polsce. Legionistów przed osłabianiem konkurencji, tak jak to miało miejsce wcześniej, mogą zniechęcać wysokie sumy odstępnego – twierdzi „Włodar”.

- Czas pokaże. Polskie kluby od dawna szukają zagranicznych zawodników z nadzieją, że będą oni lepsi i tańsi od tych, którzy występują już w T-ME. Nie dzielmy piłkarzy na zagranicznych, młodych czy starych – mówi Czesław Michniewicz, były trener takich drużyn jak Lech Poznań, a ostatnio Podbeskidzia Bielsko Biała.

Jedno się nie zmienia – z klubu wciąż odchodzą młodzi, perspektywiczni zawodnicy oraz… Jakub Wawrzyniak.

Kolacja przy świecach…

W trakcie obecnego sezonu pracę z Legią Warszawa i Śląskiem Wrocław rozpoczęli nowi trenerzy. Jana Urbana zamieniono na nowszy, norweski model, mianowicie Henninga Berga, natomiast Tadeusz Pawłowski zastąpił zwolnionego niedawno Stanislava Levego. Nowy trener Śląska już na swojej pierwszej konferencji prasowej wprawił w zakłopotanie damską część widowni…

Tadeusz Pawłowski okaże się trenerem na lata, czy też obecnie odczuwa jedynie efekt „nowej miotły” i będzie powielać wyniki, które ostatnimi czasy uzyskiwał Levy? - Trudno ocenić go po jednym wygranym meczu. Musi przepracować on co najmniej dwa okresy przygotowawcze, na razie wszystkie wyniki są loterią i bazowaniem na obecnej formie zawodników – przekonuje Michniewicz.

Mimo wszystko trudno będzie mu stać się bardziej medialną postacią od Stanislava Levego. Człowiek, o którym w internecie krążą legendy, potrafił tak taktycznie ustawić swój klub, że wygrał on w dwumeczu z Club Brugge! W czwartej rundzie eliminacji do Ligi Europy Sevilla co prawda zaaplikowała Śląskowi w dwumeczu dziewięć bramek, ale i tak zapamiętamy go jako szkoleniowca, który przywrócił polskiej lidze paletę barw w blasku ciągłej szarości.

Powód zwolnienia Jana Urbana był jasny i klarowny – brak wizji oraz pomysłu na grę. Bez wyćwiczonych schematów, cała gra opierała się na indywidualnych umiejętnościach poszczególnych zawodników. Perfekcyjnie odzwierciedliła to konfrontacja ze Steauą Bukareszt w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Dwa bezpłciowe remisy pozbawiły podopiecznych Urbana osiągnięcia czegoś ponad program. Rumuńska prasa po meczu przyrównywała tę porażkę do roku 1939, kiedy to wybuchła II wojna Światowa. Polacy szybko połknęli bakcyla z dystansem odnosząc się do zakończonej przygody z Champions League. Legia została porównywana do małego Rumuna z akordeonem – w końcu też nie miała prawa zarobić milionów…

W jego miejsce ściągnięto Henninga Berga, stukrotnego reprezentanta Norwegii oraz byłego piłkarza takich klubów jak Blackburn Rovers czy też Manchester United. Jako trener praktycznie nic nie osiągnął. Ostatnim dowodzonym przez niego klubem było Blackburn, jednak szybko z niego zrezygnowano. Powód? Drużyna Berga wygrała zaledwie jedno z dziesięciu rozegranych wówczas spotkań. Poza tym trzykrotnie remisowała, a sześciokrotnie musiała uznać wyższość rywali.

- Zatrudnienie obcokrajowca jako trenera zawsze wiąże się z określonym ryzykiem. Bergowi należy dać czas, aby pożądane efekty nadeszły w niedalekiej przyszłości – sądzi Włodarczyk.

Deser…

Ci, którzy mieli nadzieję na podziwianie w akcji dwóch portugalskich napastników – Marco Paixao oraz Orlando Sa – mogą czuć się zniesmaczeni. O ile obecność tego pierwszego jest więcej niż pewna, o tyle nowy na nabytek warszawskiej Legii nie znalazł się nawet w kadrze meczowej na mecz ze Śląskiem Wrocław. Jego miejsce zajął Ondrej Duda, który całkiem niedawno dołączył do drużyny Henninga Berga.

Znacznie okazalej prezentuje się sytuacja kadrowa Śląska. Postrachem defensywy Legii mają zostać bracia bliźniacy: Marco i Flavio Paixao. Ten ostatni otrzymał zgodę na grę od Międzynarodowej Federacji Piłki Nożnej i wiele wskazuje na to, że pojawi się w pierwszym składzie.

Ciasteczko z wróżbą…

- Legia nie powinna przegrać ze Śląskiem, jednak musi pamiętać, że ich rywal wyjdzie na te spotkanie zdeterminowany. Zmiana trenera spowodowała, że we Wrocławiu uwierzono w możliwość awansu do czołowej ósemki – typuje Piotr Włodarczyk.

- Śląsk jest podbudowany ostatnim zwycięstwem z Cracovią Kraków, z kolei Legia wygrała dwa spotkania po wznowieniu rundy, po czym przyszedł ten feralny mecz z Jagiellonią. Pachnie mi remisem  - twierdzi  Czesław Michniewicz.

- Sentyment kieruje mnie do Wrocławia, dlatego też chciałbym, aby Śląsk zdobył w tej konfrontacji punkty i rozpoczął passę zwycięstw – pragnie Sebastian Dudek.

ŁUKASZ KLINKOSZ

Pin It