Jedno, małe „n”, a taka różnica…

Spokojnie już możemy mówić o lekkim wypaczeniu zdrowej rywalizacji w Bundeslidze, kiedy pojedynek pierwszej z trzecią drużyną tabeli, teoretycznie hitowe spotkanie ma kurs 1:15, a w całym futbolowym świecie nikt przy zdrowych zmysłach, poza grającymi drużynami, nie ma najmniejszej wątpliwości, co do rezultatu. Bayern spokojnie wygrywa z Bayerem na Alianz Arena i robi ogromny krok ku koronacji już w marcu.

HDP-RGOL-640x120 Bayern Monachium – Bayer Leverkusen 2:1 (1:0)

1:0 - Mario Mandżukić 44′
2:0
- Bastian Schweinsteiger 52′
2:1 - Stefan Kiessling 90′

***

Bayern do tego stopnia namieszał nam w głowach, że komentator po pół godzinie gry zaczął dziwić się, że Bawarczycy jeszcze nie prowadzą. Wynik 2:1 nie sugeruje wcale, że wygrana była pewna.  Ale fakty pozostają faktami: statystyka strzałów 23:6, miażdżąca przewaga w posiadaniu piłki… Bayer ani przez minutę nie miał choćby cienia szansy na zdobycz punktową w tym meczu. Bramka na 2:1 autorstwa Stefana Kiesslinga była wynikiem nonszalancji i rozluźnienia szyków w ekipie Bayernu a nie dobrej gry gości. Była to de facto jedna z dwóch sytuacji Bayeru w całym spotkaniu…

Warto też zaznaczyć, że Pep Guardiola desygnował na to spotkanie na wpół rezerwowy skład. W jedenastce zabrakło Davida Alaby, Thiago Alcantary, Dante oraz Francka Ribery’ego. A żeby było jeszcze śmieszniej, Guardiola był skrajnie niezadowolony z gry swojej drużyny. Cały czas  rozmawiał z asystentem, krzyczał na swoich podopiecznych, co chwilę kręcąc głową ze skwaszoną miną. No cóż, jak się przyzwyczai do ideału, to trudno się później pogodzić z grą choćby odrobinę gorszą.

MICHAŁ SIWEK

Pin It