Im dalej w las, tym te mistrzostwa stają się coraz bardziej męczące

Nie chwal dnia przed zachodem słońca – powtarzała od dziecka babcia, i dziś widzę, jak wiele racji jest w tym banalnym przysłowiu. Stało się bowiem to, czego każdy się obawiał. Mundial w Brazylii, po absolutnie fantastycznej, najlepszej, jaką w swoim krótkim życiu miałem okazję oglądać fazie grupowej, wraz z pierwszym meczem 1/8 finału spuścił z tonu z tempem bolidu Formuły 1. Dotychczasowe mecze pełne bramek stały się nudnymi partiami szachowymi, a trenerzy w obawie przed odpadnięciem z turnieju, ustawiają swoje drużyny z minimalną dozą ryzyka.

rgol98765432

Być może weźmiecie mnie za malkontenta, który nie potrafi cieszyć się wielkim piłkarskim świętem, w dodatku rozgrywanym raz na cztery lata. Być może stwierdzicie, że mundial – jaki by nie był – to impreza, którą należy obejrzeć od deski do deski, bez względu na to, jak niski poziom by ze sobą niósł. Cóż, w takim myśleniu pewnie i jest trochę racji, wszak z futbolem reprezentacyjnym nie mamy do czynienia na co dzień, a i skupiska największych gwiazd piłki też nie oglądamy co weekend. A le żeby z zaciekawieniem śledzić kolejne, nudne jak flaki z olejem mecze decydujące o tym, kto zgarnie medale i z uporem maniaka twierdzić, że bez względu na wszystko będą to najlepsze mistrzostwa w historii – z tym można już dyskutować.

Cóż to bowiem za mistrzostwa, w których tysiąc razy przyjemniej ogląda się mecz Algierii z Koreą Południową, który pew nie w statystykach oglądalności na całym świecie oscyluje gdzieś w granicach 50. miejsca (na 60 rozegranych póki co spotkań), niż choćby szum nie zapowiadane starcie gigantów Niemcy – Francja, czy dowolnie wybrany inny ćwierćfinał? Cofając się jeszcze o kilka kroków -  w 1/8 finału działo się niewiele więcej. Swoje pokazała wspom niana wcześniej Algieria, nieźle spisali się Belgowie, którym jednak zabrakło skuteczności, a poza tym - bryndza. Oglądanie wszystkich ośmiu spotkań, nawet z zapałkami w oczach, stanowiło nie lada wyzwanie, wszak w tym momencie śmiało można było wyjść z psem, ugotować obiad, pograć w FIFĘ, iść na piwo i wrócić na ostatni kwadrans, a i tak niewiele by nas ominęło. Nawet w przypadkach, kiedy o rozstrzygnięciu decydowały rzuty karne, nie możemy mówić o jakichś wyrównanych i trzymających w napięciu do ostatnich minut meczach. Ot, takie starcie Brazylii z Chile, gdzie przez pół godziny dogrywki nie działo się absolutnie nic wartego uwagi , a cała zabawa zaczęła się w samej końcówce, gdy padł jedy ny groźny strzał w doliczo nych trzydziestu minutach , a chwilę póź niej nastąpił konkurs jedenastek. Na osiem meczów 1/8 finału, aż w sześciu z nich do przerwy utrzymywał się wynik bezbramkowy. Drużyny, które porywały nas swoją grą w fazie grupowej poodpadały (Chile, Meksyk) lub nagle straciły styl i prześlizgnęły się fartem (Kostaryka), zaś faworyci wygrywali zgodnie z planem, ale w stylu, którego nie sposób skomentować w żaden pozytywny sposób.

Oczywistym rzecz jasna jest, że faza pucharowa to już nie to samo, co grupa. Że tu każda porażka oznacza pożegnanie się z turniejem. Takie tłumaczenie jednak nijak ma się do mistrzostw choćby sprzed czterech lat, gdzie już na początku oglądaliśmy Niemców rozjeżdżających Anglię i Argentynę, czy elektryzujące starcia Ghany z Urugwajem i Holandii z Brazylią. A teraz? Podopieczni Joachima Lowa może i zagrali z Francją rozsądnie, świetnie taktycznie, zamykając się na własnej połowie po szybko strzelonej bramce i nie pozwalając rywalom na zbyt wiele w ataku, ale za grosz nie było w tym piłki, którą pokochaliby kibice. Za którą dziś stawialibyśmy naszych zachodnich sąsiadów w roli głównych faworytów do zwycięstwa. Kolej ny mecz i spotka nie Argentyny z Belgią. Dwie, świetne drużyny, powiedzielibyśmy przed mundialem. A dziś? Ani jedni, ani drudzy po wczorajszym ćwierćfinale nie zasłużyli na awans. „Albicelestes” szybko zadowolili się jednobramkowym prowadzeniem, a „Czerwone Diabły” chciały, ale zupełnie nie potrafiły choćby raz na poważnie zagrozić bramce Romero. Idąc dalej uważam, że z grona wszystkich półfinalistów, drużyny, która do tej pory w każdym meczu wyglądałaby perfekcyjnie, co do której nie mielibyśmy żadnych wątpliwości, że znajduje się we właściwym miejscu, nie ma ani jednej.

Jedyne, w czym te mistrzostwa na pewno zapiszą się w kartach historii w czołówce, to w zakładce: niespodzianki. Konia z rzędem temu, kto przed mundialem postawił na pierwsze miejsce w grupie Kostaryki, powrót do domu po trzech meczach Hiszpanii, czy Kolumbię, która fazę grupową kończyła jako najbardziej efektownie grająca drużyna z całej stawki. Jednak do świetnej, nieprzewidywalnej i obfitującej w mnóstwo znakomitych spotkań fazy grupowej, powinna przyjść jeszcze lepsza faza pucharowa, co do której nie powinniśmy mieć wątpliwości – takich mistrzostw, jak te w Brazylii, nie będziemy mieć przez kolejnych kilkadziesiąt lat. Póki co pozostaje jednak niedosyt. Wypada mieć tylko nadzieję, że gra na poważnie wróci w półfinałach i że takie starcie Brazylii z Niemcami – tak jak przed ośmioma laty Włochów z tymi drugimi, w którym tempo, mimo bezbramkowego remisu utrzymującego się przez 119 minut, było z nakomite - będziemy wspominać z wypiekami na twarzy, mając na karku kilkanaście wiosen więcej. Tego sobie i wszystkim kibicom życzę.

WIKTOR DYNDA

rgol98765432

Pin It