Do nieśmiertelności przez Monachium

Słyszeliście już, że dwumecz Bayernu z Realem to przedwczesny finał? Wiecie, że na Allianz Arenie zmierzą się drużyny marzeń? Tak, tak, gdzieś już się obiło o uszy. Czy da się jeszcze w jakiś nowy sposób zapowiedzieć to, co będzie się działo w Monachium? Raczej nie, w naszym i tak bogatym języku najzwyczajniej brakuje odpowiednich określeń. Spektakl, teatr, magia, krew, pot i łzy… Dzisiejszego wieczoru w Monachium zobaczymy coś więcej – najprawdopodobniej najlepszy mecz w tegorocznej Lidze Mistrzów.

HDP-RGOL-640x120

Innej opcji najzwyczajniej w świecie nie ma. A to ze względu na to, że na murawę wybiegną wszyscy najwięksi, a to ze względu na to, że obie drużyny po prostu muszą awansować dalej. W dodatku po pierwszym meczu wiemy tylko tyle, że nic nie wiemy o tym, kto awansuje. Jednobramkowa zaliczka, jaką przywiezie ze sobą do stolicy Bawarii Real na dobrą sprawę nie daje żadnej gwarancji awansu, bo bezbramkowy remis absolutnie nie wchodzi dziś w rachubę – choćby dlatego, że w tym sezonie nie przytrafił się on ani podopiecznym Guardioli, ani Ancelottiego. Bayern będzie musiał prędzej lub później rzucić się do zmasowanych ataków, a „Królewscy” będą mogli skupić się na tym, w czym są najlepsi na świecie – wybijaniu tiki-taki z głowy rywali poprzez zabójcze kontrataki. Zrobili to w finale Copa del Rey, zrobili to w pierwszym meczu w Madrycie, spróbują powtórzyć w Monachium. Prędzej czy później coś wpadnie – w jedną bądź drugą stronę. Wtedy zacznie się kosmiczny mecz.

Jan Furtok : Real wyeliminuje Bayern

Skromna zaliczka z Bernabeu jest atutem podopiecznych Carlo Ancelottiego, głównie dzięki temu, że odrobinę powiększa margines błędu, który w tego typu meczach jest niezwykle wąski. Wygra ten, kto popełni ich mniej, dlatego tak ważny jest komfort psychiczny. Do tego włoski szkoleniowiec będzie mógł skorzystać z wszystkich najważniejszych zawodników, a kapitalną formą w meczu z Osasuną zabłysnął po raz kolejny w tym sezonie Cristiano Ronaldo. W pierwszym meczu wszyscy zawodnicy „Los Blancos” wspięli się na wyżyny swoich możliwości i dzisiaj powinno być podobnie. Na Bayern z kolei spadła ostatnio nie dość, że fala krytyki (poniekąd uzasadnionej) za postawę zespołu na Bernabeu, to jeszcze osobista tragedia Pepa Guardioli, który po śmierci Tito Vilanovy był myślami nieobecny na meczu ligowym. Cios w trenera, który może mieć problemy z mobilizacją samego siebie, nie mówiąc o zawodnikach, stawia Bawarczyków w trudnej sytuacji. Tyle tylko, że bestia zraniona, jest jeszcze bardziej niebezpieczna.

Nie trzeba być jasnowidzem, by domyślić się, jak dzisiejszy hit będzie wyglądać. Wiadomo, kto będzie miał posiadanie piłki na poziomie 70%, a kto wcale nie będzie z tego powodu płakał. Nie wiadomo za to kto lepiej poradzi sobie z presją. Obsesja na punkcie „La Decimy” w Madrycie znowu wzrosła do niewyobrażalnych rozmiarów, bo przecież wystarczy tylko wyeliminować ten Bayern. Real wszak wygrywał Ligę Mistrzów wtedy, gdy odprawiał z kwitkiem obrońców trofeum. A Bawarczycy? Walczą o trzeci finał z rzędu i o coś, co nie udało się jeszcze nikomu – o obronę tytułu. Sukces jednych i drugich zaprowadzi ich do historii. Pociąg z Monachium do Lizbony jedzie 28 godzin i 57 minut. Dla piłkarzy ekspres do nieśmiertelności pojedzie z zaledwie jedną przesiadką – w stolicy Portugalii właśnie. W ich przypadku podróż potrwa maksymalnie nieco ponad 120 minut. Droga do nieśmiertelności zaczyna się na stacji Monachium dzisiaj o 20.45. Nie przegapcie.

BARTŁOMIEJ KRAWCZYK

fot. khabarlive.ir

Pin It