Alfabet Futbolowego Globtrotera. G jak Goodison, czyli stadion Evertonu

W każdym mieście je znajdziecie. Kluby może chwilowo mniej bogate w sukcesy, ale z charakternymi kibicami i niepowtarzalnym klimatem.

Nie posiadają megasklepów na Dalekim Wschodzie, a na ich meczach większość stanowią chłopaki i dziewczyny z sąsiedztwa. 1860 w Monachium, Atlético w Madrycie, Espanyol w Barcelonie, AC Torino w Turynie. O tak, obejrzeć Kamila Glika w akcji na żywo… O tak, to wielkie marzenie! Kto jeszcze? Everton w Liverpoolu czy kiedyś City w Manchesterze…

Zaczęło się od nieporozumienia. Moja żona, jej siostra i moja siostra zażyczyły sobie, bym im pokazał, gdzie na mapie znajduje się Everton. Przeważnie bliskie mi kobiety nie pytają, gdzie się wybieram, wierząc w mój zdrowy rozsądek (he he he). Tym razem jednak było inaczej. Podróż do ojczyzny futbolu była inna niż poprzednie. Na mecz Evertonu z Manchester City po raz pierwszy w trasę zabierałem dziewięcioletnią, najstarszą latorośl. Ja wiem, że dziś wybrać się na Wyspy to żadna sztuka, ale od czegoś trzeba zacząć. Jednak lecieć np. do Brazylii trudniej – raz, że koszty, dwa, że mój Kuba i tak by nie poleciał po tym, jak przeczytał w jednym z magazynów „Przeglądu Sportowego”, że tam „piłka spływa krwią”, czy coś w tym stylu.

kuba

W każdym razie wziąłem małego na pakę, a jeszcze niedawno (w 2009 roku) pożyczyłem od niego piłkę plażową, gdy wybrałem się na wycieczkę na mecz Ligi Mistrzów między Liverpoolem (tam właśnie znajduje się Everton, Aniu) a Olympique Lyon.

Na Goodison czuć historię, a przecież był czas, że ten stadion był najnowszym krzykiem mody – pierwszy z piętrowymi trybunami (1938), pierwsza podgrzewana murawa (1958) i pierwszy z trzypiętrową trybuną (1971). A dziś? Dość powiedzieć, że Ballens Road Stand nie był dotykany od dnia, gdy był areną półfinału mistrzostw świata w 1966 roku.

Mecz jak mecz. Everton pokonał Manchester City 2:0, a znajomi z miasta Beatlesów przysięgali na gitarę Paula McCartneya (ponoć kibic The Toffeess), że to był najlepszy mecz sezonu i że od tej pory będą mnie oraz Kubę ściągać na każdy. Czego się nie mówi w euforii? Faktem jest, że już niebawem wybieramy się na Wyspy znów, by zobaczyć te same drużyny. Tym razem w spotkaniu, które rozgrywane będzie w Manchesterze.

Wówczas na Evertonie, by podtrzymać dobry nastrój, po meczu – do pubu. Bo niby gdzie? Gwar jak na Marszałkowskiej, aż nagle zapadła cisza jak makiem zasiał. Sami narkomani? Wybrano nowego papieża? Prawie. Pomeczowego wywiadu dla Sky udzielał David Moyes i wszyscy w pubie spijali słowa z jego ust, mimo że nie powiedział nic nadzwyczajnego. To uzmysłowiło mi, jak silną pozycję posiada ówczesny menadżer Evertonu. Jak sobie Niebiescy bez niego poradzą?

moyes

Przez cały dzień w Liverpoolu nie udało mi się wydać na piwo ani złamanego pensa mimo usilnych prób. Potwierdziły się pogłoski o ogromnej serdeczności Scousers, którzy tłumaczyli, że „spokojnie, w Szkocji będziesz miał okazję wydać kasy sporo”. Musicie bowiem wiedzieć, że z Liverpoolu mieliśmy plan udać się do Edynburga.

TUTAJ znajdziesz rozszerzoną wersję tego tekstu

Za to Szkoci, gdy to usłyszeli, kazali mi sprawdzić, czy mam przy sobie portfel, jako że wciąż żywy jest stereotyp o tym, że do łapek Scousers lubią się przyklejać różne przedmioty niebędące ich własnością. Jednak nic z tych rzeczy. Portfel był na miejscu.

MACIEJ SŁOMIŃSKI

Artykuł pochodzi ze SLOWFOOT.pl

Pin It