Zgrupowanie w Emiratach jednak potrzebne

Reprezentacja Polski złożona z zawodników T-Mobile Ekstraklasy gładko ograła Norwegię, a kibice i dziennikarze zamiast cieszyć się z choćby minimalnego kroku do przodu, zawodzą nad sensem zgrupowania w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Owszem, zimowe obozy kadry nie należą do najlepszych inicjatyw PZPN, ale na tle poprzednich wyjazdów akurat tegoroczny ma najwięcej sensu.

Po pierwsze, pewne zwycięstwo z Norwegią i prawdopodobnie równie przekonujące z Mołdawią zapewni Adamowi Nawałce kilka tygodni spokoju. Niby to nic nieznaczące sparingi, ale podobnie było w listopadzie, kiedy Polacy zaliczyli lanie od Słowaków i nijaki remis z Irlandczykami. Wówczas, mimo że były to dopiero pierwsze mecze „Ciepłego” jako selekcjonera, posypała się lawina bzdurnej krytyki, która miał tyle sensu, co noszenie sandałów na śniegu. „Nowy trener, stara bieda” – lamentowano, zupełnie tak, jakby piłkarze mieli zacząć grać lepiej tylko dzięki widokowi bezrękawnika Nawałki. Teraz dwie wygrane (nie wyobrażamy sobie porażki z Mołdawią) pozwolą uniknąć podobnych płaczów, a były opiekun Górnika zyskuje czas oraz pewność siebie, która jest niemniej ważna. Dublet zwycięstw w Emiratach może pozwolić mu uwierzyć, że z reprezentacją też da się wygrywać.

Po drugie, dla Nawałki zgrupowanie w Abu Zabi jest kolejnym cennym doświadczeniem w roli selekcjonera kadry. Oczywiście nie zapominamy, że „Ciepły” miał już okazje przyglądać się reprezentacyjnym obozom za kadencji Leo Beenhakkera, jednak wtedy był jak Kjeld Jensen w gangu Olsena. To nie on układał plan działania, nie na jego głowie spoczywało obmyślanie strategii i nie on musiał się martwić, by wszystko miało ręce i nogi. Nie, tym wszystkim zajmował się Leo, a Adaś mógł co najwyżej podskakiwać do rytmu i nosić za Holendrem teczkę niczym poczciwy Kjeld za Egonem.

Teraz jest inaczej, bo to Nawałka jest szefem i to jego pomysły wcielają w życie inni. Praca trenera klubowego i selekcjonera reprezentacji różnią się od siebie jak rowerek „Jigsawa” od bicyklu Michała Kwiatkowskiego, co udowodnili poprzednicy „Ciepłego” – Franciszek Smuda i Waldemar Fornalik. O ile prowadząc zespół w jakiejkolwiek lidze ma się do dyspozycji swoich piłkarzy w zasadzie non stop, o tyle w kadrze kontakt z nimi jest ograniczony do paru kilkunastodniowych spotkań w roku. W tak krótkim czasie nie tylko należy im przedstawić swoją wizję gry i nauczyć wcielać ją w życie, ale także np. wyrównać zaległości treningowe. Tego też trzeba się nauczyć, a wyjazd do Abu Zabi jest dla Nawałki następną szansą na bezbolesne przestawienie się z jednego trybu działania na drugi. W tym przypadku im więcej okazji, tym lepiej.

No i po trzecie, tym razem piłkarzom powołanym na „ligowe zgrupowanie reprezentacji” wcale nie jest tak znowu daleko do tego pierwszego garnituru. Wawrzyniak i Jodłowiec śmiało mogą myśleć o podstawowej jedenastce na jesienne mecze eliminacyjne, a Brzyski, Rzeźniczak, Teodorczyk czy Olkowski w formie z minionej rundy powinni  spokojnie znaleźć sobie miejsce w szerokim składzie kadry. Do tego dochodzą odkrycia minionego półrocza, czyli Masłowski, Starzyński czy Zachara, których prędzej czy później należało sprawdzić, a kiedy jak nie w takim meczu? No przecież nie w kwalifikacjach.

Jasne, jest też grupa zawodników, dla których jest to tylko darmowa wycieczka do ciepłych krajów, ale można to tłumaczyć tym, że liczba reprezentantów musiała się zgadzać. Jakby to spuentował grany przez Jana Machulskiego „Nadinspektor” z Kilera – musiała, bo inaczej dupa zbita. Do piłkarzy wartych sprawdzenia należało dokooptować kogoś, kto prędzej niż o kadrze narodowej może myśleć o tym filmowym, jednak raz na jakiś czas zdarzy mu się prosto kopnąć i dlatego wielkiego wstydu nie przyniesie. Innej logiki w powołaniach Szymona Pawłowskiego czy choćby Łukasza Madeja nie znajdujemy, bo raczej trudno upatrywać w nich realnych rywali dla Błaszczykowskiego, Soboty czy Mierzejewskiego. Chyba że Nawałka widzi coś, czego my nie widzimy.

W sumie dobrze by było, bo chyba dlatego on jest selekcjonerem reprezentacji, a my tylko jej fanami.

MATEUSZ JANIAK

Pin It