Po tygodniu przerwy wracają emocje związane z Ligą Mistrzów. Chociaż tak naprawdę będą one towarzyszyć tylko śledzącym mecz na Stamford Bridge, gdzie Chelsea podejmie Galatasaray Stambuł. Wynik pierwszego meczu zwiastuje walkę na śmierć i życie, czego nie należy się spodziewać w Madrycie, gdzie po pogromie w Gelsenkirchen, Real zagra w zasadzie towarzysko z Schalke.
Uratować honor
Fatalny bilans Realu z niemieckimi drużynami, zwłaszcza podczas meczów wyjazdowych, zbiorowa grypa żołądkowa lub mecz życia całej drużyny – chyba tylko w tych wypadkach fani Schalke mogli myśleć o awansie, a przynajmniej uniknięciu kompromitacji w starciu z podopiecznymi Carlo Ancelottiego. Jak na złość, dwa ostatnie czynniki nie zaistniały, a o pierwszym „Królewscy” najwyraźniej zapomnieli, przejeżdżając się po zespole z Gelsenkirchen niczym walec drogowy. Schalke 04 zostało przemianowane na Schalke 16, a pociąg z napisem „ćwierćfinał” przemknął przed niemiecką drużyną z prędkością Talgo 350. Także dziś trudno szukać racjonalnych argumentów na korzyść zespołu z Zagłębia Ruhry. Co prawda, w roku 2014 podopieczni Jensa Kellera przegrali tylko dwa razy, w dodatku z takimi tuzami jak Real i Bayern, ale wyniki tamtych spotkań (1:6 i 1:5) nie pozostawiają złudzeń, gdzie jest właściwe dla nich miejsce w szeregu. Niemieccy kibice mogą pocieszać się kapitalnym golem Huntelaara, którego powtórzenie w Madrycie może być jedyną szansą, na honorowe pożegnanie się z Ligą Mistrzów.
Pamiętając o zbliżającym się wielkimi krokami Gran Derbi, nieuniknionym wydaje się dokonanie przez Carlo Ancelottiego szeregu zmian w pierwszym składzie. W przypadku każdej innej drużyny jest to dobra wiadomość dla rywali; tym razem jednak na boisko zostaną wypuszczeni zawodnicy szalenie ambitni, chcący pokazać, że to oni powinni stanąć naprzeciwko „Dumy Katalonii” w ten weekend. Jako że rezerwowy skład Realu śmiało mógłby walczyć o czołowe miejsca w każdej lidze, trudno wyobrazić sobie inny scenariusz niż triumf zespołu ze stolicy Hiszpanii. Auf Wiedersehen Schalke!
Zero do stracenia
W Londynie wszystkie oczy będą zwrócone na Didiera Drogbę. Iworyjski napastnik, niegdysiejszy bohater Chelsea, dziś dostanie niepowtarzalną szansę wyrzucenia za burtę swojego byłego klubu. Zawodnik zapowiedział już, że ewentualnych bramek nie zamierza celebrować, co nie zmienia faktu, że obrońcy „The Blues” nie mają co liczyć na taryfę ulgową. Napisać, że cała nadzieja Galatasaray pokładana jest w Drogbie – to byłoby zdecydowanie zbyt dużo, choć z drugiej strony, kto z jego drużyny, jeśli nie on, ma wykorzystać wszystkie detale Stamford Bridge na swoją korzyść? Oczywiście, także pozostali zawodnicy z Turcji w piłkę grać potrafią doskonale, co było widać w pierwszym meczu, jednak wynik nie mógł ich w pełni satysfakcjonować. W Londynie, w razie straty bramki, „Galata” będzie musiała za wszelką cenę strzelić przynajmniej dwa gole, a to zadanie nie należy, delikatnie mówiąc, do najłatwiejszych. Co jak co, ale bronić się drużyny Jose Mourinho potrafią doskonale.
Podopieczni „The Special One” do rewanżu przystąpią co prawda jako lider ligi angielskiej, ale ważniejsza będzie raczej chęć zmazania plamy po ostatniej porażce z Aston Villą w Premier League. Portugalski szkoleniowiec „The Blues” będzie miał do swojej dyspozycji prawie wszystkich zawodników z kadry zespołu i trudno oczekiwać, by z tej okoliczności nie skorzystał w optymalny sposób. Bramkowy remis wywieziony z Turcji jest niezwykle cenną zdobyczą, lecz chyba nikt nie wyobraża sobie zaparkowanego we własnym polu karnym autobusu, co zwiastuje w tym spotkaniu emocje od pierwszego aż do ostatniego gwizdka sędziego. Będzie zabawa, będzie się działo i znowu nocy będzie miało! Szykuje się piłkarska uczta, święto i żałoba. Ta pierwsza – przed telewizorami w całej Europie. Miejsce pozostałych dwóch? Poznamy najpewniej przed 23:00, choć na wszelki wypadek radzimy przygotować się na dłuższy niż zwykle wieczór z Ligą Mistrzów. Nie pożałujecie.
BARTŁOMIEJ KRAWCZYK