Zemsta króla Paryża?

Petrodolary biegające po murawie kontra najlepsza drużyna ostatnich lat, która wciąż ma wiele do udowodnienia. Ale tak naprawdę starcie PSG z Barceloną ma tylko jedno imię -  Zlatan Ibrahimović.  W tym ćwierćfinale oczy całego świata skierują się na niereformowalnego Szweda.  Dzisiaj po raz kolejny stawi czoła największej prześladowczyni swojego życia.  Ma do wyrównania całkiem sporo rachunków.

***

Gdy trzy lata temu „Ibra” przenosił się na Camp Nou, miał nadzieję urzeczywistnić wielkie sny o triumfie w Lidze Mistrzów. Ale tak naprawdę w powodzenie operacji, przynajmniej w kontekście indywidualnego sukcesu, wierzył chyba tylko on sam. Wybuchowy, buntowniczy, niepokorny, żywiołowy – miał nagle wystąpić wbrew sobie i całkowicie podporządkować się  charyzmatycznemu Guardioli. To brzmiało wręcz jak żart. Każdy choć trochę znający Ibrahimovicia zdawał sobie sprawę, że ten związek nie ma racji bytu i zakończy się wielkim hukiem. Tak też się stało. Szwed na każdym kroku uzewnętrzniał swoje niezadowolenie, dając temu wyraz. Opanowany Pep nie reagował, tylko spokojnie udowadniał niesfornemu podopiecznemu kto tu rządzi. Ten, sfrustrowany, nie prezentował się najlepiej, nie był numerem jeden. Na każdym kroku pozostawał w cieniu Leo Messiego. Po sezonie w atmosferze wielkiego skandalu poszedł w odstawkę na wypożyczenie do Milanu i w „bordowo-granatowej” koszulce już nie zagrał. Zaprzysiągł sobie zemstę, której dotąd nie spełnił. Choć miał ku temu wiele okazji, nigdy Barcy nie pokonał.

Dzisiaj staje przed kolejną szansą, by wziąć odwet. Sam skrzętnie to ukrywa, o Barcelonie wypowiada się w samych superlatywach, podobnie jak o Leo Messim: – Złota Piłka powinna nosić imię Messiego – przyznał na przedmeczowej konferencji prasowej.  To jednak dobra mina do twardej gry.  W głębi duszy piętrzy się niesamowita złość i determinacja, by wreszcie wyrównać wszelakie rachunki; pokazać Barcelonie, że niepotrzebnie go kiedyś odstawiła i zademonstrować wyższość nad połykającym kolejne rekordy Argentyńczykiem.

W PSG cała gra opiera się na Zlatanie. Zdążył już strzelić aż 25 bramek, z nie mniejszą częstotliwością zalicza też asysty. To on jest królem szatni i boiska. Gdy nie gra, klub arabskich szejków przypomina dzieci błądzące we mgle, kompletnie sobie nie radzi. Dlatego tak desperacko apelowano w UEFA o skrócenie dyskwalifikacji za czerwoną kartkę w pierwszym meczu z Valencią. Próby się powiodły i dzisiejszego wieczora Zlatan będzie miał okazję przypomnieć się Katalończykom.

PSG tradycyjnie zagra z kontry, w opozycji do katalońskiej tiki-taki. Skutek mogą przynieść przede wszystkim dalekie piłki w kierunku Ibrahimovicia. Barca, pomimo gry czwórką obrońców, wcale nie ma pewności w tyłach.  Defensywa to najbardziej newralgiczna formacja, wziąwszy pod uwagę na brak Carlesa Puyola. Zastępujący go Javier Mascherano absolutnie nie zalicza się do wirtuozów. Nie stroni od szkolnych pomyłek, głupich zachowań, z Milanem omal nie sprokurował straty bramki. Również zazwyczaj solidnemu Gerardowi Pique zdarzają się szkolne gafy.

Po wspaniałej remontadzie z Milanem,  nikt nie ma wątpliwości, że wielka Barca nie umarła i ma się dobrze. Ale – jak mówi Arsene Wenger – wcale nie jest niepokonana, co pokazał Milan na San Siro, a także wcześniej Celtic Glasgow. Wystarczy więc jedno potknięcie, chociażby dzisiaj, aby znów pojawił się temat ostatecznego upadku. Historia potrafi pisać różne scenariusze.  W ubiegłym dziesięcioleciu,  PSG wyeliminowało Barcelonę z Ligi Mistrzów, co przez wielu jest uznawane za kategoryczny koniec dream teamu Johana Cruyffa.

Katalończycy wyciągnęli wnioski z błędów przeszłości. Jak zwykle będą nieziemsko zmotywowani, dodatkowo napędzeni pozytywną energią związaną z powrotem Tito Vilanowy na ławkę trenerską.  Tęsknili za nim, jak syn za ukochanym ojcem pracującym zagranicą. Z Jordi Rourą czuli się tylko jak z przyszywanym opiekunem, co odbijało się na atmosferze szatni.  Ale normalność powróciła.

Na Parc de Princes, „Duma Katalonii” musi sobie poradzić bez kontuzjowanego Pedro.  Pytanie teraz, kto go zastąpi. Kandydatów jest dwóch: Alexis Sanchez i Cristian Tello. Pierwszy bardzo doświadczony, ale nie grzeszący formą i skutecznością. Lada dzień może opuścić Camp Nou. Drugi – perełka La Masii – młody, nieopierzony, ale szybki, zwrotny, ruchliwy, dobrze współpracujący z partnerami.   Świetnymi występami udowadnia, że warto dać mu dzisiaj szansę. Czy Vilanowa go zauważy?  Nie ma chyba wyboru, gdy weźmiemy pod uwagę w jakiej dyspozycji jest Alexis.

O porażce Barcelony marzy cała Europa. Jose Mourinho skontaktował się nawet z Carlo Ancelottim i przekazał swój przepis na pokonanie Barcy. Nikt tak dobrze nie rozgryzie Barcy jak on, w tym sezonie zrobił to już trzykrotnie.  Czy Włoch zastosuje się do jego wskazówek?

DANIEL KAWCZYŃSKI

***

PSG – FC BARCELONA, 20:45

Pin It