Zupełnie jak dawniej. Znów zobaczyliśmy stary dobry styl Borussii Dortmund. Kiedy drużyna Jürgena Kloppa złapie rytm, rozjeżdża i masakruje przeciwnika niczym czołg. Wczoraj żółto-czarne trybuny na Signal Iduna Park oglądały wielkie zwycięstwo, w wielkim stylu. Kto nie oglądał, niech żałuje.
Większość obserwatorów futbolu, debiut Guardioli na ławce trenerskiej Bayernu Monachium wyobrażała sobie nieco inaczej. Wydawało się, że nowy trener tak poukładał drużynę, że w Niemczech monachijczycy znowu będą rządzić niepodzielnie. Niemiecka prasa wpadła w huraoptymizm, wieszcząc narodziny nowej, starej europejskiej potęgi wraz ze zwycięstwami z amatorami czy w zwykłym przedsezonowym turnieju Telekom Cup. To Superpuchar Niemiec miał być pierwszym z wielu trofeów Guardioli. Pep pewnie nie wiedział, z jak silnym rywalem przyjdzie mierzyć się jego drużynie.
To Borussia Dortmund od początku imponowała determinacją i pomysłem na grę. Nie było straconych piłek, w linii pomocy szalał duet Błaszczykowski&Reus, a nawet krytykowany ostatnimi czasy Großkreutz imponował swoją grą. Okazało się, że sprawna dortmundzka maszyna potrafi działać bez uciekiniera Mario Götzego, który wczoraj, rzecz jasna, nie wystąpił. Od początku było wiadomo, że Klopp ma w swojej drużynie piłkarzy, którzy mogą się przeciwstawić mistrzowi Niemiec. Zamiast Thiago Alcantary, na boisku rządził Gündoğan. Na skrzydle zamiast Shaqiriego i Robbena, brylowali wcześniej wspomniani Błaszczykowski i Reus. Prawdziwą klasę pokazał Robert Lewandowski, który sprawnie współdziałał z kolegami z linii pomocy, w odróżnieniu od Mandžukicia, który wczoraj tylko snuł się w okolicy pola karnego.
Guardiola nie mógł skorzystać z usług kontuzjowanych Manuela Neuera i Francka Ribery’ego. Zaskoczył jednak desygnowaniem do pierwszego składu van Buytena zamiast Dantego. van Buyten zagrał chyba najgorszy mecz od pamiętnego spotkania Polska-Belgia na stadionie Constanta van den Stocka w Brukseli, kiedy ośmieszył go Radosław Matusiak i strzelił zwycięską bramkę dla reprezentacji Polski. W pierwszej połowie znakomitymi interwencjami popisywał się Roman Weidenfeller, który znakomicie obronił strzały kolejno Kroosa, Mandžukicia i Shaqiriego. Dortmundczycy do szatni schodzili z korzystnym wynikiem 1:0 po bramce Marco Reusa w 6′ minucie spotkania. Weidenfeller skapitulował dopiero w 54′ minucie, kiedy po znakomitym dośrodkowaniu Lahma, Robben mocnym strzałem głową wyrównał stan meczu.
Wtedy dał o sobie znać wielki pechowiec – van Buyten. Około 120 sekund po golu Robbena, Belg skierował piłkę do własnej bramki po dośrodkowaniu Ilkaya Gündoğana. Minutę później nastąpił drugi nieoczekiwany cios. Na rajd zdecydował się znakomity wczoraj Gündoğan. Ośmieszył defensywę Bayernu i podkręconym strzałem zmusił Starke do wyciągnięcia piłki z siatki. Nokaut. van Buyten już nawet nie wysuwał się do podań, był ewidentnie załamany obrotem spraw. Robben strzelił kontaktową bramkę w swoim stylu. Lahm i holenderski pomocnik to najjaśniejsze postaci w ekipie Bawarczyków. Lahm zaliczył dwie asysty, Robben strzelił dwie bramki. W 72′ minucie Błaszczykowskiego zmienił nowy nabytek Żółto-Czarnych Aubameyang. W 86′ minucie 80 tysięcy ludzi na Westfalenstadion oglądało koronną akcję Borussii. Lewandowski wręcz wirtuozerskim zagraniem otworzył drogę do brami Aubameyangowi, a ten podał do Reusa, który nie mógł się pomylić. Borussia – cztery, Bayern – dwa.
Oczywiście był to mecz z mnóstwem podtekstów. Lewandowski zagrał znakomity mecz, choć nie strzelił żadnej bramki. Mina Guardioli była bezcenna. Czekamy na więcej, start ligi już niebawem.
KAMIL ROGÓLSKI