Zapomniane emocje w Primera Division

capello W ostatnich latach przyzwyczailiśmy się, że na półmetku ligi hiszpańskiej Barcelona lub Real (ewentualnie oba te kluby naraz) miały gigantyczną przewagę nad resztą stawki. Znakomita postawa Atletico spowodowała, że pierwszy raz od dłuższego czasu w wyścigu o mistrzostwo Hiszpanii zespoły rozgrywające Gran Derbi mogą zostać zdystansowane. Podobnego ścisku w czołówce ligi nie obserwowaliśmy od niezwykłego sezonu 2006/07, który zasługuje na przypomnienie. Zatem przeżyjmy go jeszcze raz!

HDP-RGOL-640x120

Na półmetku rozgrywek (19 kolejka – wszystkie porównania w dalszej części tekstu będą nawiązywać do tej serii spotkań) ligowej stawce przewodziła Duma Katalonii, która czuła na plecach oddech potężnej grupy pościgowej, w której znajdowały się kolejno zespoły Sevilli, Realu, Valencii oraz Atletico Madryt. Trykot Barcelony przywdziewali wtedy zarówno gwiazdy pokroju Samuela Eto’o czy Ronaldinho,  jak i piłkarze do dziś stanowiący kręgosłup zespołu – Valdes, Xavi, Iniesta czy Lionel Messi, którego talent w sezonie 2006/07 eksplodował na niewiarygodną skalę – dość powiedzieć,  że z utalentowanego juniora wyrósł na drugiego piłkarza roku 2007 w plebiscycie FIFA. Pomimo tej niesamowitej kadry, Katalończycy nie zdołali obronić mistrzowskiego tytułu, który dzięki lepszemu bilansowi bezpośrednich spotkań powędrował do Madrytu.

W barwach wicelidera ze stolicy Andaluzji brylowali wówczas tacy gracze jak rozgrywający najlepszy sezon w karierze Malijczyk Frederic Kanoute, Brazylijczycy  Dani Alves i Luis Fabiano, oraz młode nadzieje hiszpańskiego futbolu – Jesus Navas wraz z świętej pamięci Antonio Puertą. Sevillistas pod wodzą Juande Ramosa zwieńczyli znakomity sezon zdobywając Puchar Króla oraz triumfując po raz drugi z rzędu Puchar UEFA, jednak do klubowej gabloty nie udało im się dołożyć drugiego mistrzostwa Hiszpanii – sezon zakończyli na 3 miejscu, tracąc do czempiona 5 „oczek”.

Real Capello

Na trzecim miejscu po 19 kolejkach znajdował się Real Madryt, który do prowadzącego zespołu Barcelony tracił tylko jedno „oczko”. Królewskich prowadził wtedy Fabio Capello, który odsunął od pierwszego składu Davida Beckhama po tym, jak Anglik ogłosił, iż po sezonie przeniesie się do zespołu  Los Angeles Galaxy. Niezadowalające wyniki drużyny zmusiły jednak włoskiego szkoleniowca do zmiany decyzji, co okazało się zbawienne w skutkach – Beckham zaliczył najlepszą rundę w Madrycie i wraz z byłym kolegą z Manchesteru United i królem strzelców tamtego sezonu, Ruudem van Nistelrooy’em, walnie przyczynił się do zdobycia przez Real trzydziestego mistrzostwa kraju.

Niesamowici Villa i Morientes

Tuż za podium, zarówno na półmetku, jak i na końcu sezonu, znalazła się Valencia. W ataku zespołu „Nietoperzy” błyszczał duet Morientes – Villa, który we wszystkich rozgrywkach łącznie 43-krotnie pokonywał bramkarzy rywali, a swoje pierwsze kroki w wielkiej piłce stawiał wówczas David Silva, który pomimo młodego wieku wywalczył sobie miejsce w pierwszym składzie. Valencia byłaby z pewnością niekwestionowanym liderem rozgrywek, gdyby nie plaga kontuzji, która przyczyniła się do serii sześciu meczów bez zwycięstwa – w tym czasie drużyna zdobyła ledwie dwa punkty, a strata do Barcelony wyniosła aż 12 „oczek” (podczas gdy po 7 spotkaniach „Nietoperze” ustępowały tylko bilansem bramek). Część strat udało się odrobić, dzięki czemu Valencia bardzo długo zachowywała szanse na tytuł, jednak druga seria niepowodzeń przyszła w najbardziej niepożądanym momencie – w ostatnich trzech kolejkach Los Che uciułali tylko jeden punkt, przez co nie załapali się nawet na podium.

T YPUJ I WYGRYWAJ: Ile kartek zgarnie Pazdan, ile razy poślizgnie się Wawrzyniak?

Ostatnią drużyną w czołówce było Atletico Madryt, które straciło najmniej bramek, a liderowi ustępowało tylko czterema punktami. Wrażenie robią nazwiska napastników, którymi Rojiblancos dysponowali w tamtym czasie – Fernando Torres, którego gwiazda świeciła pełnym blaskiem, oraz Sergio Aguero, dla którego był to pierwszy sezon w wielkim futbolu. W rundzie rewanżowej Atletico nie utrzymało dobrego tempa z pierwszej części ligi – zdobyli o 10 punktów mniej i w tabeli dali się wyprzedzić jeszcze Villarealowi i Realowi Saragossie.

Jak będzie tym razem?

Porównując tamte rozgrywki z obecnymi w oczy rzuca się kilka faktów – po pierwsze, znacznie szersza była czołówka ligowej tabeli – ósme w ligowej klasyfikacji Getafe miało stratę tylko 10 punktów, podczas gdy na półmetku obecnego sezonu 14 „oczek” za liderem znajduje się czwarte Bilbao, a ósma drużyna Primera Division – Valencia traci aż 27 punktów czyli więcej, niż sama zdołała wywalczyć (23). Przewagę uciekającej trójki nad peletonem można porównać z silnym policzkiem wymierzonym rywalom.

Po drugie,  dzisiejsza czołówka gubi zdecydowanie mniej punktów. Prowadzące zespoły Atletico i Barcelony zdobyły 50 na 57, co daje blisko 88% punktów możliwych do zdobycia – we wspominanym sezonie było to tylko 68%. W czterech poprzednich edycjach ligi zwycięzca gromadził 99, 96, oraz dwukrotnie po 100 „oczek” (88%) i wszystko wskazuje na to, że w tym sezonie wynik będzie podobny. Nie zdarzyło się jednak w XXI wieku, aby na ten niesamowity poziom wzbiły się aż trzy zespoły – strata brązowego medalisty do mistrza wynosiła w minionych latach 28, 25, 39(!) i 24 punkty.

Skład tegorocznego podium jest już znany. Rodzi to pytania o poziom rozgrywek – czy Atletico, Barca i Real stały się tak silne, czy może to reszta stawki znacznie obniżyła loty. Nie deprecjonując osiągnięć wymienionej trójki, skłaniałbym się raczej ku drugiej opcji, na co dowodem są składy zespołów w La Liga. Dzisiaj wielkie gwiazdy występują wyłącznie w Realu i Barcelonie, a także rodzą się pod okiem Diego Simeone w Atletico. TUTAJ czytaj o tym jak Atletico wkraczało na salony. Reszta klubów dysponuje zawodnikami co najwyżej ponadprzeciętnymi i tylko w pięknych wspomnieniach wraca do czasów, gdy na boiskach Primera Division w ich barwach biegali piłkarze pokroju tych wymienionych w tekście. To właśnie te gwiazdy przyczyniły się do tego, że sezon 2006/07 był tak wyrównany i emocjonujący dla większej rzeszy kibiców. Niestety, jak śpiewała Maryla Rodowicz – to se ne vrati. I to raczej przez dłuższy czas…

BARTŁOMIEJ KRAWCZYK

fot. www.realmadrid.com

HDP-RGOL-640x120

Pin It