Od kilku sezonów w Ekstraklasie regularnie przewija się cała masa obcokrajowców. Jedni znaczą w lidze mniej, inni więcej, jedni mieli być jej gwiazdami, ale okazali się niewypałami, a jeszcze inni są jej czołowymi postaciami. Członków dwóch ostatnich grup postanowiliśmy dziś wziąć pod lupę i sprawdzić, jak radzą sobie po wyjeździe z Polski. Wzięliśmy pod uwagę piłkarzy, którzy opuszczali Ekstraklasę w przeciągu trzech ostatnich sezonów.
***
DUDU BITON
Izraelski napastnik do Wisły Kraków trafił latem 2011 roku. „Biała Gwiazda” wypożyczyła go wówczas z belgijskiego Royal Charleroi za 150 tysięcy euro. Biton wejście w polską ligę zaliczył niczym Bruce Lee w „Enter the Dragon” – 9 goli w 11 kolejkach, a do tego pięć kolejnych trafień dołożonych w pucharach. Niestety, wiosną wiodło mu się już słabiej i po sezonie w Krakowie, w obliczu kiepskiej kondycji finansowej postanowiono, że Izraelczyk wróci do Belgii. Latem 2012 roku Biton za 800 tysięcy euro przeszedł do Standardu Luttich, gdzie jednak nie szło mu najlepiej i już po pół roku wypożyczono go do APOEL-u Nikozja. Na Cyprze radził sobie znacznie lepiej, strzelił sześć goli w dwunastu meczach i z podniesioną głową mógł wracać do Belgii. Jesienią jednak zaledwie dwukrotnie znalazł się w meczowej osiemnastce Standardu, dlatego zimą ponownie został wypożyczony, tym razem do Alcoron. Ale i na zapleczu Primera Division Biton radzi sobie bardzo słabo – do tej pory zagrał w sześciu spotkaniach swojej drużyny, w których nie zdobył ani jednej bramki, a ostatnio brakuje dla niego miejsca nawet na ławce.
ISMAEL BLANCO
Do Polski Argentyńczyk przychodził jako dwukrotny król strzelców ligi greckiej. Wyczynu tego Blanco dokonał jednak w latach 2008 i 2009, a do Legii trafił 2,5 roku później, po uprzednim rozwiązaniu kontraktu z meksykańskim San Luis. Jak skończyła się przygoda Blanco ze stołecznym klubem, wszyscy wiemy. 10 meczów i 2 gole, z czego oba w Pucharze Polski – te liczby nie wystawiały Argentyńczykowi najlepszej laurki. Jesień 2012 roku piłkarz spędził na zapleczu Bundesligi w barwach TSV 1860 Monachium, gdzie szło mu równie beznadziejnie jak w Legii, co oczywiście poskutkowało rychłym odejściem ze stolicy Bawarii. Od początku 2013 roku Blanco wrócił więc do ojczyzny, gdzie radzi sobie całkiem przyzwoicie – w tym sezonie, jego klub CA Lanus znajduje się na szóstym miejscu w tabeli, a przez półtora roku były zawodnik Legii strzelił dla swojego zespołu łącznie jedenaście bramek.
EDGAR CANI
Albański snajper w Polonii znalazł się, gdy ta jeszcze – tylko pozornie – rosła w siłę i ściągała do siebie drogich, zagranicznych graczy. Jednym z nich był właśnie Cani, ściągnięty do Warszawy przez Józefa Wojciechowskiego, po tym jak wygasł mu kontrakt z Palermo. Występujący w przeszłości głównie w Serie B Albańczyk w Ekstraklasie odnalazł się znakomicie, strzelając jedenaście goli w swoim pierwszym sezonie w „Czarnych Koszulach”. W kolejnych rozgrywkach wiadome było już, że Polonia zostanie z ligi zdegradowana i z Warszawy zaczęła się masowa ewakuacja. Po rozegraniu zaledwie pięciu meczów jesienią, Caniego z Polski wyciągnęła grająca w Serie A Catania, w której zawodnik przez pół roku zaliczył tylko cztery występy. Latem 2013 Albańczyk za 200 tysięcy euro trafił o klasę niżej – do Carpi FC, gdzie jednak również – mimo sporej liczby minut – zawodził (14 meczów, 1 gol). Zimą został wypożyczony do AS Bari, w którym wciąż czeka na premierowe trafienie. Jak na razie, w dziesięciu spotkaniach ta sztuka nie udała mu się ani razu.
JUNIOR DIAZ
Były piłkarz Wisły i wciąż aktualny reprezentant Kostaryki w Krakowie zameldował się zimą 2008 roku, trafiając tam z rodzimego CS Herediano za kwotę 300 tysięcy euro. W Polsce Diaz zaliczył w sumie sześć pełnych rund, a z „Białą Gwiazdą” pożegnał się na początku 2011 roku, gdy jego pozycja w składzie znacznie osłabła. Za 800 tysięcy euro trafił do belgijskiego Brugge, z którego jednak już po pół roku… został wypożyczony z powrotem do Wisły. W Krakowie spędził ostatni już sezon, po czym w lipcu 2012 roku został kupiony przez FSV Mainz. Na zapleczu Bundesligi odnalazł się przyzwoicie, zagrał w większości meczów sezonu 2012/13 i strzelił nawet jednego gola. Podobnie rzecz ma się w tych rozgrywkach, w których Kostarykanin – mimo niemrawego początku – ostatnio nie oddaje miejsca na placu. I wciąż jest etatowym reprezentantem kraju, który za niewiele ponad miesiąc wystąpi na Mistrzostwach Świata.
CRISTIAN OMAR DIAZ
Król strzelców ligi boliwijskiej – z taką łatką w 2010 roku do Śląska przychodził Diaz, za którego wrocławianie zapłacili jego poprzedniemu klubowi – CD San Jose – 275 tysięcy euro. W polskiej lidze Argentyńczyk spędził w sumie trzy sezony, w każdym z nich coraz bardziej obniżając loty – najpierw było osiem goli, później pięć, a na koniec tylko dwa. W międzyczasie przydarzyła mu się kłótnia z ówczesnym szkoleniowcem Śląska, Orestem Lenczykiem, którego Diaz nazwał niecenzuralnym zwrotem na literkę ‚c’. W maju 2013 roku piłkarz rozwiązał kontrakt z wrocławianami i… słuch o nim zaginął. Według portalu 90minut.pl jesienią pozostawał bez klubu, a tę rundę spędza w boliwijskim Club Bamin Real Potosi. Ciężko oczekiwać jednak jakichkolwiek statystyk.
ANDRAZ KIRM
Kirma do Krakowa ściągnął jeszcze Maciej Skorża. Miało to miejsce w 2009 roku, a Wisła wyłożyła na stół wówczas 450 tysięcy euro. Przez trzy i pół roku pod Wawelem Słoweniec dał nam się poznać jako piłkarz chimeryczny, ale przy tym mogący pochwalić się całkiem przyzwoitymi liczbami – może 16 goli i 16 asyst w trzy lata, to nie podium w klasyfikacji kanadyjskiej, ale wynik co najmniej solidny. 30 sierpnia 2012 roku Kirm za 300 tysięcy euro trafił do holenderskiego Groningen, w którym rządził wówczas dobrze nam znany Robert Maaskant. Holender – mimo niezłego, siódmego miejsca – ze swoją posadą pożegnał się już po roku, ale Kirm pozostał w Groningen na kolejny sezon, po rozegraniu 32 spotkań. W tych rozgrywkach Eredivisie Słoweniec na placu melduje się już nieco rzadziej i częściej pełni rolę rezerwowego, ale rezultat 25 meczów i 2 goli należy traktować w kategoriach in plus. Na kolejkę przed końcem sezonu wiemy też, że drużyna Kirma ponownie ukończy go na siódmej pozycji w tabeli.
SIERGIEJ KRIWIEC
Białorusin w Lechu pojawił się zimą 2010 roku i na dzień dobry wywalczył z „Kolejorzem” mistrzostwo kraju. Poznaniacy Kriwca ściągnęli do siebie z BATE Borysów za 430 tysięcy euro, a ten odwdzięczył im się trzema golami i trzema asystami w pierwszym półroczu gry w Polsce. W Ekstraklasie reprezentant Białorusi grał jeszcze przez dwa sezony, po czym za pół miliona euro odszedł do chińskiego Jiangsu Sainty. Kolejki w tamtejszej lidze rozgrywane są systemem wiosna-jesień, w związku z czym, Kriwiec – mimo że w Azji spędził rok – występował tam na przełomie dwóch sezonów. Łącznie wystąpił w 20 meczach Jiangsu, w których zdobył jedną bramkę, a w 2013 roku jego klub – już bez Białorusina w składzie – wywalczył superpuchar kraju. Latem 2013 roku Kriwiec podpisał bowiem kontrakt z BATE, w którym jak dotąd radzi sobie bardzo dobrze – świadczy o tym choćby liczba 10 goli i 11 asyst, zdobytych w zaledwie 20 spotkaniach. Latem piłkarz wyróżnił się jeszcze na minus, gdy w eliminacyjnym meczu Ligi Mistrzów przestrzelił rzut karny, co ostatecznie pogrążyło BATE w dwumeczu z Szachtiorem Karaganda.
DANIJEL LJUBOJA
Słynny „Borsuk” to chyba najbardziej znane zagraniczne nazwisko, jakie ostatnimi czasy przewinęło się przez naszą Ekstraklasę. W Legii zameldował się w 2011 roku, mając na karku 33 lata, a za sobą występy w PSG, Sochaux, Strasbourgu, Hamburgu, Stuttgarcie czy Wolfsburgu. W Warszawie Ljuboja spisywał się bez zarzutu, choć poza boiskiem był postacią bardzo kontrowersyjną. Zwłaszcza jego pożegnanie ze stolicą odbyło się w mało sympatycznej atmosferze, ale Serba broniły liczby – 29 goli i 13 asyst zdobytych przez dwa lata świadczyły, że wciąż jest on całkiem dobrym piłkarzem. Od tego sezonu Ljuboja próbuje swoich sił w Ligue 2 w barwach Lens i… jak na razie radzi sobie znakomicie. 29 meczów, 8 bramek i 6 ostatnich podań – 35-letni Serb pokazuje, że jego dyspozycja w dalszym ciągu jest wysoka, i już niedługo być może znów będziemy mieli okazje, by oglądać go na boiskach Ligue 1. Jego Lens, na cztery kolejki przed końcem zajmuje bowiem drugie, premiowane awansem miejsce.
MANU
Portugalski skrzydłowy do Legii przyszedł w 2010 roku z CS Martimo za kwotę 100 tysięcy euro. Manu mógł się pochwalić CV, w którym figurowały takie firmy jak Benfica, AEK Ateny, Modena czy Estrela Amadora. W tej ostatniej piłkarz strzelił nawet 7 goli w lidze portugalskiej. W Legii niestety nie było już tak różowo, bo warszawskim kibicom Portugalczyk dał się poznać przede wszystkim jako zawodnik szybki. W zasadzie na dynamice opierający całą swoją grę. Przez półtora sezonu w Ekstraklasie Manu wystąpił jednak w niezłej liczbie 33 meczów, w których strzelił 3 gole i zaliczył 6 asyst. Zimą 2012 roku powędrował do Chin, gdzie 200 tysięcy euro wyłożył za niego klub ze stolicy tego kraju – Beijing Guoan. Po nieudanym roku w Azji piłkarz wrócił do Europy, został zawodnikiem cypryjskiego Ermisu Aradippou, w którym w tym roku zagrał jak dotąd sześciokrotnie, strzelając do tego jednego gola. Klub Manu w grupie mistrzowskiej cypryjskiej Division A, zajmuje jak na razie czwarte miejsce.
MAOR MELIKSON
Piłkarz, o którym Wojciech Kowalczyk mówił: „oglądając Ekstraklasę jest mnóstwo momentów, gdy myślisz, że dany zawodnik powinien posłać piłkę w inne miejsce. Melikson jest inny – zrobi to, zanim ten pomysł zdąży nam przyjść do głowy”. Kupiony w styczniu 2011 roku za 675 tysięcy euro z Hapoelu Beer Szewa Izraelczyk szybko stał się prawdziwą gwiazdą ligi, w swoim pierwszym półroczu zaliczając 10 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej. W kolejnym sezonie Melikson jednak – jak cała Wisła – znacznie obniżył loty i w styczniu 2013 roku został w końcu sprzedany. Za cenę dość promocyjną trzeba powiedzieć, bo Valenciennes, by ściągnąć go do siebie musiało zapłacić „tylko” 800 tysięcy euro. W Ligue 1 Izraelczyk radzi sobie naprawdę nieźle – 4 gole i 7 asyst w mocnej europejskiej lidze to naprawdę dobre liczby, tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę pozycję Valenciennes. Na trzy kolejki przed końcem wiemy już, że klub Meliksona opuści najwyższy szczebel rozgrywek we Francji – do tej pory zgromadził tylko 29 oczek i do bezpiecznej strefy ma 9 punktów straty.
ABDOU RAZACK TRAORE
Do Lechii Burundyjczyk trafił w 2010 roku jako dwukrotny mistrz Norwegii z Rosenborgiem. Najpierw gdańszczanie wypożyczyli Traore na rok, a gdy temu wygasł kontrakt z klubem z Trondheim – ściągnęli go do siebie na stałe. Prezentujący wesoły, efektowny futbol Razack z czasem stał się prawdziwą gwiazdą Ekstraklasy, a jego bramka przewrotką w meczu z Lechem, znana jest chyba każdemu, kto polską piłką interesuje się choć trochę. Z końcem 2012 roku kontrakt Traore z Lechią dobiegł końca i Burundyjczyk postanowił go nie przedłużać. 25 goli zdobytych w Polsce wyrobiły mu pewną markę w Europie, dlatego pomocnik miał w czym wybierać. Ostatecznie związał się z tureckim Gaziantepsporem, w którym przez pierwsze pół roku zagrał w jedenastu spotkaniach. Latem Razack miał trafić do Legii, ale pozostał w Super Lig i w tym sezonie spisuje się znakomicie. W czternastej drużynie tureckiej ekstraklasy wystąpił jak dotąd 25 razy, do siatki rywali trafiał osiem razy, ostatnie podania zaliczał sześciokrotnie, a miejsca w składzie nie oddaje od 28 września.
ARTJOMS RUDNEVS
Król strzelców Ekstraklasy z sezonu 2011/12, kiedy to zgromadził w barwach Lecha 22 trafienia. Do Poznania Łotysz trafił dwa lata wcześniej, przychodząc z węgierskiego Zalaegerszegi za 600 tysięcy euro. W Polsce Rudnevs dał się poznać jako napastnik z prawdziwego zdarzenia - nieważne czy to prawa noga, lewa, czy może głowa. Bez znaczenia, czy Lech grał z Juventusem czy z Jagiellonią – Łotysz trafiał jak na zawołanie. Dlatego latem 2012 roku „Kolejorz” sprzedał go za prawdziwą fortunę – 3,5 miliona euro do niemieckiego Hamburgera SV. W Bundeslidze Rudnevsowi wiodło się zupełnie dobrze, strzelił on 12 goli w siódmej drużynie ligi, ale od początku tego sezonu zarówno on, jak i cały HSV spisywał się beznadziejnie, dlatego zimą były snajper Lecha trafił na wypożyczenie do Hannoveru. W nim idzie mu nieco lepiej, jak dotąd strzelił trzy gole w czternastu meczach, a sytuacja jego tymczasowego klubu jest zdecydowanie lepsza od tej HSV – Hannover zapewnił sobie bowiem utrzymanie w Bundeslidze, zaś Hamburger będzie o nie grał pewnie w barażach.
JOHAN VOSKAMP
Do Wrocławia Voskamp przychodził jako król strzelców drugiej ligi holenderskiej, w której – w barwach Sparty Rotterdam – strzelił aż 29 goli w sezonie 2010/11. Śląsk kupił go wówczas za 300 tysięcy euro, ale szybko okazało się, że jego nowy nabytek nie jest wart tej kwoty. 9 goli strzelonych we Wrocławiu przez półtora roku to wynik bowiem mizerny, po raz kolejny stawiający pod wątpliwość skuteczność napastników przychodzących do Polski z Holandii. Latem 2013 roku Voskamp ponownie związał się umową ze Spartą i… znów gra jak z nut. 12 goli w 23 meczach szesnastej drużyny Jupiler League to wynik co najmniej dobry. A mógłby być jeszcze lepszy, ale ostatnie dziesięć kolejek Holender zmarnował z powodu kontuzji torebki stawowej.
WIKTOR DYNDA
fot. Łukasz Laskowski/Pressfocus