W piątek mecz kadry, a więc od poniedziałku wszechobecne w polskich mediach podniecenie i od razu nawoływanie: Gramy o Brazylię, kłopoty naszego rywala, będziemy faworytem, jesteśmy w formie. Ble, ble, ble. Rzygać się chce tym pieprzeniem.
***
Nie uczymy się na błędach. Przez niemal 30 lat piłki reprezentacyjnej i 17 lat klubowej nie nauczyliśmy się jednej bardzo prostej cechy: pokory. Wciąż ślepo wierzymy w wielkie sukcesy naszego futbolu. Wydaje nam się, że jesteśmy piłkarskim mocarstwem, którego wszyscy się boją. Otóż – nie jesteśmy. Zwykłe spojrzenie w tabelę, przeanalizowanie pozostałych meczów w grupie wystarczy, aby chłodno stwierdzić, że nasze szanse na awans są porównywalne do trafienia szóstki w totka. Do tego dołączając nasze możliwości w grze ofensywnej i odważnego selekcjonera wychodzi proste równanie o wyniku: zero.
Czytam w „Przeglądzie Sportowym”, że mecz z Danią był świetny. Ta sama gazeta jeszcze kilkanaście dni temu pisała, że średni, momentami słaby, były tylko przebłyski. Nagle okazuje się, że jednak nie. I jedynie głos rozsądku bije z wypowiedzi Włodzimierza Lubańskiego, który próbuje powiedzieć, że my to tak naprawdę jesteśmy przeciętni, nie mamy wykonawców i w ogóle nie łudźmy się. Jest on jednak storpedowany przez liczne artykuły nawołujące naszego selekcjonera o odwagę. Inne media nie pozostają dłużne: „Teraz czas na kadrę”, „Gramy o wszystko”, „Trenerze, odwagi”.
Prawda jest jednak taka, że gramy o nic, o pietruszkę, o złote majtki, o ananasa. Ale o awans? O Brazylię? Ludzie, pogięło? Jak już, to o pożegnanie z Brazylią. Wygramy? Super, pogratuluję. Ale to nic w naszej sytuacji nie zmieni. Nadal będziemy na czwartym miejscu. Ukraina gra z San Marino, Anglia z Mołdawią…
Pompowanie balona powoli zaczyna mnie obrzydzać. Legia wygra ze Steauą, Lech z Żalgirisem, Śląsk pokona Sevillę, Polska Czarnogórę, potem Ukrainę, no i jeszcze Anglię. Toż to jest zwykłe kłamstwo, robienie z czytelników debili! Nie lepiej podejść do tego z pokorą, pozwolić na głos rozsądku? Jesteśmy od tej Czarnogóry słabsi, oni są faworytem, a my gramy tylko o przedłużenie matematycznych szans na awans na mundial? Warto na końcu wspomnieć, że przed nami wyjazdowe starcia z Ukrainą i Anglią. O tym jakby wciąż zapominamy.
Załóżmy, że nawet z tą Czarnogórą wygramy. Potem dopiszemy sobie trzy punkty za San Marino. Szczytem marzeń w dwóch ostatnich kolejkach będą dwa punkty wywiezione z Ukrainy i Anglii. Na więcej – umówmy się – nie ma co liczyć. Zatem notujemy 8 punktów do końca eliminacji. Daje nam to na koniec rozgrywek 17 oczek. Zachowując system, że inni kandydaci wygrają swoje mecze z Mołdawią i San Marino i zanotują remisy między sobą, tabela wyglądać będzie następująco: 1. Ukraina 19pkt, 2. Anglia 18, 3. Czarnogóra 18, 4. Polska 17. To jest chyba jeden z najbardziej optymistycznych wariantów dla naszego zespołu.
Skończmy zatem to pierdolamento o byciu faworytem i meczu o wszystko. Podejdźmy do tego spotkania z wiarą, ale też z chłodną głową. Reprezentacja to dla mnie rzecz niemal święta. Ale nie lubię być okłamywany przez dziennikarzy. Tym bardziej sportowych. Czasami warto zignorować ich wybujałą fantazję i skupić się na realiach. A te są dla nas brutalne.
Nie chcę odbierać Wam cichej nadziei na końcowy sukces. Ale niech to będzie wiara podparta czymś konkretnym, a nie chorymi wizjami polskich żurnalistów, którzy zapominają, co pisali i mówili miesiąc temu. Nadzieja umiera ostatnia, głupota polskich mediów nie umiera nigdy…
KAMIL SZENDERA