Z wizytą w typowo włoskim… Irish Pubie

Prężący muskuły po zdobytym golu Mario Balotelii, dziennikarze kłócący się w studiu o to czyja drużyna jest lepsza, nie próbujący sztucznie zachowywać obiektywności. Na boiskach gestykulujący, wymachujący rękami i dyskutujący z sędzią piłkarze. Na trybunach głośni i wyraziści kibice. Taki obraz piłki kopanej wyłania nam się ze słonecznej Italii. Skoro tak ekspresyjni są dziennikarze i sami piłkarze to jak w takim razie muszą zachowywać się kibice w barach? Zapraszamy na wizytę we włoskim, a właściwie… irlandzkim pubie.

Zanim przejdziemy do meritum to jeszcze kilka słów wstępu, tak od serca. Kiedy przychodzisz do nowej redakcji i zaczynasz pisać, jednym z największych problemów jest odpowiedź na kilka, tylko z pozoru łatwych, pytań. Od czego by tu zacząć? Jak zrobić żeby ten tekst sprawił, że poczujesz satysfakcję z wykonania porządnej dziennikarskiej roboty? Lepiej zacząć od długiego czy krótkiego? Można się poczuć trochę jak niegdyś Bartosz Karwan w Hercie Berlin, już prawie miał wejść na boisko, wszystko było gotowe, ale… zapomniał koszulki,  czyli zapomniał co i kogo chciał reprezentować. Tak jak przed pierwszym tekstem. Właściwie zapominasz o czym chciałeś pisać.  W Footbarze, o dziwo pierwszy raz w życiu, takiego problemu nie miałem. No bo skoro Footbar to chyba wypadałoby napisać kilka słów właśnie o barach. Oczywiście tych serwujących jako danie główne przede wszystkim futbol. Tym samym chcielibyśmy Was zaprosić na wycieczkę. A właściwie „pub crawl” po europejskich barach. Zaczynamy wakacyjnie. Od słonecznej Italii.

Jak powszechnie wiadomo Włosi akurat w piłce kopanej, winie i jedzeniu zakochani są po uszy. Zarówno jedno jak i drugie wychodzi im znakomicie. Kuchnia prosto z Półwyspu Apenińskiego, dodatkowo zakrapania aromatycznym włoskim winem to zdaniem wielu absolutny lider światowy. Serie A, mimo opinii niejednego kibica twierdzącego, że włoskiego catenaccio oglądać się nie da, to też bezsprzecznie ścisła czołówka. Piłkarze na boisku niejednokrotnie teatralnie padają, gestykulują i wykłócają się z arbitrem. Mario Balotelii prężący swoje muskuły po strzelonym karnym , Tiziano Crudelli wykrzykujący słynne już we Włoszech: „Boa! Boa! Boa! Teng! Teng! Teng!”  po  zdobytej przez Boatenga bramce dla jego ukochanego Milanu na wizji jednej z włoskich stacji telewizyjnych, to obrazki które nikogo kto Italię trochę już poznał nie zdziwią.  Włoska telewizja i prasa sportowa prześcigają się w „głośnych”, ale i pomysłowych tytułach, a audycje radiowe czy telewizyjne pełne są luźnych komentarzy czy bawiących do łez wstawek. Skoro tak ekspresyjni są sami piłkarze czy nawet dziennikarze zajmujący się futbolem to co musi dziać się w barach pełnych kibiców?

- “ Cazzo! Anche io l’avrei fatto quel gol!”- to zdanie, które najczęściej można usłyszeć siedząc w przeciętnym włoskim barze . Tłumaczyć  słowa “cazzo”chyba nikomu nie muszę, no ale jak ktoś nie zna to niech sobie sprawdzi. Ja się wstrzymam. Druga część znaczy coś jak Wasze “Nawet ja bym to strzelił”. To zdanie typowe wypowiadane przez setki kibicowe – śmieje się Paolo kibic Juventusu, urodzony pod Turynem, a obecnie mieszkający w Polsce. Zdanie rzeczywiście może i typowe, nic wielkiego, ale za to już samo miejsce spotkań zaskakuje.

Najpopularniejsze miejsca we Włoszech do obejrzenia meczu ligowego czy reprezentacji, to w ostatnich 10-15 latach… Irish Pub. – Stały się ostatnio tak modne, że właściwie we Włoszech utożsamia się je tylko z futbolem, dużo bardziej niż z irlandzką tradycją czy muzyką – tłumaczy Marco kibic Interu.

We “włoskim” Irish Pubie można spotkać głównie młodych ludzi, ale za to bardzo zróżnicowanych kibiców. – Przy jednym stoliku spotkasz typowego gościa, który stylizuje się na eleganta i swoim wyglądem i zachowaniem stara się jakby zawstydzać resztę podczas gdy przy drugim siedział będzie facet, który komentuje na cały głos każdą akcję soczystym “cazzo” – opowiada Marco. W tej kwestii sędziowie zasługiwaliby chyba we Włoszech na osobny rozdział. Ich decyzje wykrzykując setki przekleństw komentują donośnie kibice obu drużyn. Obu, bo to że w barze siedzą fani dwóch zwaśnionych ekip prawie nigdy nie kończy się bijatyką. Za to ironiczne komentarze czy przyśpiewki na temat zawodników czy gry przeciwnika to już chleb powszedni. – Nie tak dawno podczas meczu Milanu po strzelonej bramce przez popularnego Super Mario jeden gość wstał, zaczął skakać i krzyczeć “Se saltelli segna Balotellli” ( tłum. Skacz dalej, strzeli Balotelli), odpowiedział mu drugi zmieniając słowo “segna” na “muore” (tłum. umrze). I tak po kilku sekundach w pubie skakali już wszyscy. I tak sobie skakali krzycząc, w zależności od preferowanej drużyny, jedno albo drugie – opowiada Paolo kibic Parmy.

„Umieraj”, „giń” czy  wyzwiska i ogółem język używany w takich pubach podobny do stadionowego. Przekleństwa każdego rodzaju, ale przynajmniej mamy dużą różnorodność, we włosko-irlandzkim pubie obelgi z reguły rzucane są w przeróżnych dialektach.  – Czasami ciężko mi cokolwiek zrozumieć gdy np. ktoś z południa chce przekląć po decyzji sędziego – opowiada urodzony w okolicach Rzymu Fabrizio.

Przez całe 90 minut, podobnie jak na słonecznych włoskich ulicach, w barze jest bardzo głośno. W końcu emocjom dają się ponieść prawie wszyscy, taki pub po prostu „żyje meczem”. Można się poczuć jak na stadionie. – Śpiewamy, wściekamy się i pijemy piwo przez 90 minut, ale jest jeden haczyk, te mecze nie mają aż tak dużego wpływu na życie przeciętnego włoskiego kibica. Prawie nie zdarza się, że grupa kolegów zostaje długo celebrować zwycięstwo czy przeżywać porażkę. Z reguły tuż po końcowym gwizdku zdecydowana większość rozchodzi się po okolicznych dyskotekach szukając innych rozrywek. I wtedy zaczyna się wielkie nocne polowanie – śmieje się Fabrizio. – Ponad wino i kuchnię kochamy piękne kobiety i nawet futbol nie jest w stanie nas zatrzymać…

Już niedługo zabierzemy was na kolejną wycieczkę, gdzie dowiecie się m.in. w którym kraju kibice chodzą do pubów o nietypowych nazwach jak choćby np. „Happy Pig”…

Salute!

JAKUB FILA

Pin It