Eric Mouloungui został dziś oficjalnie zaprezentowany jako piłkarz Śląska Wrocław. Wypożyczony z Al Wahda FC do końca obecnego sezonu i lansowany na gwiazdę zawodnik, może okazać się transferową pomyłką.
„Za pięć dwunasta” działacze Śląska robili wszystko, aby nieco przypudrować obraz fatalnego okienka transferowego. Chcieli udowodnić, że jeszcze obok Legii (sic!) i Lecha, okażą się największymi zwycięzcami ostatnich kilku tygodni, a niesmak po odejściu Tomasza Jodłowca błyskawicznie pójdzie w niepamięć. Szumnie zapowiadali transferową bombę równą przenosinom Danijela Ljuboji na Łazienkowską 3.
Zastanawialiśmy się, co też Śląsk chce wykombinować, gdy zachodnie rynki transferowe już dawno zostały zamknięte na cztery spusty. Przysłowie jednak mówi: „Dla chcącego nic trudnego” i tak na Oporowską trafił reprezentant… Gabonu – Eric Mouloungui. Słyszeliście prawda? W Śląsku „ah” i „oh”. Pytanie, z jakiego powodu?
Przeciętnemu kibicowi nazwisko Mouloungui mówi tyle co nic. Kojarzy się pewnie najwybitniejszym znawcom afrykańskiego i francuskiego futbolu. To właśnie we Francji Gabończyk spędził najlepsze lata kariery i przyznamy – pokazał, że w piłkę naprawdę grać potrafi(ł). Dzielnie bronił barw RC Strasbourg oraz OGC Nice, 24 bramki w 188 występach w Ligue 1, 11 bramek w 38 spotkaniach Ligue 2. Latem 2011 roku był o krok od przeprowadzki do West Ham United, ostro domagał się go ówczesny menadżer „The Hammers” – Sam Allardyce. Oferowane 1,5 miliona euro nie skusiło włodarzy Nicei, a sam zainteresowany rozmyślił się ponoć w ostatniej chwili. Do całego dorobku dołóżmy jeszcze 25 spotkań w reprezentacji Gabonu, 5 strzelonych goli i dwukrotny udział w Pucharze Narodów Afryki.
CV budzi podziw, w Śląsku bardzo się nad tym rozpływają. Ale czy ktoś zastanowił się, co ma przeszłość do teraźniejszości? Ktoś kiedyś mógł być wielkim piłkarzem, ale z różnych powodów nagle zatracił blask, spadając na znacznie niższy poziom. I niestety, gdy przyjrzymy się ostatnim miesiącom, odkryjemy dramat Gabończyka, który niegdyś miał zadatki na obiecującego gracza. Od przeszło ponad roku zmaga się z najróżniejszymi kontuzjami. A to kostka, a to kolano, a to staw biodrowy i tak w kółko. W efekcie latem opuścił Niceę, przechodząc do katarskiego Al Wahda. Dobrze wiemy, że jak piłkarz obiera ten kierunek, to albo chce dobrze zarobić, albo udać na piłkarskie wakacje. Najczęściej dwa w jednym. W każdym bądź razie nie wiąże się to raczej z perspektywą dalszego rozwoju. Przypadek Moulounguiego można rozpatrywać w podobnych kategoriach. Tym bardziej, że podobno miał oferty z Francji i Rosji.
Załóżmy jednak, że był tam z zamiarem odbudowy formy. Niestety starania skończyły się fiaskiem.. Jesienią zaliczył raptem jedno spotkanie. Następnie znów dochodził do siebie po kolejnym urazie.
A teraz cała seria hitów w kolejności chronologicznej. Lepiej zapnijcie pasy!
- Zimą katarski klub nie zgłosił Moulounguiego do rundy wiosennej. Dlaczego? - Doznał kontuzji. Może nie zagrać nawet przez pół roku(!) – wyjaśniał trener Branko Ivanković.
- Al Wahda ze względu na limit obcokrajowców w lidze katarskiej musiała pozbyć się Gabończyka, ale nie myśli o sprzedaży. W połowie lutego prawie wypożyczyła go do Servette Genewa, ostatniej drużyny szwajcarskiej ekstraklasy. Prawie, bo Mouloungui nie przeszedł testów medycznych.
- W końcu Katarczycy osiągnęli cel i upchnęli Moulounguiego w Śląsku. Zrobili wszystko, by mieć z nim spokój. Zobowiązują się finansować praktycznie całą pensję. Wrocławianie mają tylko opłacać mieszkanie i samochód.
Czujecie to? Śląsk okrzykuje mianem transferowej bomby piłkarza, o którym tak naprawdę nie wiadomo, ile razy kopnie piłkę przez najbliższe kilka miesięcy. Oczywiście na Oporowskiej zarzekają się, że Mouloungui jest w dobrym stanie i na pewno wróci do dyspozycji. Oblane testy medyczne w Szwajcarii nie mają, jak widać żadnego znaczenia. Nic a nic nie dają do myślenia. Pozytywu doszukamy się tylko w niskim ryzyku. W razie ewentualnego niewypału, dużych strat nie będzie. Aczkolwiek wiemy, że w kasie Śląska się nie przelewa. Liczy się każda złotówka.
Nie zapominajmy, że Śląsk to taka przystań pomagająca zagubionym wrócić do futbolowej rzeczywistości po dłuższym odizolowaniu od boiska. Przykład: Krzysztof Ostrowski. Trawy nie powąchał przez całą jesień, a już przebija się do pierwszego składu. Skoro jemu się udało, to może i Moulounguiemu się powiedzie? Będziemy trzymać kciuki.
DANIEL KAWCZYŃSKI